Przejdź do głównej zawartości

Tyci, tyci.

Podobno ludzki organizm rośnie średnio do 20 roku życia. Potem mówi pas, koniec, wyżej nie da rady, ale kurcze zobacz ile mamy miejsca jeszcze po bokach. I żeby nie było, że to tylko dowcip to ostatnimi laty naukowcy z rożnych krajów (w tym również i Polski) postanowili zająć się kwestią otyłości i to otyłości szczególnej bo tej dotykającej żonatych mężczyzn. No i wyszło im czarno na białym, że tyją oni częściej, szybciej i w większej ilości niż ich nieżonaci rówieśnicy. Co jasno dowodzi kto jest bezsprzecznie winien temu, że faceci po ślubie grubieją. A wszystko się zaczęło oczywiście od Ewy, która sama zeżarła całe jabłko i biedny Adam musiał zjeść tłustego węża i potem nie mógł przejść przez ucho igielne i tak wylądował poza rajem, gdzie Ewa ujrzała jego nagość, której on sam wcześniej nie dostrzegał z powodu zaawansowanej lustrzycy, a jak wiadomo luster jeszcze wtedy u bogu nie było. Czy jakoś tak to szło, dokładnie już nie pamiętam, bo na religię przestałem chodzić dosyć wcześnie czyli zaraz po tym jak nas ksiądz przyłapał na podpijaniu mszalnego wina, które sam popijał z nudów ucząc bachory religii. Tak czy siak sprawa jest jasna. Facet singiel pomijając wyjątki równa się szczupły i zadbany, facet żonaty już raczej nie. I tak już na serio to nie do końca wynika ze sprytu kobiet, które tyją swoich mężów, żeby już inna ich nie chciała. Okazało się bowiem w toku badań, że im bardziej małżonkowie są zadowoleni z pożycia i szczęśliwi, tym więcej tyją w ciągu pierwszych dwóch lat mieszkania razem, z tymże faceci zazwyczaj szybciej i więcej, bo jak wiadomo szczęśliwy facet to i ochoczo goloneczkę opieprzy, ziemniaczków sobie dołoży, serniczkiem teściowej poprawi. Ale okazało się równolegle, że te pary, które w związku małżeńskim są mniej szczęśliwe, zwykle utrzymują swoją wagę z czasów bycia singlem lub przybierają na wadze bardzo niewiele, ot tyle ile wynika ze zwalniającego metabolizmu. I proszę tu nie lecieć zaraz do swojej chudej żony z wymówkami, że jej z nami źle czy że nas zdradza, choć z drugiej strony.... A nie, dobra, nie lecieć i już. Po pierwsze to są uśrednione dane, po drugie w małżeństwie kobiety tyją rzadziej choćby dlatego, że dużo chętniej i częściej podejmują działania mające na celu kontrolę swojej wagi, co wynika  zarówno z większej świadomości kobiet na temat wpływu nadwagi na zdrowie jak i szczególnej dbałości niewiast o swój wygląd, co wynika bezpośrednio z presji społecznej - przyjęło się wszak u nas dawniej i jeszcze te mity gdzieniegdzie pokutują, że mężczyzna to ma wyhodowany w trudzie i znoju piwny mięsień, facet bez brzucha kiepsko... ten tego, a dobry sprzęt musi przecież stać pod dachem i tak dalej. A kobieta otyła? Ona jest po prostu dla społeczeństwa gruba i koniec i kropka. Żeby dolać oliwy na patelnię i do ognia naukowcy ogłosili jeszcze, iż z przyczyn nie do końca wyjaśnionych wyszło im w badaniach, że mężczyźni często przyspieszają z tyciem kiedy na świecie pojawia się ich potomek - nader często podobno przyrost męskiej wagi procentowo bywa nawet większy niż dziecka. Być może to jest taki syndrom pojawiającej się konkurencji i obawa, że będzie nas skubaniec objadał, ale ja oczywiście mam na ten temat swoją teorię - no kto zazwyczaj dojada po dziecku jak zostawi kotlecika i ziemniaczki? No kto? Tak czy siak sprawy nie ułatwiają też nieżonaci (i niedzieciaci przeważnie przy tym), którzy z przyczyn oczywistych zazwyczaj nad wyraz dbają o swój wygląd prowadząc zdrowy i tryb życia i starając się na rynku singli być jak najbardziej atrakcyjnymi, przez co stanowią gołym okiem widoczny zły przykład, przyciągając spojrzenia tych żon, których mężowie już dali sobie spokój z porannymi ćwiczeniami grożącymi urazem i bieganiem po lesie z wywieszonym ozorem. Czy poza drakońskimi dietami z nieodłącznymi  efektami jojo, resekcją żołądka czy przeleżeniu w śpiączce po wypadku samochodowym dwóch lat, nie ma żadnej nadziei dla żonatych facetów? Tym też zajęli się naukowcy i okazało się, że nadzieja jest. Większość facetów - ale żeby nie było też i kobiet nawet tych szczupłych - przed rozwodem chudnie. No i znowu z góry uprzedzam - jeżeli Twój partner/partnerka chudnie to nie znaczy, że ma kogoś na boku i szykuje papiery rozwodowe, być może tylko padło mocne postanowienie wzięcia się za siebie, może to wpływ lekarza, może dobry przykład od kolegi w pracy, może nowa sąsiadka w kusym mini z nogami do nieba lub sąsiad co to dywan niesie w jednym ręku... a nie wróć. Nie zawsze trzeba od razu być czarnowidzem i tyle, ale sprawdzić też nie zaszkodzi, żeby potem nie zostać z ręką w nocniku i z brzuchem nad paskiem. A na koniec, żeby było też trochę poważnie. Z badań wyszło, że spory wpływ na przewagę w tyciu facetów ma stres. Oczywiście to nie tak, że kobiety stres omija szerokim łukiem, po prostu płeć piękna szybciej i częściej sięga po właściwą pomoc. A faceci są przecież tacy twardzi, tacy niezłomni i tacy otyli... bo stres zajadają i zapijają. A no i też z badań wyszło, że do tego są leniwi. Zwłaszcza po ślubie, więc na koniec i tak się okazuje, że winne są kobiety. 

Na okrasę wizualną czwórka singli. Młodzi, piękni, zdrowi i... w barze, a nie w domu przed telewizorem na kanapie. Bo tak robią single. Bo mogą, bo kto im zabroni? 
Julka, Asia, Julka, Boguś. 
Przyłapani na plenerze MisiAdela 2025. 
kiev88/kodak gold. 



















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...