Przejdź do głównej zawartości

Niewieścienie.

 Jakiś czas temu deklarowałem, że nie nazwę ministra Czarnka debilem. I słowa dotrzymuję, bo gdybym to zrobił to jakże skrzywdziłbym niewinnego człowieka, który jako jeden z wielu (ale jaśniejący na firmamencie silniej niż reszta), niesie światełko nadziei w tym mrocznym świecie pełnym zepsucia i szatańskich pokus czyhających na człowieka na każdym kroku. Jedną z zalet ministra (lista ma wiele pozycji) jest szeroko rozumiana odwaga, przez niektórych, co się nie znają oczywiście, mylona z brawurową głupotą. To odwaga w podejmowaniu kontrowersyjnych, ale potrzebnych decyzji i odwaga w zatrudnianiu fachowców z najwyższej półki. Jak na ten przykład profesora Skrzydlewskiego, z którym pospołu jak mniemam, Czarnek postanowił przywrócić polskiemu szkolnictwu i przede wszystkim polskiemu społeczeństwu właściwą równowagę. Ta równowaga to jak głosi sam profesor ""ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich". Koniec z propagowanymi przez zgniły moralnie "Zachód" niewłaściwymi i nienaturalnymi postawami społecznymi polegającymi na przyznaniu kobiecie równouprawnienia i prawa do decydowania o samej sobie w sposób dowolny i pozbawiony nadzoru czy kontroli. Lata lewackiej i nie bójmy się tego powiedzieć prohomoseksualnej indoktrynacji doprowadziły do powstania niebezpiecznego zjawiska moralno-religijnego polegającego na zepsuciu duchowym kobiety, objawiającym się na rozbudzeniu jej pychy, próżności, zainteresowania wyłącznie sobą, egotyzmem i zwalczaniem obiektywnego porządku na rzecz siebie, co oczywiście nieuchronnie prowadzi do niszczenia instytucji rodziny i zamykania się na płodność oraz zanikania pojęcia domu widzianego nie tylko jako miejsce, lecz przede wszystkim jako etos. Na szczęście, dzięki odwadze ministra i jego doradców przygotowywane są już zmiany programowe, mające wprowadzić zupełnie nowe podejście do funkcji i zadań szkoły, polegające na rezygnacji z wywyższania matematyki, fizyki czy informatyki kosztem kwestii związanych z rodziną i edukacją klasyczną polegającą na uświadomieniu młodym ludziom, że zdrowa rodzina jest oparta na monogamicznym, nierozerwalnym związku mężczyzny i kobiety z zachowaną właściwą hierarchią, co jest niezbędnym warunkiem, aby przyszłość Narodu Polskiego była dobra.

Wszystkim, którzy nie do końca ogarniają to co napisałem do tej pory (wybaczcie, w dużej mierze to są cytaty pochodzące z wypowiedzi eksperta profesora) tłumaczę z polskiego na nasze.
Baby do garów, do rodzenia dzieci, nie do mądrzenia się, pindrzenia, szczucia na ulicach krótkimi kieckami spod których nawet nie widać majtek, bo nie noszą. Koniec ze stawianiem wydumanej samorealizacji ponad dobro mężczyzny, rodziny, narodu. Koniec z tłamszeniem płci silniejszej, ze spychaniem jej z ugruntowanego przez wieki piedestału. Koniec też z babskimi protestami - gdyby kobiety zajmowały się tym do czego zostały stworzone, nie miałyby czasu na takie pierdoły. Zgodnie z tezą Skrzydlewskiego człowiek, a więc ostatecznie też i kobieta istnieje dzięki "ingerencji Boga". A co za tym idzie, gdyby katolicki bóg chciał, żeby kobiety były równe mężczyznom, to stworzyłby je z penisami. A skoro nie stworzył to wiadomo gdzie jest ich miejsce. Kobiet, nie penisów oczywiście.

Powiem wam tak zupełnie od siebie, że dla mnie się to kupy trzyma. Na tyle mocno, że podejrzewam, że zarówno Czarnek jak i Skrzydlewski podążyli drogą Kena Keseya i Milo
sia Formana. Ken - dla przypomnienia - to autor powieści "Lot nad kukułczym gniazdem", napisanej w okresie kiedy Kesey dorabiając gdzie się da, uczestniczył w amerykańskim, rządowym programie badającym wpływ LSD na ludzki organizm. Czyli mówiąc wprost był na permanentnym haju. A potem po wielu poszukiwaniach i perturbacjach pospołu z Formanem (który po przeczytaniu podesłanej mu przez Kena powieści stwierdził, że opisany tam dom wariatów to przecież jego rodzinna Czechosłowacja) nakręcili film na podstawie książki.
Panie Czarnek, panie profesorze: uroczyście proszę o podanie namiaru na waszego dealera. Też tak bym chciał... ał...

A póki co, zanim dostanę te namiary i odlecę wspólnie z ministrem i jego ekspertami - moja skromna wizualizacja potencjalnej lektury szkolnej pod roboczym tytułem: "Don Kichota i Sanczo Penis" czyli rzecz o
egotyzmie i zwalczaniem obiektywnego porządku na rzecz siebie.

Udział wzięli: La Monika, La Pio i La Ja.
Plener im. Andrzeja Bersza 2021.













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b