Przejdź do głównej zawartości

Matka Boska nam pomoże.

 "Matka Boska nam pomoże, bo ją bardzo dobrze znamy, biskup śpiewa, a chłop orze, Amerykę przeganiamy...". To oczywiście fragment "starej" już piosenki Big Cyca pod znamiennym tytułem "Polacy". Pasuje jak ulał do ostatniej wizyty Sanepidu na Jasnej Górze. Jak podają media główny Inspektor Sanitarny wraz z delegacjami poszczególnych stacji sanitarno- epidemiologicznych postanowili się udać na Jasną Górę, by wymodlić u Matki Bożej ustanie pandemii i siły do dalszej służby społeczeństwu. 
Szczerze mówiąc, czy też pisząc nie mam zielonego pojęcia skąd taki pomysł u głównego Nadszyszkownika Sanepidu. To znaczy ogólnie jakoś tam z grubsza rozumiem potrzebę niektórych jednostek do posiadania wyimaginowanego przyjaciela z którym rozmawiają, powierzają mu swoje sekrety czy też modlą się do niego w różnych sprawach. Nie rozumiem natomiast oczekiwania, że akurat w tej sytuacji, owa Matka Boża zareaguje pozytywnie na wznoszone petycje, skoro nie reagowała podczas ostatnich dwóch wielkich wojen światowych ze znacznie większą liczbą ofiar śmiertelnych i pokrzywdzonych. Dziwi mnie trochę też wybór miejsca modlitwy (choć pewnie chodzi o ten słynny, rzekomo czyniący cuda obraz czarnoskórej niewiasty z równie czarnoskórym dziecięciem na rękach), wszak zakonnicy z Jasnej Góry znani są z tego, że sami nie do końca ufają istotom w niebiesiech, tylko sprawnie i fachowo wysyłają bliźnich na niebiańskie łąki za pomocą prochu i armat.  
Na szczęście Wielki Nadszyszkownik, całkiem sprytnie resztkami przytomności umysłu, wyraził podczas pielgrzymki na Jasną Górę nadzieję, że dzięki koronawirusowi istnieje całkiem realna szansa na otrzymanie przyzwoitych pieniędzy z budżetu państwa na ucyfrowienie i skomputeryzowanie tej instytucji co w przyszłości pomoże lepiej i sprawniej działać w przypadku kolejnego zagrożenia oraz podziękował swoim wszystkim pracownikom za trud ich pracy w tych ciężkich czasach. Czyli zgodnie z mądrością ludowego powiedzenia, że Bogu świeczkę, a diabłu ogarek zabezpieczył się chytrze chłopina na wszystkich możliwych frontach ewentualnej kooperacji nie bacząc na poziom abstrakcji. Może to i jest jakaś metoda? Co by się później nie wydarzyło, zawsze może być ktoś inny winny, jak nie nadprzyrodzone istoty to skąpy premier. 

W ramach skromnej oprawy wizualnej Angelika, zaklinająca deszcz, a jak wiadomo nic tak nie rozpędza chmur deszczowych jak zmoczenie sobie nóg. 












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b