Przejdź do głównej zawartości

Złamane serce i przedni zakręt kory obręczy.

O miłości napisano dużo piosenek. Nie wiem czy ktoś to kiedyś policzył, ale naprawdę dużo, więc zadanie wydaje się syzyfowe. Nie ma chyba żadnego zespołu, który by nie miał w swoim repertuarze kawałka o tej tematyce. No może The Hu, ale oni śpiewają po mongolsku więc nikt nie ma pojęcia poza Mongołami co śpiewają. Miłość wiadomo, wspaniała sprawa.  Szybsze tętno, motyle w brzuchu, bezsenne noce, pierwsze pocałunki, pierwszy seks, pierwsza wpadka, dzieci, pieluchy i zasuwanie na to od pierwszego do pierwszego, aż do emerytury, a czasem nawet i potem. Chyba, że trafi się miłość nieodwzajemniona, co też się zdarza nader często. Wtedy mamy złamane serce i czujemy się odrzuceni, jak pewien gość, który chciał przesłać mojej znajomej zdjęcie swojego penisa, żeby oceniła czy jest ładny czy nie. Znajoma nie wiedzieć czemu nie zgodziła się i teraz na bank facet czuje się odrzucony, gorszy, boję się nawet zastanawiać jak źle myśli o swoim penisie. Kiedy mamy złamane serce zwyczajowo mówi się, że na to nie ma lekarstwa i tylko czas potrafi zagoić rany. Otóż nie do końca tak jest. Dociekliwi badacze odkryli bowiem już jakiś czas temu, zupełnie przypadkiem lekarstwo na złamane serce. Ale od początku. Gdzieś tak w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku naukowcy - oczywiście amerykańscy - zaczęli badać mechanizm łączenia się ludzi w grupy w sytuacji potencjalnego zagrożenia. Nie chodziło tu o grupy zbrojne, milicję sąsiedzką czy organizacje paramilitarne, tylko o grupy wsparcia. W USA wtedy bowiem, jak grzyby po deszczu pojawiać się zaczęły w dużych miastach takie grupy. Grupa wparcia dla alkoholików, narkomanów, chorych na AIDS, anemików i wiele, wiele innych. Badaczy ciekawiło zarówno to jakie mechanizmy przynoszą potrzebującym pomocy ulgę, jak i to, jakie obszary mózgu aktywnie w tym uczestniczą. Zaglądanie ludziom do głów trwało dziesiątki lat, przebadano tysiące ochotników z wszystkich grup społecznych, wydano miliony dolarów, by odkryć przedni zakręt kory obręczy. A właściwie odkryć, za co jest on odpowiedzialny. Uaktywnia się on bowiem w sytuacji kiedy zostajemy odrzuceni. Przez grupę, przez społeczeństwo, przez ukochaną osobę. Czyli to jest właśnie nasze złamane serce. Co więcej podczas dalszych badań ukierunkowanych już na niesienie ulgi potrzebującym, okazało się, że lekiem na całe zło rodzące się w głowie po wszelakim odrzuceniu, jest mała, skromna pigułeczka znana ludziom od dawna. Czyli tylenol kryjący się pod handlową nazwą paracetamol. Wiem, wiem, wiele osób teraz właśnie czuje się zawiedzionych, że to nie pół litra wódki czy whisky. Ani szybki sportowy samochód w kolorze obowiązkowo czerwonym. Ani też młody, bezpruderyjny, opalony meksykański ogrodnik. Ale zauważcie, że paracetamol nie wyklucza innych opcji, także podejrzewam, że wszystkie drogi prowadzące do sukcesu można ze sobą łączyć. Jeśli jest taka potrzeba oczywiście. Także ministerstwo zdrowia i opieki społecznej zaleca zakochanym, lub planującym zakochanie się, wizytę w aptece. Nie tylko po środki antykoncepcyjne, żeby uniknąć tych pieluch, ale też na wszelki wypadek po paracetamol. Jeśli w kwestii miłości wszystko pójdzie dobrze, to pigułki te też dobrze sobie radzą z bólem głowy czy objawami grypy. A sezon tuż, tuż. Grypowy, bo przecież ustawowo sezon na miłość zaczyna się 14 lutego. Choć oczywiście jak ktoś musi i nie da rady już wytrzymać, to może próbować wcześniej. Miłości, nie lekarstwa.

Tak dla przypomnienia niektórym paniom - 16 listopada to także Święto Wiedźm.
Zupełnie więc bez związku z tym świętem, dziś krótka sesja z Adą. Wykonana na plenerze Misja Wschód w podlaskim Osłowie tuż obok Mielnika.
kiev88/hp5









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b