Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2016

Gra o tron sezon enty.

Akurat. Wcale nie będzie o tej Grze o tron. Dlaczego nie będzie? Bo nie oglądam. To znaczy oglądałem, ale przestałem kiedy się zorientowałem, że właściwie niczego i wszystkiego można się spodziewać po kolejnych odcinkach. A ja tak nie lubię. Znaczy się lubię jak mnie scenarzysta z reżyserem zaskoczą, ale nie aż tak. Królowa Bona, Czarne Chmury, Czterej Pancerni i pies to są seriale jakie lubię. Przewidywalna akcja, czasami wartka jak kałuża z topniejącego śniegu, te same twarze w większości odcinków, dobro zawsze wygrywa i nikt nie zabija wilkorów. Także ten tego... porzuciłem ten serial i już. A teraz będzie o zupełnie innej Grze o tron. Medialnej. Bo czy zauważyliście czy nie zaczęły się wakacje. A wraz z nimi sezon ogórkowy. Już nie mogę się doczekać. Na te wszystkie podawane na wyścigi newsy dnia. Pan Heniek z Gaci Swornych znalazł dwudziestopięciokilogramowego prawdziwka. Pani Hermenegildzie z podwrocławskiej wsi zginęły lniane barchany ze sznurka do suszenia, a potem odnalazły

Brexit-sregzit.

O jejku, jejku jej. Trwoga szaleje po internetach i giełdowych parkietach. Nieustraszonym Galom niebo runęło na głowy, krwiożerczym Wikingom łódź zaczęła przeciekać, a biało czerwoni już wykupują hurtowo walizki, żeby mieć w co się spakować, kiedy dostaną zawiadomienie o deportacji. Ogólnoeuropejska sraczka. Brexitowa. Prawie 52% Brytyjczyków zdecydowało wczoraj w legalnym referendum, że nie chcą dalej już być częścią Unii Europejskiej. Jakby kiedyś tak naprawdę byli. Czym tu się podniecać? Po co drzeć szaty i posypywać głowę popiołem w ten jakże upalny dzień? Jeżeli nawet komuś brexitowe danie zaszkodzi to przede wszystkim samej Wielkiej Brytanii. Po pierwsze Anglia chcąc handlować z UE (a innego wyjścia nie ma) zostanie potraktowana tak samo jak Norwegia - będzie musiała i tak wpłacać kasę do wspólnego worka, a gówno będzie miała do gadania przy jej podziale. Po drugie wynik wczorajszego referendum daje mocne zielone światło Walii, w której od dawna mówi się o odłączeniu od Wielkie

Czytanie jest seksi.

Już tyle razy zanudzałem Was tekstami o czytaniu książek, że normalnie aż mi się żal zrobiło wszystkich, którzy po raz kolejny tu zajrzą. No, ale co zrobić. Wiecie, rozumiecie. Tragiczna kondycja czytelnictwa w naszym kraju nie pozostawia mi wyboru. To między innymi Wasza wina. Nie wystarczy czytanie etykiet na butelkach podczas grilli, plenerów, zlotów i tym podobnych. Czytanie tego co się znajduje na opakowaniach past do zębów, domestosów czy mydła w płynie podczas przymusowych posiedzeń w łazience to też za mało, żeby zostać czytelnikiem. Zbliżają się wakacje, dla niektórych czas lenistwa, byczenia się pod gruszą, wierzbą, parasolem z liści palmowych czy namiotem. Dla innych czas kiedy pozbędą się z domu dzieci i... nie będą wiedzieć co począć z tym szczęściem i na przykład zaczną bezmyślnie oglądać polską telewizję w której wygwizdany Kurski dziękuje innym narodowościom za wyrażony podziw, albo 22 spoconych facetów biega za jedną piłką a dwudziesty trzeci spokojnie grzebie sobie

Bareizmy wiecznie żywe.

Żył kiedyś człowiek, który na świat i siebie spoglądał z wielkim dystansem i szerokim ironicznym uśmiechem. Nazywał się Stanisław Bareja. Ów Bareja zapisał się w historii polskiego kina jako reżyser wielu niezapomnianych komedii i kilku równie wspaniałych seriali komediowych. Miał niesamowite oko i zmysł do wychwytywania i pokazywania w krzywym zwierciadle ludzkich słabości, a także (a może przede wszystkim) ośmieszania absurdów życia codziennego w epoce komunizmu. Jak to już w życiu bywa, jednych bawił i cieszył, innym był solą w oku. W latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku inny reżyser, niejaki Kazimierz Kuc (znany później jako Kutz) chcąc światu udowodnić kiczowatość filmów Barei użył określenia "bareizm". Neologizm ten, z początku nacechowany negatywnie (używany również często przeciwko Stanisławowi przez niechętne mu ówczesne władze komunistyczne) z czasem stał się w mowie potocznej po prostu zwykłym synonimem absurdalnych wypowiedzi, haseł, napisów czy obwiesz

Rossielchoznadzor.

Rossielchoznadzor. Czyli Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej. 1 sierpnia 2014 roku właśnie ustami tej służby niejaki Wołodzia Putin powiedział niet polskim jabłkom. I gruszkom, wiśniom, czereśniom, nektarynkom, śliwkom i wszystkim odmianom kapusty (w tym białej, pekińskiej, czerwonej, brukselce, brokułom) i na koniec kalafiorom.I ja bym Wołodzię nawet trochę rozumiał. Jakby chodziło tylko o te kapusty i kalafiory. No sam przecież wycierpiałem przez nie wiele w przedszkolu i szkole. I w domu nawet. Kazali jeść bo to zdrowe. Co z tego, skoro wszystko co zdrowe to albo mało smaczne i śmierdzące, albo potem człowieka od środka rozrywa. Dlatego Wołodzia... ja się cieszę, że Ty chłopie te małe radzieckie... pardon, rosyjskie rebionki chronisz przed katorgą jaka na pewno spotkała Ciebie i mnie. Ja się w bólu Twoich wspomnień łączę, bośmy bracia kulinarni od maleńkości, choć jak patrzę, toś sporo ode mnie chudszy, musi kawior Ci szkodzi, albo Cię tr