Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2015

Ministra.

Ktoś kiedyś napisał, że listopad to suma wszystkich poniedziałków w roku. Coś w tym jest. Wstaje człowiek rano, a tu ciemno, ponuro, grzmi i leje. A jak nie leje, to sypie śniegiem. A jak nie sypie to jest zimno. Nic tylko zaszyć się w domu i przeczekać. Tylko jak przeczekać? W radiu jak zwykle o tej porze święta już, bałwanki, renifery, miłość i inne takie bzdety. W telewizji jak nie pokazują Kewina samego gdzieś tam, to pokazują gości biegających po piasku z zabandażowanymi głowami, albo straszy gęba złośliwego karzełka i reszty jego menażerii rodem z bardzo egzotycznego cyrku. W internecie panika. Jak sklepowa komuś przez pomyłkę policzy o 10 groszy więcej za chleb to już na pewno załamanie rynku i kryzys. Jak Turcy zestrzelą ruski samolot wojskowy bo był tam gdzie nie trzeba, też kryzys. Jak minister kultury zakazuje biegania z fiutem na wierzchu to kryzys. Jak specjalista od wzrostu brzóz bierze sobie dwudziestolatka na doradcę (moim zdaniem to trafny wybór, wszak to samo post

Helios

Helios czyli słońce. Niby rzecz tak oczywista, codzienna, czasami nawet niezauważalna, no chyba że natarczywie nam świeci prosto w oczy. A przecież, bez słońca nie byłoby życia na ziemi żadnego, w tym także nas. Naukowcy na całym globie ziemskim już od dawna znają zbawienny wpływ słońca na ludzki organizm. Promienie słoneczne zwiększają pojemność tlenową czerwonych krwinek, a także pobudzają wydzielanie hormonów, dzięki czemu poprawiają odporność organizmu. Przyspieszają też przemianę materii pozwalając organizmowi szybciej oczyścić się z toksyn. Podnoszą poziom endorfin. Dzięki pobudzaniu naszego organizmu do wydzielania witaminy D wzmacniają kości. Normalizują ciśnienie krwi, regulują poziom cukru, a umiarkowana opalenizna nadaje skórze gładkości i elastyczności oraz skutecznie chroni nasz organizm przed grzybami i drożdżami. Działanie promieni słonecznych przede wszystkim powoduje wzrost płodności, co oczywiście przekłada się na statystyki - najwięcej dzieci zostaje wszakże poczętyc

Marzenia.

Najlepszym dowodem na to jak zmieniają się czasy są marzenia. I nie chodzi mi o to, że dziś marzy się o maybachu zaparkowanym w wielkim garażu jeszcze większej willi z basenem tuż pod miastem, a kiedyś marzyło się o małym fiacie na parkingu pod blokiem. Tylko o takie zwykłe ludzkie marzenia. Zdrowie, szczęście, miłość. Kiedyś niewiasty marzyły, żeby poznać tego jednego, jedynego, zakochać się, żyć z nim w zdrowiu i szczęściu ile się da i będąc szczęśliwą do granic możliwości umrzeć siedząc w wygodnym fotelu na ganku własnego domku otoczonego bzami patrząc na bawiące się wnuczęta. A chłopcy marzyli, żeby jeszcze przed ślubem poznać tyle nieskrępowanych ostrymi normami obyczajowymi niewiast ile się da, a potem poślubić dziewicę, żyć z nią długo i szczęśliwie i kiedy Ona umrze szczęśliwa w wygodnym fotelu na ganku domku, otoczonego bzami patrząc na bawiące wnuczęta móc się wreszcie porządnie upić z kolegami i też umrzeć szczęśliwym. Dziś co prawda chłopcy nadal marzą o spotkaniu tych wszy

Chryzantemy złociste.

Niniejszym wszem i wobec chciałbym oznajmić każdemu, kto kiedykolwiek odwiedzał mnie w moim lesie korzystając podczas jazdy z moich wskazówek zawierających spis charakterystycznych punktów topograficznych iż uległy one pewnej zmianie. Właściwie istotnej. Wskazówka: "przy drewnianej ruderze skręć w prawo" uległa z dniem dzisiejszym bardzo spektakularnemu przedawnieniu. Albowiem drewniana rudera spłonęła, razem z rosnącą przy niej całkiem niemłodą sosną. Teraz jakby co to przy kupie zgliszczy i kikucie sosny w prawo. Przyczyny pożaru nieznane, niemniej taka drobna refleksja... najszybszy czas reakcji od zgłoszenia na 112 miała moja gminna izabelińska (a tuż po nich też gminna z Lasek) straż pożarna. Niecałe 20 minut. Co w przypadku drewnianej konstrukcji oznacza, że wpadli dogasić i zabezpieczyć teren. Warszawska państwowa zawodowa "jedenastka" 40 minut (ale szumnie, bo na dwa wozy z różnymi sygnałami). Co w praktyce oznacza, że gdyby nie było gminnej ochotni

BlaBla.

Jako szczęśliwy posiadacz dwójki dzieci w wieku szkolnym jestem na bieżąco. I to wcale nie z matematyką (choć trochę też), ani najnowszą modą na fryzury wśród młodzieży. Jestem za to na bieżąco z cyberprzemocą, zagrożeniami czyhającymi na dzieci w internecie oraz wpływem alkoholu i dopalaczy na młody, rozwijający się organizm. Wcale nie dlatego, że jako troskliwy ojciec staram się roztoczyć parasol ochronny nad moimi pociechami. Ani nie dlatego, że któreś z dzieci mych zeszło na ścieżkę występku i używek. Przynajmniej jeszcze nie. Powód jest inny i bardzo prozaiczny. Monopolistyczna instytucja zwana dla niepoznaki czasami szkołą państwową działa profilaktycznie, zapobiegawczo i edukacyjnie bardzo wybiórczo i wedle własnego widzimisię. Efektem tego jest to, że z jednej strony rodzic na każdym kroku słyszy zdanie podkreślane grubą linią, że "szkoła nie jest po to, żeby wychowywać dzieci", a z drugiej strony zadając dziecku pytanie "co tam w szkole" otwiera szeroko ocz

Żagiel.

Święta, święta i po świętach. Jeszcze z cmentarzy nie uprzątnięto stert śmieci, a już ze sklepowych półek znikają w błyskawicznym tempie znicze i chryzantemy, ustępując miejsca choinkom, Mikołajom, łańcuchom i bombkom. Bo niezależnie od pory roku, rodzaju święta czy regionu Polski wyścig handlowców do naszych portfeli trwa. Każda okazja jest równie dobra i każdy chwyt jest dozwolony. Beztroskie chwile niedzielnych zakupów spędzanych na leniwym szwendaniu się od sklepu do sklepu w galeriach handlowych odchodzą w niepamięć. Już za chwileczkę, już za momencik będziemy zewsząd atakowani promocjami, wyprzedażami i wielkimi obniżkami cen już od pierwszego dnia pojawienia się towaru na półkach. A wszystko to w rytm łajtchristmasów, lulajżejezuniów czy santaklausówiscomingujących. Bo jak wiadomo wszystkim od setek lat, muzyka łagodzi obyczaje oraz jak wiadomo od niedawna specom od marketingu, pozwala zrelaksowanym klientom łatwiej i chętniej sięgać do kieszeni po pieniądze. Czyli niestety, zap