Przejdź do głównej zawartości

Diesel, Diesel über alles.

Rudolf Diesel się w grobie przewraca. To znaczy, przewraca się gdzieś na dnie morza. Dokładniej to na dnie kanału La Manche. Coraz więcej bowiem miast europejskich wprowadza zakaz wjazdu starszych samochodów z silnikiem diesla do centrum, z tymże samo określenie centrum bywa mocno umowne jak w przypadku Warszawy, w której to pomysłodawcy i architekci tego zakazu swobodnie kreślą linie na mapie jak im kredka poleci. Drodzy decydenci stolicy. Ja naprawdę już od dawna nie wjeżdżałbym do miasta w ogóle samochodem. Bo, ani to przyjemne, ani tanie (opłaty parkingowe), ani oszczędzające czas. Z dziką, nieukrywaną przyjemnością zaparkowałbym gdzieś na obrzeżach i pomknął sobie metrem do centrum. Ale kur.... Kurna nie mogę. Bo wszystkie wybudowane parkingi Park & Ride na linii metra, od samego początku były za małe. Nie każdy idzie do roboty na szóstą, a o 9-10 przed południem można zapomnieć o wolnym miejscu do zaparkowania, zaś wokół zapchanych parkingów krążą sępy ze Straży Miejskiej polując na wszystkich, którym się spieszy na tyle, że zaparkują na trawniczku, na chodniczku, na zakazie. Dlatego nie za często, ale jestem raz na jakiś czas zmuszony wjechać do tego waszego centrum. Moim dieslem napędzanym drogą super oczyszczoną ropą. Z katalizatorem. Ale jak widać to i tak źle i tak to za mało. Niedługo chyba tylko koniem będzie można tam dojechać, a i to tylko wtedy jak będzie karmiony bioobrokiem. A przypomnę, że Rudolf Diesel swój wysokoprężny silnik wymyślił i skonstruował właśnie po to, by chronić środowisko. Bo w jego czasach paliwem przyszłości był węgiel napędzający maszyny parowe, zarówno te służące do transportu jak i te fabryczne. W ogóle ten Diesel był jakiś taki inny. Uważał na przykład, że należy zdecentralizować przemysł i zamiast skupiać go w jednym miejscu w miastach, rozrzucić go po okolicy, żeby robotnicy mogli przed i po pracy zaczerpnąć świeżego powietrza i pocieszyć oko widokami sielskimi, a i skażenie powietrza nie byłoby stężone w jednym miejscu. Rudolf również w kwestiach socjalnych wyprzedził swoją epokę i pewnie następną też. On to bowiem postulował takie fanaberie jak dochód podstawowy czy finansowanie społecznościowe. Oczywiście na postulatach się skończyło, bo nikt nie był gotowy na takie rewolucyjne i wywrotowe myślenie. Niewiele brakowało, żeby Diesel został kupcem, na szczęście szybko odkrył w sobie talent konstruktora i porzuciwszy handel studiował w szkole inżynierskiej w Monachium. Tam wyróżniającego się ucznia wypatrzył jeden z wykładowców i zatrudnił go w swojej firmie. Był to Carl von Linde, między innymi wynalazca i twórca chłodziarki sprężarkowej, pionier mechaniki i potentat branży chłodniczej (firma Linde istnieje do dziś). Pod jego skrzydłami Rudolf rozwijał się zarówno w branży chłodnictwa jak i znajdował czas na pracę nad silnikiem wysokoprężnym. Eksperymentował między innymi ze spalaniem oleju rzepakowego, konopnego, arachidowego czy palmowego, ale dopiero odkrycie przez Ignacego Łukasiewicza metody destylacji ropy naftowej pozwoliło Dieslowi skonstruować, nie bez przygód swój pierwszy silnik spalinowy. Podczas zaawansowanych już prac nad nim doszło do eksplozji komory silnika, poważne obrażenia wynalazcy przykuły go do szpitalnego łóżka na kilka miesięcy. Ostatecznie 1987 roku powstał pierwszy silnik dieslowski pracujący na ropę. Był duży i ciężki, więc pierwotnie nadawał się do tylko do zastosowań stacjonarnych, na przykład jeden z tych silników zakupił warszawski hotel Bristol i używał go jako generatora prądu. Chwilę później silnikami Rudolfa zainteresowała się branża żeglugowa i w 1911 na wody wyruszył pierwszy statek napędzany ropą. Był to MS "Selandia", który to z racji braku tradycyjnych wysokich kominów wypluwających ciemne kłęby dymu ze spalania węgla, nazywany był statkiem widmem - trudno było bowiem po braku tegoż dymu określić, kiedy się poruszał, a kiedy nie. Szybko nowym rodzajem napędu zainteresowało się też wojsko, dzięki czemu Rudolf błyskawicznie wzbogacił się i uzyskał międzynarodową sławę konstruktora i wynalazcy. I choć Diesel miał talent do wynalazków, to kompletnie nie umiał zarządzać swoim majątkiem. Źle lokował kapitał i dosyć szybko zbankrutował, by mieć fundusze na dalsze badania i utrzymanie rodziny, był zmuszony nawet do wyprzedawania praw do swoich patentów i wynalazków. Żywot swój zakończył w wieku 55 lat, samobójczym (najprawdopodobniej) skokiem do wody podczas podróży statkiem pasażerskim, przez kanał La Manche z Niemiec do Anglii, gdzie miał się pojawić na otwarciu nowej fabryki silników wysokoprężnych. Po wieczornej kolacji jego nieobecność odkryto dopiero nad ranem, a kilkanaście dni później belgijscy rybacy odnaleźli na morzu dryfujące ciało. Po przeszukaniu zwłok i znalezieniu kilku osobistych drobiazgów, pochowali zwyczajowo topielca w morzu. Rodzina Rudolfa rozpoznała znalezione przy ciele przedmioty, ale od samego początku przyczyny śmierci konstruktora przypisywała spiskowi, bowiem lista wrogów Diesla była dosyć długa. Byli wśród nich konkurenci twierdzący, że Rudolf ukradł ich pomysły (w tym również Polak Jan Nadorowski, procesujący się z Dieslem o kradzież jego patentu), byli niemieccy baronowie węglowi, którym zastosowania silnika dieslowskiego odbierały pieniądze, a wrogiem numer jeden w USA Diesla, był największy tamtejszy producent benzyny Rockefeller. Natomiast największym domniemanym wrogiem Rudolfa był cesarz Wilhelm II, który obawiał się, że w związku z rychłą wojną, Diesel jako znany kosmopolita i socjalista może swoimi wynalazkami wesprzeć Anglików albo Rosjan. Chichotem historii jest los statku pasażerskiego, na którym swoją ostatnią podróż odbywał wynalazca. SS "Dresden" po wybuchu wojny został wcielony do Royal Navy jako parowiec abordażowy HMS "Louvain" i w 1915 roku zatonął po storpedowaniu przez okręt podwodny U-22, napędzany silnikami diesla...

A w ramach wspierania wynalazców dziś sesja z Piotrem. Który zasłynął z rewolucyjnego pomysłu dotyczącego branży fotograficznej. Uznał on bowiem, że sprawiedliwie by było, żeby fotograf fotografujący nagą modelkę również był goły. Z różnych przyczyn pomysł nie do końca się przyjął (głównie chodzi o to, żeby nie rozśmieszać modelek), ale znam kilku fotografów, którym przypadł on do gustu...

Plener Misja Wschód.
Kiev88/fp4
Pozuje Piotr i cudowne modelki.











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b