Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Byle jakie Życzenia.

Święta, święta i prawie właściwie po świętach. W związku z tym garść przemyśleń o tym jak się obchodzi święta na Mazowszu i nie tylko. Czyli o komercyjnej byle jakości. W przedwigilijny wtorek miałem wątpliwą przyjemność poruszać się po Warszawie z włączonym CB radiem. Kurwy i chuje w eterze tego dnia przez wiele godzin przetykały się ze sobą gęściej niż żyłki we wszystkich rakietach tenisowych podczas ostatniego Wimbledonu.  A przecież, wedle krajowych statystyk, tylko około 10% kierowców jeździ z CB. Strach pomyśleć, co by się działo na 19 kanale, gdyby było nas 50%. Albo 100%? Nie o tym jednak będzie dziś rzecz. Bo rzecz będzie o składaniu życzeń. Drzewiej (czyli dawniej) jako klasyczne dziecko PRLu z nudów (jeden kanał w TV i to jeszcze czarno biały z bajką jedną wieczorem) chwytałem się każdej formy zbieractwa. Jak i znakomita większość moich kolegów. Kolekcjonowaliśmy więc rzeczy klasycznie kolekcjonowane, jak i te całkowicie absurdalne. Kapsle, sreberka po czekoladach, pudeł

Paula.

Żaden inny miesiąc tak jak grudzień nie sprzyja wspomnieniom. No może poza listopadem, tradycyjnie związanym z martyrologią narodową, ale grudzień ma nad nim tą przewagę, że w gronie bliskich wspomina się dobre czasy, dobrych ludzi i w ogóle człowiek się co do zasady uśmiecha więcej, mimo niesprzyjających okoliczności przyrody. Przyroda w tym roku łaskawsza jest, co prawda leje i wieje ale wciąż słupek rtęci oscyluje bliżej 10 na plusie niż 10 na minusie. Siedząc w całkiem ciepłym domu, na skraju Puszczy Kampinoskiej z przyjemnością więc i z uśmiechem sięgam po zaległości. Nawet te czerwcowe, kiedy na Adela Photo Patology w końcu udało mi się po raz pierwszy (ale jak uważni widzowie dojrzą nie ostatni) porwać przed obiektyw piękną Paulę. Oczywiście jak to u mnie zazwyczaj bywa najpierw zapędziłem modelkę wysoko nad wodę na grobli, potem do samej wody pod groblą, żeby na koniec dowiedzieć się, że Paula boi się wysokości i wody ;)

Kotka.

Wiosnę co prawda w tegorocznym grudniu mamy póki co wyjątkowo ciepłą, niemniej chciałbym wszystkim miłośnikom przyrody ożywionej przypomnieć, że wiele stworzeń bez naszej pomocy zimy zwyczajnie nie przeżyje. Zwłaszcza w miastach, w których wydaje się, że zwierzęta powinny mieć łatwiejsze życie. Dlatego wywieśmy sikorce słoninę, niech skubana tyje, chleb zamiast do śmietnika połóżmy na parapecie, zawsze się jakaś kawka czy wrona świcie z niego głośno ucieszy, wiewiórce rzućmy orzecha, byle delikatnie, a kotu... kotu uchylmy w najmroźniejsze dni okno w piwnicy. Nawet, jeżeli ten kot zupełnie nie będzie przypominał tej kotki w którą pewnego dnia przed moim obiektywem wcieliła się Ola. p.s. oczywiście w późniejszej części sesji Ola występuje już bez "futerka", ale to wcale nie oznacza, że w jakikolwiek sposób popieram znęcanie się nad zwierzętami, po prostu się ogrzała  ;)

Asia.

Dziś w ramach omijania szerokim łukiem zaległości chciałbym pokazać całkiem świeżą, jak na mnie bardzo grzeczną, jeszcze pachnącą utrwalaczem sesję. Z Joanną, która nie dość, że jest piękna, to jeszcze sama fotografuje. Do tego robi to metodą tradycyjną, nie boi się ciemni (młodzieży przypominam, że ciemnia to miejsce służące do wywoływania negatywów i pozytywów, a nie pokój bez światła na prywatce), a nawet nie boi się azotanu srebra oraz kolodionu (młodzież sobie wygoogla co to). Z Asią już kiedyś udało mi się zrobić zdjęcia, więc tym razem nie bała się również mnie, co podobno się moim modelkom zdarza. Mimo paskudnie zachmurzonego nieba, a co za tym idzie marnego światła udało się nam zrobić przyokienną nieco leniwą sesję.

AiA

Moje serce to jest muzyk. Jak zaśpiewała 13 lat temu Ewa Bem. Piosenkarka z KLASĄ której niestety ostatnio słucham tak rzadko jak rzadko ją puszczają w radio. Bo chyba niezbyt modna, niezbyt młodzieżowe piosenki śpiewa i chyba ogólnie nie ma parcia na szkło i mikrofon. A kto dziś się na dywanie nie pokazuje, nie pcha drzwiami i oknami, nie ma 5 "menedżerów" ten choćby nie wiem jaki miał talent, ten się nie przepchnie. Takie trochę gorzkie to, takie kapitalistyczno biznesowe, przeliczone do ostatniego grosika opłacalności. I zarazem takie zwyczajne. A Pani Ewie na pewno bardziej zależy na tej niszowej wiernej publiczności niż na pięciominutowym oklasku głupawej gawiedzi co to jak pelikan łyknie wszystko, byle tylko ktoś znany powiedział, że to modne. W związku z nienowoczesną, a wręcz bardziej tradycyjną muzyką dziś chciałbym pokazać Anię i Andrzeja. Sesja powstała na słynnym już plenerze Podlaska Fotopatologia 2014. Nad pięknym rozlewiskiem we wsi Rzędziany. Na drewnia