Przejdź do głównej zawartości

Tadeusz bez serca i macice.

Media donoszą, że, o ile koronawirus nie utrzyma tempa natarcia, za około rok mają ruszyć zdjęcia do filmowej superprodukcji o niejakim Kościuszce, Tadeuszu zresztą. Jak trafnie zażartowali prezenterzy Rock Radia, trwają spory czy Kościuszkę ma zagrać Will Smith czy Eddie Murphy co jest oczywistym ironicznym komentarzem do panującej ostatnio za oceanem histerii poprawności politycznej i rasowej, powodującej absurdalne niekiedy obsadzanie czarnoskórych aktorów i aktorek we wszystkich możliwych rolach. O ile jestem w stanie sobie wyobrazić Batmana, Conana, Spidermana, czy nawet już Gustlika (ze Śląska był), albo ostatecznie Brunnera (czarny charakter), lub niech już stracę: Zawiszę Czarnego, granych przez czarnoskórych aktorów, o tyle Robin Hooda, Króla Artura, Ani z Zielonego Wzgórza czy też króla Jagiełły już nie. No nie i już, inaczej z automatu film staje się komedią, a ja nie będąc absolutnie rasistą, nie zamierzam nigdy w życiu lepić bałwana z czarnego śniegu. Rasistą - jak historyczna wieść niesie - nie był też nasz Andrzej Tadeusz Bonawentura Kościuszko herbu Roch III, który po perypetiach wielu na starym kontynencie, trafiwszy w końcu w sam środek wojny o niepodległość USA tak się wsławił kopaniem rowów (no dobra, nie tyle kopaniem rowów co budowaniem nowatorskich fortyfikacji obronnych wydatnie przyczyniających się do wielu zwycięstw wojsk amerykańskich), że sam Jerzy Waszyngton zlecił mu budowę słynnego do dziś West Point, a Kongres Stanów Zjednoczonych mianował generałem i podarował 250 hektarów ziem wraz z całą zawartością czyli na ten przykład czarnoskórymi niewolnikami. Wypłacony mu przez armię USA żołd Tadeusz praktycznie w całości przeznaczył na wykupienie wolności "swoich" niewolników oraz ich edukację czyli naukę pisania i czytania. Potem jak ze szkoły wiadomo Kościuszko powrócił do Polski i znowu po wielu zawiłościach losu i fanaberiach rewolucyjnych (na ten przykład w swoim niedużym majątku dokonał reform, skracając chłopom pańszczyźnianym okres pracy na rzecz dziedzica z czterech do dwóch dni), zajął się wojaczką stając na czele powstania zwanego Insurekcją Kościuszkowską. Podobno jak wynika z przecieków, w filmie sama Insurekcja ma być bardziej przedstawiona jako zryw wolnościowy uciskanego chłopstwa, niż powstanie polskie przeciwko zaborowi rosyjskiemu (Chmielnicki i jego kozacy się w grobach przewracają), niemniej jak wiadomo z podręczników Tadeusz przegrywa, dostaje się do niewoli, a potem podpisując pakt z diabłem czyli carem zostaje wydalony do Europy Zachodniej z zakazem powrotu. Ostatecznie umiera w Szwajcarii w 1817 roku, ale jego tułaczka wcale się nie kończy. O ile samo zabalsamowane ciało pochowane najpierw w Szwajcarii zostaje rok później sprowadzone do Krakowa i do dziś spoczywa w krypcie na Wawelu, o tyle serce Kościuszki jako najpierw sentymentalny dar samego Tadeusza dla Emilii - córki przyjaciela Zeltnera, w której się podkochiwał, a potem już jako poważna relikwia narodowa, wędruje dosyć długo po świecie, nim w końcu trafia w 1983 roku na Zamek Królewski w Warszawie.

Jak to mówią - jakie czasy tacy bohaterowie. Dziś chciałoby się rzec: jaki kraj - takie relikwie. Zgodnie z wypowiedzią niejakiego Andrzeja Zybertowicza, podobno profesora, doradcy obecnie nam miłościwie zasiadającego w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie prezydenta: "kobieta jest właścicielką swojej macicy, ale gdy zachodzi w ciążę, przestaje być dysponentką płodu". Co tłumacząc z polskiego na nasze oznacza, że macica nie zawsze należy do posiadaczki, a już na pewno nie należy, kiedy tak postanowi jakiś mężczyzna. Popierając rozumowanie pana profesora jestem za tym, żeby z macicy uczynić relikwię narodową. Powinna znaleźć się ona na godle państwowym (w jednym ze szponów orzeł powinien trzymać macicę, a dla równowagi w drugim... hm... no jednak nie wiem czy to będzie dobrze wyglądało, może sama macica wystarczy) i powinna zawisnąć - jeśli nie zamiast krzyży w budynkach państwowych - to na pewno obok. Można by tez pogmerać w hymnie naszym i gdzieś wcisnąć macicę, mogłyby powstać sanktuaria maciczne, kultowe komiksy i seriale o macicy, festiwale muzyczne, teatralne, filmowe i taneczne o tematyce domacicznej, a także w każdym mieście stanąć powinien pomnik macicy, jako najwyższego dobra narodowego, które należy do wszystkich, a nie tylko do tych głupich bab, którym się wydaje, że mogą ze swoją macicą robić, co im się tylko podoba.

Dziś, zdjęciowo Agata, która to powiedzmy sobie szczerze: posiada relikwię, pozornie wydaje się być niewinna, a mimo to nie wiedzieć czemu niepokojąco przypomina jedną z tych wiedźm, biegających po ulicach z błyskawicą na transparencie i czarną parasolką w ręku...
Sesja powstała na materiale ORWO NP22 z datą do spożycia 1987 rok... co samo już świadczy o udziale jakiś sił nieczystych...

 















Komentarze

  1. Prosze rozważyc monetyzację (to teraz modne słowo) Pana felietonów (albo jakkolwiek pod względem literackim powinno się nazywać te krótkie formy literackie) - są wg mnie doskonałe.. Gratuluję swobody operowania piórem i obiektywem (szczególne że na ''przeterminowanych'' filmach) - jednak niemiecka solidność nawet w wersji NRD broni się po latach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement. Nie dyskredytując absolutnie niemieckich produktów, zwłaszcza tych made in DDR (mieli świetną czekoladę w czasach kiedy u nas były tylko wyroby czekoladopodobne), to sporo zależy od tego jak przechowywany był film. Miewałem ORWO z których nie wychodziło kompletnie nic, ale ta partia muszę przyznać jest niezła. Co do zaś samej monetyzacji... nie wykluczam, rozważam, może jak jakaś plaga dotknie naszą planetę i będę miał więcej czasu? ;)

      Usuń
    2. Jesli plaga będzie wyglądała tak jak Pana ostatnia modelka to jestem za :)

      Usuń
  2. Popieram jedno i drugie....

    OdpowiedzUsuń
  3. ottime foto, complimenti
    Maurizio

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b