Przejdź do głównej zawartości

Co pan NATO?


Drogi Donaldzie.
W ostatnim liście pytałeś co tam w Twoim ukochanym kraju, tym kraju, słychać. Odpowiadam wywołany do tablicy: bez zmian. Prawica z prawicą się żre, opozycja stoi okoniowi ością w gardle, ksiądz, pan i pleban odzyskują krok po kroku przynależne sobie średniowieczne przywileje, chłop orze jak może, jak nie może to robi dzieci bo umie łączyć przyjemne z pożytecznym, pielęgniarki strajkują bo je na to stać, Powiatowa Beata wciąż marzy, żeby Jarek ją wycałował w PiSie, a rubel, tfu! złoty spada w dół w porównaniu do franka. Jak pisałem bez zmian. Pytałeś też co u mnie? W pierwszych słowach mego listu zapewniam Cię, żem zdrów. Ale opowiedzieć koniecznie Ci muszę moją ostatnią przygodę. Podróżując całkiem niedawno po Twoim kochanym kraju, tym kraju, a dokładnie po jego północno wschodnich rubieżach, gdzie dziadek Twój tak dzielnie stawał naprzeciw Armii Czerwonej, tuż przy granicy z tak zwanym Obwodem Kaliningradzkim natknąłem się na leśny obóz turystek z Anglii (jak same mi powiedziały). Do tej pory myślałem, że niewiasty pochodzenia wyspiarsko dżdżystego są mocno szkapowate, raczej mało urodziwe i do tego w ogóle nie rozrywkowe. Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy ujrzawszy cztery nadobne rusałki, zostałem z marszu zaproszony do ogniska, w którym piekły się ziemniaki i na którym wesoło posapywał czaj zaparzony w samowarze. Znalazła się też oczywiście tuszonka z konserwy otwartej zręcznie bagnetem i słonina wędzona zawijana w gazetę. Nadia, Natasza, Tamara i Ksenia (bo tak się nazywały te angielskie turystki) nie wiadomo skąd wytrzasnęły też akordeon i 4 litry samogonu ziemniaczanego. Po pierwszym litrze moja znajomość angielskiego w mowie i rozumieniu znacznie się poprawiła i wyłapywałem nawet co bardziej skomplikowane zwroty jak np. nu dawaj pijom, na szczastie twajo i majo, za nas w miestie i za chuj s nimi i tym podobne. Po drugim litrze odśpiewałem razem z poddanymi jej Królewskiej Mości Kalinkę oraz Boże chroń Cara, a po trzecim tańczyliśmy wokół ogniska kazaczioka. Co było po czwartym litrze bimbru nie pamiętam dokładnie, wiem tylko, że rano obudziłem się szczelnie opatulony w śpiwór w kolorach maskujących (żeby nie pogryzły mnie komary śpiwór był mocno obwiązany sznurem), a po angielskich turystkach nie był śladu. Zostało tylko jedno nieotwarte piwo, a pod nim kartka, ze skreślonym nie wiadomo czemu cyrylicą jednym zdaniem: do zobaczenia wkrótce, znajdziemy Cię! Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy to nie jakiś sen był, ale przypomniałem sobie, że zanim otworzyliśmy samogon moje piękne świeżo zapoznane koleżanki z UK dały się namówić na parę zdjęć. Wydostawszy się z niemałym trudem ze śpiwora pPopędziłem więc w kierunku najbliższego miasta zaopatrzonego w wywoływacz i zimne piwo. Po drodze oczywiście natknąłem się na patrol Wojsk Ochrony Pogranicza. Wyobraź sobie Donaldzie, że odkąd jesteśmy w NATO, UE i Schengen te nieroby się tak nudzą, że na służbie ani chybi czytają pasjami Danikena, bo przez godzinę mnie maglowali o jakieś zielone ludki. Muszę chyba do Antosia napisać, żeby im przysłał parę psałterzy do wykucia na pamięć, pomóc to i pewnie nie pomoże w niczym, ale i w niczym nie zaszkodzi, a oni z nudów się przestaną głupotami zajmować. Tak czy siak w końcu mnie puścili, piwo wypite, zdjęcia wywołane, przesyłam Ci je razem z listem, żebyś przypadkiem nie myślał, że tam w Brukseli, wśród tych wszystkich Arabów jesteś światowcem, a my tu niby na zadupiu siedzimy. Co to to nie. Oto dowód, moje koleżanki, ze Zjednoczonego Królestwa. I co pan NATO?
p.s.
Małgośce tylko nie pokazuj! Bo powie mojej żonie i będzie potem gadania, jakby nie wiadomo co się stało.










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b