Przejdź do głównej zawartości

King Kong kontra Budionnyj czyli dług, honor i kinematografia.

Dawno dawno temu, tak dawno, że na samoloty mówiło się aeroplany, w czasach kiedy trwała krwawa wojna polsko-bolszewicka, za sprawą pewnego spotkania w paryskim hotelu Wagram siedmiu Amerykanów i jednego Polaka powstała eskadra Kościuszkowska. Jednym z Amerykanów był pilot myśliwski posiadający już doświadczenie z okresu I wojny światowej, Merian Caldwell Cooper, którego z Polską łączyła przedziwna więź. Jego prapradziadek John Cooper był starszym oficerem u Kazimierza Puławskiego, który walcząc przeciwko Brytyjczykom w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych zyskał miano amerykańskiego bohatera (do dziś w całych stanach USA obchodzone jest na pamiątkę śmierci Puławskiego pod Savannah święto General Pulaski Memorial Day). Zarówno Merian jak i inni amerykańscy piloci niejednokrotnie podkreślali, że ich udział w walkach o obronę świeżej, polskiej niepodległości jest formą spłaty długu jaki Ameryka ma u Polaków. Naszą ojczyznę reprezentował zaś sam generał Rozwadowski, wyśmienity strateg (prawdziwy twórca "Cudu nad Wisłą") i wizjoner przyszłości pola walki, bez którego uporu eskadra nawet powstawszy mogła tkwić bezczynnie na lotniskach, bowiem jej użyciu na froncie przeciwko bolszewikom sprzeciwiał się sam Piłsudski, nierozumiejący dynamicznie zmieniających się metod prowadzenia wojen. 

Uzyskawszy w końcu pozwolenie na udział w walkach, Eskadra Kościuszkowska działająca głównie w rejonie Kijowa i Lwowa siała spustoszenie i przerażenie wśród bolszewickich szeregów stosując morderczą taktykę polegająca na rozproszeniu wrogich kolumn bombami, a potem ostrzeliwaniu wojsk na ziemi z karabinów maszynowych, aż do wyczerpania się amunicji. O tym jak Amerykanie byli znienawidzeni wśród bolszewików świadczy chociażby fakt, że Siemion Budionnyj dowodzący 1 Armią Konną wyznaczył za głowy lotników nagrody sięgające nawet pół miliona rubli. Pewnego dnia Meriana Coopera spotkał wielki pech i wielkie szczęście jednocześnie. Pech polegał na tym, że został zestrzelony podczas walk między Łuckiem, a Równem i dostał się do bolszewickiej niewoli. Szczęście polegało na tym, że owego dnia z powodu upałów zamiast oficerskiego płaszcza lotniczego miał na sobie kombinezon swojego mechanika Franka Moshera, którego to nazwisko widniało na naszywce kombinezonu i tak właśnie przedstawił się bolszewikom Cooper twierdząc, że w kokpicie samolotu znalazł się zupełnie przypadkiem. Na liście znienawidzonych lotników, ustalonej przez rosyjski wywiad nie widniało takie nazwisko i to (oraz poparzone podczas zestrzelenia dłonie nieprzypominające oficerskich gładkich rąk) uratowało życie Meriana, mimo iż jedno z dwóch przesłuchań jeńca prowadził sam Siemion Budionnyj. Dzięki udawaniu kogoś innego amerykański pilot zamiast na stryczek pilot trafił na długi czas do łagru. Po podpisanym 12 października 1920 roku rozejmie kończącym wojnę polsko-bolszewicką rozpoczęła się wymiana jeńców, szybko jednak stało się jasne, że Amerykanin raczej nie ma szans zostać uwolniony i jego los jest przesądzony. Podczas pobytu w łagrze, Cooper zaprzyjaźnił się z podporucznikiem Pułku Strzelców Kaniowskich, Stanisławem Sokołowskim, który to w porozumieniu z z kapralem Stanisławem Zalewskim zorganizował ucieczkę ich trójki z sowieckiego łagru. Po 11 dniach od przekroczenia linii obozowych drutów uciekinierzy dotarli do granicy z Łotwą.
10 maja 1921 roku Merian Caldwell Cooper odebrał w Warszawie z rąk Józefa Piłsudskiego order Virtuti Militari oraz w ramach uznania zasług zaproponowano mu majątek ziemski. Odmówił przyjęcia nagrody i po krótkim, acz płomiennym romansie z Marjorie Crosby-Słomczyńską zwaną Daisy, jesienią 1921 wyjechał do Londynu i wkrótce potem do Stanów Zjednoczonych, gdzie oprócz kontynuacji swoich fascynacji lotniczych (został jednym ze współzałożycieli Pan American) bardzo szybko zainteresował się przemysłem filmowym i tak 22 marca 1933 roku odbyła się premiera 104 minutowego filmu p.t. "King Kong" (w filmie samolot pilotowany przez Coopera atakuje King Konga na dachu Empire State Building). Produkcja z budżetem 670 tysięcy dolarów zarobiła błyskawicznie 5,5 miliona, stając się jednym z przełomowych filmów w dziejach światowej kinematografii. Merian, który dzięki King Kongowi stał się bogatym człowiekiem, dowiedziawszy się o nieślubnym dziecku ze swojego romansu z Marjorie, przez wiele lat wspierał finansowo zarówno syna jak i samą Daisy. Potomka poznał osobiście dopiero po II wojnie światowej (brał w niej udział jako oficer sztabowy na froncie japońskim). Merian Cooper zmarł w 1973 roku w USA, Marjorie Crosby zmarła w 1954 roku, ich syn Maciej Słomczyński został tłumaczem i pisarzem znanym miłośnikom kryminałów pod pseudonimem Joe Alex (w czasie niemieckiej okupacji był członkiem AK, aresztowany uciekł z Pawiaka), zmarł w1998 roku w Krakowie. Losy podporucznika Sokołowskiego i kaprala Zalewskiego nie są znane.

Zainteresowanym pełną historią powstania Eskadry Kościuszkowskiej i udziałem amerykańskich pilotów w wojnie polsko-bolszewickiej polecam książkę Roberta Karolevitza i Ross Fenna p.t. Dług Honorowy.

A na okrasę wizualną delikatny fotograficzny zarys tamtej epoki, choć nie lotniczy, to wojskowo obyczajowy, z odrobinę odmienną fabułą, niż powyższy ryt historiograficzny. Zdjęcia powstały na plenerze Żywiec 2020 i inicjatorem był pozujący jako żołnierz Karol.
Udział oprócz Karola wzięli:
Cudowna Kasia, wcielająca się w rolę ukochanej Karola.
Cesarzowa polskiego kolodionu Monika Cichoszewska (dwa ostatnie zdjęcia - kolodion). 
Organizator pleneru i fotograf  Darek Murański (trzeci od końca portret).
I ja.




















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b