Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2017

Szatan, szatan oł je.

Co jakiś czas zdarza się tak, że ktoś mi próbuje coś wmówić. Czasami przypadkiem, czasami świadomie. Świadkowie Jehowy odkąd poprosiłem ich, żeby pomogli przekopać ogródek już sobie odpuścili. Akwizytorzy maści wszelakiej do furtki mojej nie docierają (a może docierają, ale dzwonka brak). Listonosz nawet mi nie próbuje wmówić, że moje rachunki są moje, zwyczajnie je zostawia w zaprzyjaźnionym sklepie u pani Grażynki. Nawet mój lekarz przestał mi wmawiać, że źle się prowadzę. Bo umarł. Codziennie natomiast internety i tych internetów użytkownicy prześcigają się, żeby mi właśnie coś wmówić. Pominę oczywiście wszystkie te zaproszenia do randek, do oglądania półnagich dziewcząt z ich domowych kamer oraz pominę popularnego podobno ostatnio Błękitnego Wieloryba. Czyli pomijam wszystko co dla idiotów. Ale pomijając to wszystko co uznaję za szkodliwe i tak trafiam na "mega" ważne newsy. Jak ten umieszczany przez wielu moich znajomych. Okazuje się bowiem, że mamy przesrane. My, czyli

Lubię wrony.

"Lubię wrony" to tytuł jednej z wielu piosenek napisanych przez zmarłego całkiem niedawno Wojciecha Młynarskiego. Przewspaniałego autora testów, kompozytora i piosenkarza, który w sposób trafny i ironiczny opisywał naszą polską (i nie tylko) rzeczywistość, zarówno za czasów mrocznej komuny jak i już po transformacji na równie mroczny kapitalizm. Tytułowy utwór powstały w roku 1970 w sposób sprytnie zawoalowany przedstawia między innymi nasze socjalistyczne problemy związane z wyjazdami zagranicznymi, zwłaszcza na tak zwany zgniły zachód. Starszym tłumaczyć tego nie trzeba, ale młodzieży spieszę wyjaśnić czemu pan Wojciech i wielu ówczesnych innych piosenkarzy, tekściarzy, kabareciarzy i literatów musiało przemycać podwójne treści do swoich dzieł. Bo żyli/żyliśmy w kraju i w systemie w którym panował przymusowy wieczny dobrobyt, swoiście rozumiana wolność, równość oraz szczęście, więc można było mówić o nim tylko dobrze. I nawet jeśli coś było nie tak (a nie tak było właściwie

Apokalipsa.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dopełnia się przepowiednia świętego Malachiasza i nadchodzi rychły koniec świata. Przynajmniej dla niektórych. A właściwie dla konkretnej grupy ludzi. Ale po kolei. Święty Malachiasz (to dla tych, którzy nie są obryci w świętych) był dwunastowiecznym irlandzkim duchownym który po przybyciu do Rzymu doznał objawienia i ukazała mu się lista wszystkich papieży, od świętego Piotra, aż po kres papiestwa. Czyli... No właśnie. I tu trwają spory różnych uczonych i tych nieuczonych też, którzy ręka w rękę próbują udowodnić lub obalić tezę, iż Franciszek jest właśnie ostatnim papieżem, antychrystem z przepowiedni, przez którego cały kościół pospołu z Rzymem ma lec w gruzach. Będąc posiadaczem jako takiego wykształcenia technicznego zazwyczaj podchodzę do bajek, mitów i legend z należytym dystansem, nie żebym nie zerknął, nie przeczytał, nie poznał, ale niekoniecznie biorę je na serio. Ta jednak przepowiednia irlandzkiego księdza (swoja drogą musieli