Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2014

Panta rhei.

Wszystko płynie jak dawno dawno temu rzekł Heraklit z Efezu. I jak będzie chciało popłynąć to nawet brak wody temu nie przeszkodzi jak twierdzę teraz ja, obserwując przez opuszczone żaluzje świat. W Afryce gdzie więcej jest piasku niż wody szerokim strumieniem rozlewa się fanatyzm religijny i to w najgorszym możliwym wydaniu. Tam jak to od wieków bywało znowu piasek miast sycić się wodą syci się krwią. Na pograniczu Europy i Azji ropa i gaz bez smarowania krwią obejść się też nie mogą. Za chwilę na pewno okaże się, że w Ameryce Południowej nie można zwyczajnie gówna zbierać i sprzedawać, tylko trzeba się o nie znowu zabijać. A w USA na pewno znowu jakiś przykurzony mędrzec znowu pośle naiwnych na męczeńską śmierć. Tak się ten świat kręcił od wieków i kręcić wcale się nie przestanie. Czasami mam wrażenie, że gdyby krew zabitych przestała płynąć to i czas stanąłby w miejscu. Tego kręcącego się póki co jak należy świata kurczowo trzyma się też kościół katolicki. Zwłaszcza ten nasz, rodzim

PiP

Dziś w ramach pisania o "bele czym" chciałbym Wam przedstawić pokrótce sylwetkę nosorożca indyjskiego zwanego też pancernym, a to ze względu na grube fałdy skóry, przypominające tarcze pancerza. Zwierzę to w naturze zamieszkuje północno-wschodnie Indie oraz Nepal. Jak podaje Wikipedia po raz pierwszy w Europie pojawił się w 1513 roku - przypłynął statkiem jako dar dla ówczesnego króla Portugalii i stał się tak wielką atrakcją, że na swojej grafice uwiecznił go słynny malarz Albrecht Dürer. Dziś z powodu działalności człowieka populację tego nosorożca ocenia się na około 3000 sztuk, a liczba ta jest jest taka "duża" tylko dlatego, że dość wcześnie podjęto działania mające na celu ochronę tego gatunku. Tym bardziej więc cieszy fakt, że w dniu wczorajszym, w warszawskim zoo na świat już po raz drugi przyszedł mały nosorożec pancerny. W tym momencie powinniście sobie wyobrazić redaktora Bogusława Wołoszańskiego, stojącego przed bramą zoo (tu i ówdzie dla dodania dramaty

Trzy Gracje.

Dawno dawno temu (ale nie za siedmioma górami i rzekami) pewien aktor, reżyser, kabarecista i piosenkarz Ernst Bunsh rzekł (i chyba też zapisał) mądre słowa: "Ojcem zostać łatwo, znacznie trudniej nim być. Tak się w moim życiu złożyło, że ojcem udało mi się zostać dwukrotnie w wyniku czego aktualnie borykam się z byciem nim. Jak powszechnie wiadomo wychowanie dwójki synów to wcale nie łatwy kawałek chleba, niemało się trzeba nagłówkować, napocić, nabiegać, a i tak nie ma gwarancji, że przyniesie to zamierzony efekt. Obserwując wzloty i upadki wychowawcze moich licznych znajomych, którzy dzieci postanowili mieć wcześniej niż ja doszedłem do jednego, jedynego słusznie wniosku. Żaden rodzic nie będzie w stanie być mądrym przewodnikiem dla swoich dzieci, jeżeli nie pozna na własnej skórze wszystkich pokus jakie na młodych w dzisiejszych czasach czyhają. I co następuje: poznałem z twarzy i imienia wszystkich dealerów w okolicy, testuję każdy nowy alkohol jaki pojawia się na rynku, zac

Nina.

A dziś w ramach uzupełniania zaległości będzie Nina. A dokładniej moja pierwsza przygoda z nią. Nie mylić z tak zwanymi wakacyjnymi przygodami, choć chyba wakacje akurat były. Po prostu Nina się jeszcze u mnie na zdjęciach pojawi. A właściwie pojawiła. Ale nie wyprzedzajmy wydarzeń. Załóżmy, że są jeszcze wakacje, parkuję auto w Płocku pod blokiem gdzie akurat mieszka Nina, którą do tej pory znałem tylko z internetowych rozmów. Mieliśmy z Niną dwa luźno dogadane pomysły na sesję zdjęciową, ale kiedy wczłapałem się na ente piętro schodami stwierdziłem, że chcę kawę i chwilę na przemyślenia. Ku zdziwieniu Niny buty, torbę z aparatami i kurtkę rzuciłem na podłogę (Nina młoda jest i nie wie, że prawdziwy mężczyzna nawet brudnych skarpetek i gaci się nie boi na podłogę rzucić), kawę wypiłem i stwierdziłem, że tu i teraz fotografować ją chcę, bez szukania innych miejsc, bo miejsce, fotel i światło mi się podobają. Wielu osobom zapewne zawartość tła będzie przeszkadzać, ale uczciwie pow

Paula.

"Szanuj czas i pieniądz, zęby myj, zbieraj złom, dobry bądź dla zwierząt, one Ciebie też kochać chcą..." Tak lata temu śpiewał (wtedy jeszcze umiał) Panasiewicz z zespołem Lady Punk. Czasu i pieniędzy niestety szanować się nigdy nie nauczyłem. Jedno i drugie jakoś tak przecieka mi przez palce niepostrzeżenie, że już nawet nie próbuję tego kontrolować. Złom chciałem zbierać, ale zrezygnowałem kiedy dowiedziałem się, że rozkręcanie torów jest nielegalne. Mycie zębów nie podlega żadnej dyskusji, zepsute zęby i zapach przeterminowanych gumowców wydobywający się z buzi to dziś obciach jest i już. Za to zwierzęta kocham. Jedne tak po ludzku lubię czasami pogłaskać, zabrać na spacer czy pokarmić jak sobie pływają w stawie. Inne kocham jeść, bo jak ktoś kiedyś powiedział, nie po to moi przodkowie wspinali się na szczyt drabiny ewolucyjnej, żebym żarł sałatę jak krowa. Oprócz miłości do zwierząt mam też wiele innych pasji, jedną z nich jest słabość do książek. Już nie pamię