Przejdź do głównej zawartości

Kanikuły czas radości.

O Chinach można by pisać godzinami. Dlatego postaram się krótko i treściwie. Dla nas Europejczyków jest to kraj wielu osobliwości i zupełnie odmiennej mentalności i kultury. Ale jak wszystkie narody świata niezależnie od szerokości i długości geograficznej łączy nas z Chińczykami na pewno jedno: zawsze znajdą się w ogóle populacji jakieś szczególne wybitne jednostki. Jak pewna chińska rodzina, która jakiś czas temu przygarnęła szczeniaczka - co samo w sobie oczywiście godne jest pochwały - ale też nieco dziwne, bo przecież w tym rejonie świata pies występuje częściej jako danie niż pupil. No, ale jak to mówią stało się, przygarnięty mały piesek dosyć szybko rósł, wykazując nieco dziwne kulinarne zainteresowania (od obgryzania kości wolał owoce), aż w końcu zaskoczył całą rodzinę i zaczął coraz częściej chodzić na dwóch łapach. Wezwana policja oraz specjaliści - bynajmniej nie kynolodzy - orzekli, iż jest to niedźwiedź i to z zagrożonego gatunku. Zgodnie z chińskim prawem rodzinie odebrano pupila oraz nałożono na nich karę za przetrzymywanie dzikiego zwierzęcia w niewoli, choć jak sam przyznał przedstawiciel policji niedużą, bo zwierzę trzymali z niewiedzy, a niedźwiedź był w doskonałej formie.

I tu właściwie można by zakończyć opowieść o niepsie, który nie jeździł koleją, gdyby nie zbliżające się szybkim krokiem nasze rodzime, letnie kanikuły. Czyli tłumacząc młodzieży: wakacje. Czas, przez palce, mrówka na zapałce, Chałupy welcome to, na taflach jezior trzepotanie białych żagli i tak dalej i tak dalej. Relaks, radość, słodkie lenistwo, słońce opalające prawie nagie ciała, zimne napoje chłodzące oczywiście bezalkoholowe i upojne noce pod gwiazdami. Oraz tysiące porzuconych psów. Wystraszonych, zdezorientowanych, cierpiących. Niechcianych, niepotrzebnych, niezauważanych, posiadających jedną wspólną cechę niezależnie od maści, rasy czy wielkości. Wszystkie stały się przed wakacjami nagle kulą u nogi swoich właścicieli. Kochane, wygłaskane, wyspacerowane, wytulone, z dnia na dzień zostały wymazane z życia rodzin w których spędziły niejednokrotnie wiele lat. A ich dotychczasowi przyjaciele z czystym sumieniem i pustym bagażem życia mogą wreszcie odetchnąć i spędzić swoje wymarzone wakacje, zapełniając swoje myśli wspomnieniami, które szybko zagłuszą wyrzuty sumienia.
Będąc religijnym sceptykiem w tym jednym wypadku mam nadzieję, że istnieje coś takiego jak karma (nie chodzi o tą psią). I ta karma kiedyś jak bumerang wróci do tych wszystkich, którzy czynią zło, zwłaszcza bezbronnym i zależnym od nich istotom. Oraz, że wtedy właśnie ich mózgi wyświetlą najkrótszy w ich życiu film: kiedy ich pupil opadając z sił, lub szarpiąc się na sznurku niknie w lusterku wstecznym auta.

Serdeczne podziękowania dla moich "psich" modeli. Informuję też, że podczas powstawania zdjęć nikomu nie stała się krzywda oraz wszyscy wrócili do domu.















Komentarze

  1. Przyczepoę się do pewnej rzeczy: pies na obiad. Z tego co wiem, to w chinach taki posiłek występuje tylko w nielicznych częściach kraju i raczej nie jest pochwalany.
    Co do sesji, to bardzo ciekawa. Najbardziej podoba mi się zdjęcie z grupy na fb (3 od dołu)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b