Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2016

Zazdrość.

Zazdrość to bardzo nieładne uczucie. Bo przecież nieładnie jest komuś zazdrościć. Że ma lepsze auto albo szczuplejszą i bardziej cycatą żonę. Większy dom, więcej dzieci, dobrą pracę, mniej dzieci, nie ma w ogóle żony tylko koleżanki, groźnego psa, zmarłą teściową lub obraz Picassa w salonie nad kominkiem. Czy, że był dwa razy na Bora Bora w wakacje, a nam się nie trafiło nawet raz bara bara. Albo, że szwagra stać na whisky z colą, a nam tylko wystarcza na wódkę z herbatą. Najzwyczajniej w świecie szkoda czasu i żółci na takie uczucia. Lepiej się cieszyć z tego co mamy, nawet jeśli w porównaniu do innych mamy niewiele. Ale sami wiecie... no taka już ludzka natura, że jak zadra cudze powodzenie gdzieś w małym palcu dłoni tkwi pod skórą i swędzi i dokucza. Sam zazwyczaj mam tak, że cieszę się z sukcesów bliźnich moich. A jeszcze jak się dobrze wiedzie komuś znajomemu to cieszę się podwójnie. I wcale nie dlatego, że liczę na darmowe piwo czy pół litra. Po prostu zdaję sobie sprawę, że cu

Voodoo.

Matka Boska nam pomoże bo ją bardzo dobrze znamy, biskup śpiewa, a chłop orze, Amerykę doganiamy, hej, Polacy, hej, Polacy, my jesteśmy wyjątkowi, nadrealizm i Witkacy o tym pisał już Gombrowicz... Tak mniej więcej 20 lat z okładem temu punkowy zespół Big Cyc opisywał rzeczywistość.Większość z Was tego nie pamięta, bo wszystkie wspomnienia dawno wysikaliście w pieluchy. A reszta zapomniała bo z emerytury na lecytynę nie wystarcza. A były to mroczne czasy rządów, prawie że dziewicy Hanny Suchockiej i histerii katolickiej związanej z podpisaniem konkordatu czyli aktu poddaństwa Watykanowi. Nie będę się teraz rozpisywał o wszystkich przekrętach jakich potem kościół katolicki dzięki temu aktowi wiernopoddaństwa się dopuścił i dopuszcza nadal. Nie będę udowadniał, że to właśnie od tamtej pory księża zamiast zajmować się duszami swoich wiernych zajęli się zarabianiem kasy i polityką. Bo mądry i tak to wie, a głupi nie zrozumie. Na przestrzeni tych lat w Polsce bywało różnie. Raz na lewo, raz

Tolerancja made in Francja.

Jestem tolerancyjny. Jestem tolerancyjny. Jestem tolerancyjny. Ale nie jestem idiotą. Chyba. Więc czemu za każdym razem kiedy kolejny nadgorliwy wyznawca Allaha posyła do trumny kolejnych niewinnych przechodniów ktoś natychmiast mi próbuje wmówić, że moja niechęć do islamistów jest oznaką nietolerancji, ksenofobii lub rasizmu? Podkreślam słowo klucz: islamistów. Którzy to nagminnie są myleni przez obrońców poprawności politycznej i multikulti z muzułmanami. Muzułmanie wszak żyją od wieków w Polsce i z tego co pamiętam z lekcji historii krzywda im się nigdy nie działa (pomijając Bunt Lipków, który to fakt nawet Sienkiewicz wplótł w swoją powieść), a i oni nikogo nie krzywdzili. Od czasów Unii Litewskiej muzułmanie głównie pochodzenia tatarskiego żyli wspólnie z Polakami w granicach Rzeczypospolitej, pracowali, modlili się po swojemu i umierali wspólnie z katolikami, protestantami, prawosławnymi i żydami w obronie kraju jaki wybrali sobie za ojczyznę. Żeby było ciekawiej to właśnie muzuł

Lato w mieście.

Wierzcie mi lub nie wierzcie, ale mamy kolejne lato w mieście. Na wsi też, no ale na wsi dzieciaki się raczej nie nudzą, bo rodzice gonią do roboty w polu, więc albo te dzieciaki ciężko pracują, albo robią wszystko żeby spieprzyć do miasta. A w mieście zazwyczaj każde lato wyglądało mniej więcej do tej pory tak tak jak śpiewany przebój pewnej grupy, w którym to utworze wieczorami chłopcy wychodzili na ulicę szukać czegoś co wypełni im czas. Do tej pory. W tym roku "na szczęście" zamiast rzucać kamieniami w koła samochodów młodzież młodsza, średnia i starsza może się swobodnie i beztrosko uganiać za pokemonami wirtualnymi. Średnio się jeszcze orientuję jako posiadacz telefonu nie srajfona w fenomenie tej zabawy, ale już zauważam zewsząd spływające świeżutkie jak kleks na białych gaciach wiadomości o przekraczającym wszelkie wyobrażenia kretynizmie posiadaczy srajfonów i poszukiwaczy pokemonów. Ochrona Okęcia ma więcej pracy podczas wyłapywania osobników próbujących przekrocz

Gdzie strumyk płynie z wolna.

Są takie piosenki które się śpiewa, które się podobają, które są powszechnie znane, ale zrozumieć je można dopiero po latach zdobywania przeróżnych życiowych doświadczeń. I nie chodzi mi wcale o jakieś tam anglojęzyczne utwory, które nabierają innego światła kiedy nauczymy się w końcu tego języka i przestajemy lekko zawstydzeni w myślach nucić: jomahart jomasol... Piszę teraz o tych naszych, polskich, rodzimych, w których autorzy przemycili tyle ponadczasowych treści, że głowa mała. Jak chociażby tytułowa, znana i często na harcerskich obozach śpiewana piosenka pt. Gdzie strumyk płynie z wolna. W swej najbardziej znanej i rozpropagowanej wersji jest już pełna aluzji i niedopowiedzeń. Najpierw maj porozsiewał w ponurym ciemnym lesie nad strumieniem jakieś zioła, potem się harcerze natknęli na stokrotki, które takie biedne i samotne i jedna się z tym będącym pod wpływem zauroczenia harcerzem zgodziła w ten ciemny las pójść ale się skończyło na poparzeniu pokrzywami i śmiechu. Nie wiem ja