W duńskim mieście Ribe znajduje się muzeum o nazwie Ribes Vikinger, prezentujące niewątpliwie nie tylko wikińskie pochodzenie miasta, ale ogólnie całą jego historię. Jedną z ciekawostek muzeum jest sala poświęcona czarom i czarownicom. Jej główną bohaterką jest Maren Spliid, niewiasta mająca niebywałego pecha. Ten pech polegał głównie na tym, że urodziła się w szesnastym wieku, czyli czasach jeszcze mocno zacofanych, co ostatecznie doprowadziło ją na stos, na którym spłonęła. Jak mówią annały historii Maren była żoną bogatego miejskiego krawca, co wszakże samo w sobie przestępstwem nie było nawet dawno temu. Niestety, zgodnie z przekazami była kobietą pewną siebie, prowadziła własny intratny biznes czyli karczmę, miała podobno cięty język i nie dawała sobie w kaszę dmuchać, co nawet w dwudziestym pierwszym wieku dla wielu jest oznaką, iż kobietę (winną wszak żyć w skromności oraz w cieniu mężczyzn - panów tego świata) niechybnie opętał szatan i jak nic została czarownicą zagrażającą społeczeństwu. I tak oto pewnego dnia mniej zdolny krawiec, konkurent męża Maren, niejaki Didrik oskarżył ową pyskata babę o rzucenie na niego uroku. Po długim i wnikliwym wnikliwym śledztwie przeprowadzonym przez najlepszych ekspertów od czarów, zabobonów i otumania ludzi czyli biskupa Riben oraz lokalnych księży mimo wszystko - głównie dzięki zeznaniom świadków Maren została uniewinniona. I tu historia mogłaby się zakończyć gdyby nie maniakalny upór owego Didrika, który nie zrażony pierwszym niepowodzeniem swojej intrygi udał się ze skargą do instancji najwyższej czyli króla Dani Christiana IV, słynącego z podwójnej moralności - z jednej bowiem strony ów władca obsesyjnie nienawidził czarownic i je zwalczał, z drugiej korzystał nader chętnie z pogańskich amuletów czy wróżb. Jak to mówią: prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Król, który jak wiadomo jako król może praktycznie wszystko, nagiął więc delikatnie oficjalnie obowiązujące prawo i mimo zakazu stosowania tortur nakazał doprowadzić rzekomą czarownicę do Kopenhagi, gdzie zezwolił swoim śledczym przesłuchać Maren przy pomocy owych tortur, czyli metodą wykluczającą nieprzyznanie się do winy. W procesie, któremu przewodził sam Christian IV, Maren Spliid została uznana za winną, w następstwie czego przywiązano ją do drabiny i wrzucono na płonący stos.
Dziś, nad czym z pewnością wielu ubolewa, kobiet nie pali się na stosach. Łażą takie pyskate, wykształcone, wyemancypowane babska po ulicach, protestują, strajkują, demolują policję, żądają prawa do decydowania o sobie, o swoim ciele, o swoich waginach. Co u większości facetów tęskniących za dawnym, czyli patriarchalnym modelem społeczeństwa wywołuje tak zwany syndrom bałtycki. Kuśki im się razem z jądrami kurczą jak po wejściu do morza we Władysławowie. Kurczą się tak bardzo, że osiągają rozmiary ich mózgów. I oto mamy, co mamy, czyli współczesną odmianę szesnastowiecznych stosów podpalanych przez zacofanych polityków i podżegaczy w sutannach tracących gwałtownie swoje wpływy. Bo inteligentne, wykształcone społeczeństwo trudniej doić i wyzyskiwać, niż ciemny lud, a z tym chłopczykom marzącym o władzy i bogactwie trudno się pogodzić.
W ramach okrasy wizualnej pewna, bardzo miła czarownica o imieniu Weronika naświetlona na filmie ORWO NP22 z datą przydatności do spożycia przypadającą
na 1987 rok. Z góry uprzedzam, że nie podam na nią namiarów bo na
wszelki wypadek już ją spaliłem na stosie. Także po kłopocie. A skąd
wiedziałem, że czarownica? Sami zobaczcie jak film wyszedł... no chyba tylko święty by wziął i nie spalił...
No wiesz!!! Sam bym dał się spalić za takie ANALogowe efekty na finalnych zdjęciach! Wyjątkowo nawet zgrabny felieton napisałeś.
OdpowiedzUsuń2 rolki z tej partii ORWO jeszcze mam, a Boguś obiecał dorzucić jeszcze parę, także wypada się spotkać na foty analOgowe ;)
UsuńKoniecznie!!!
Usuń