Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

Na prawo most, na lewo most.

Na prawo most, na lewo most, a dołem Wisła płynie. Tak u schyłku lat czterdziestych, w powojennej Warszawie po raz pierwszy tą słynną melodię zaśpiewała młodziutka Alina Janowska, oznajmiając wszem i wobec, że oto w stolicy powstał Most Śląsko-Dąbrowski, duma budowniczych PRLu, jeden z symboli miasta, które podnosiło się z ruin. Dziś, po prawie siedemdziesięciu latach mostów Warszawa ma trochę więcej, choć podobnie jak w okresie tuż powojennym wcale z przeprawą przez Wisłę nie jest najlepiej. A to jeden most w remoncie latami, a to drugi się tuż po remoncie spalił, a to zwężenie z powodu buspasów, a to zakaz wjazdu na most, bo ruch jest za duży. Złośliwi nawet zaczęli rozsiewać plotki, że to najnowszy tajny plan prezydent Hanny, mający na celu zlikwidowanie korków w centrum miasta. Na szczęście  warszawiakom na pomoc przyszła sama natura w postaci upalnych i bezdeszczowych dni. Poziom wody w Wiśle opadł tak nisko, że można już ją przejechać łosiem nie mocząc pięt, a kto wie, jak ni

I nikomu nie wolno się z tego śmiać.

"Jak to na wojence ładnie, Kiedy ułan z konia spadnie. Koledzy go nie ratują, Jeszcze końmi potratują. Rotmistrz z listy go wymaże, Wachmistrz trumnę zrobić każe..." Tak brzmi pierwsza zwrotka znanej żołnierskiej piosenki, której początków doszukiwać się należy w czasach Powstania Styczniowego, a której autorstwo przypisywane jest hrabiemu Władysławowi Tarnowskiemu. Piosenka początkowo napisana na wzór węgierskiej melodii ludowej z czasem nabrała wesołej, wręcz żartobliwej melodii. Nie dziwne, wszak na wojnie jak na wojnie, o wszystkim jest fajnie pogadać poważnie, tylko o śmierci nie. Bo ta jest żołnierzowi niejako przypisana do zawodu. Ostatnio spora część cywilizowanego świata żyje dosyć długo bez wojen. Na tyle długo, że społeczeństwa zapomniały o ich okrucieństwie, krwi, wnętrznościach na wierzchu, oderwanych latających kończynach, odarciu z człowieczeństwa i patriotycznego patosu, etosu i nadęcia. Pamiętają za to o wspaniałym bohaterstwie, niezrównoważonym męstwie,

Dwudziestolatki.

Są takie kawałki, które nigdy się nie starzeją. Oczywiście nie chodzi o stare i okrutnie śmierdzące kawałki sera typu brie, czy też kawałki zwane drobnymi dowcipami. Chodzi o te muzyczne kawałki. Lata temu świetlne (czyli jakieś 51 lat temu) powstał utwór Dwudziestolatki. Kto go napisał i kto nuty dopisał wygooglacie sobie. Utwór jako pierwszy wykonał Maciej Kossowski. Lecz nie o nim dziś tu będzie. Tylko o współczesnych i ówczesnych dwudziestolatkach (i w ogóle nastolatkach). Którzy to nie wiedzieć czemu zostali wtedy potraktowani przez komunistyczny ustrój jako niedorozwinięte osoby i dziś są podobnie traktowani przez różne rządy i instytucje związane z KK (KK to nie kodeks karny, tylko kościół katolicki, choć idea trzymania ludzi za ryj w obu instytucjach podobna). Bo jakiż to normalny ówczesny (a tym bardziej dzisiejszy) młody człowiek czekał by na cały ten pakiet wrażeń do 20 roku życia? I jeszcze się pytał starych jakie się wtedy ma sny? Starzy jak to starzy, nie, że są z zasady