Przejdź do głównej zawartości

Ignacy.

"Tyle znacy co Ignacy" - czyli krótki poradnik o tym jak zostać dyktatorem kieszonkowym w średniej wielkości państewku, bez wzbudzania zbytnich emocji u sąsiadów. Najtrudniejszy oczywiście jest początek. Trzeba się bowiem jakoś dorwać do tej władzy. Prośbą, groźbą, siłą, podstępem, kłamstwem, oszustwem. Nieważne jak, nie liczą się środki, liczy się cel. Trzeba się wspiąć na ten szczyt i już. A dalej to jak na nartach w Alpach - powinno być z górki, gładko miło i przyjemnie. Następny ważny krok to fotel prezydenta. Absolutnie trzeba posadzić na nim jakąś bezwolną miernotę. Niezbyt inteligentną, bo inteligenci czasami myślą i mogą próbować stawiać się okoniem, śledziem czy inną płotką. Jak już mamy to stanowisko obsadzone odpowiednią osobą, to praktycznie drzwi do dowolnego demolowania konstytucji i łamania demokracji mamy szeroko otwarte. Można bez strachu i ryzyka porażki dyktować swoim przydupasom ustawy i uchwały niezgodne ze wszystkim, co do tej pory było wyznacznikiem prawa i porządku, nasza miernota na stołku prezydenckim i tak weźmie długopis i podpisze. Warto też dla spokoju wziąć sejm. Wziąć czyli mieć w nim tylu swoich, żeby z tej instytucji dało się zrobić cyrk, oborę czy pośmiewisko - zależnie od aktualnej potrzeby. Sejm ma być faktycznie i praktycznie sparaliżowany i posłuszny jedynej w kraju osobie, która wie jak świat wygląda, a jak powinien. Nie należy też zaniedbywać armii. Na przestrzeni dziejów ludzkości, to właśnie wojskowi często wtrącali swoje trzy grosze do polityki, zmieniając niejednokrotnie bieg historii. Trzeba więc armię szybko i skutecznie wykastrować. Zdemontować struktury, zdemolować morale, zmusić co mniej pokornych do rezygnacji, odejścia na emeryturę czy co tam sobie chcą, byle nie mogli za bardzo przeszkadzać. A stołki obsadzić swoimi. Ale miernotami oczywiście, żeby ich ambicje nie zaczęły uwierać w przyciasne czapeczki z generalskimi gwiazdkami. Przy okazji zajmowania się wojskiem nie należy zapominać zrobić tego samego z policją. Tępa policja to ślepo wierna policja, więc tam też nie trzeba na stanowiskach ludzi zbytnio myślących. A w szeregach szeregowych również lepiej się sprawdzają bezmózgie osiłki, niż wykształceni empatyczni policjanci, chcący naprawdę służyć społeczeństwu. Bo policja ma służyć tylko jednemu panu. No i oczywiście nie można zapomnieć o prokuraturze i sądach. Bez przejęcia tych instytucji, bez obsadzenia ich swoimi, może się nóżka tu i ówdzie pośliznąć i można fikołka fiknąć zupełnie niepotrzebnie. I tak jak i wcześniej, ci swoi nie powinni być zbyt samodzielni, żeby jeszcze nie pomyśleli sobie, że prawo to oni. Dalej, stopniowo bez pośpiechu, ale skutecznie trzeba jak gangrena rozpełzać się po kraju. Stołki wojewodów, starostów, burmistrzów, wójtów i inne wyższe stanowiska urzędnicze też warto obsadzić właściwymi, czyli ślepo posłusznymi ludźmi. Niepokorni won, a kto złoży hołd poddańczy może służyć. No i oczywiście kościół. Kościół musi stać po właściwej stronie, bo inaczej może się skończyć oddolnym buntem, podburzaniem obywateli, ogólnie takim zbędnym i potencjalnie groźnym nieposłuszeństwem. Więc kościół dostać musi trochę władzy, trochę więcej kasy, bo na jedno i drugie jest bardzo łasy. Tak ugłaskany kler, ze swoimi złotymi karetami, ornatami, autami będzie chwalił i wiernie lizał rękę, która raz po raz rzuci ochłap. Na koniec co wielce istotne jest, nie należy zapominać o społeczeństwie. Wszak naród w kupie to ludzie głupie i dosyć łatwo nimi sterować. Sypnie się drobnymi, jak trzeba to na kredyt, doda się parę obietnic o złotych górach, garść patriotycznych ojczyźnianych haseł, wypuści z worka jakiegoś stracha - może być Żyd, Rusek, Niemiec, albo uchodźca i większość społeczeństwa z klapkami na oczach rzuci się na każdego wroga ojczyzny, nawet jeśli będzie to sąsiad...

Brzmi znajomo? Ktoś się domyślił już co to za kraj? Zagadka nie była oczywiście trudna, zwłaszcza dla tych co żyją w Polsce. Tyle, że zagadka owa ma drugie dno. Opisałem oto właśnie lata 1926-1930 i dzieje II RP pod rządami Piłsudskiego. Tego samego Piłsudskiego, którego niektórzy do dziś nazywają wielkim mężem stanu, wielkim Polakiem i stawiają mu spiżowe pomniki. Prezydentem marionetką wówczas był Ignacy Mościcki (stąd tytułowy Ignacy i współcześnie mu popularny i wymowny wierszyk: "tyle znacy co Ignacy, a Ignacy gówno znacy"), z jedną drobną tylko różnicą względem naszych czasów: Piłsudski zawsze Mościckiemu publicznie okazywał szacunek. A Morawieckim tamtych czasów, czyli kolejną marionetką i kimś kto publicznie kłamał narodowi w żywe oczy, był Stanisław Car.

Historia ta zakończyła się przytupem. Rozdawnictwo publicznych pieniędzy, brak kompetentnych ludzi na stanowiskach i kilka innych czynników doprowadziło do potężnego kryzysu gospodarczego, a w następstwie do utraty rzeszy zwolenników w społeczeństwie, strajków i zamieszek. Nie pomógł nawet rozpasany kler nawołujący do spokoju i opamiętania się. Wobec zbliżających się wyborów, świadomy nieuchronnej przegranej Piłsudski, rozwiązał parlament i wsadził 84 opozycyjnych posłów do obozu (pierwszy obóz koncentracyjny w tej części Europy, na długo przed tymi nazistowskimi, posłowie byli poddawani torturom i brutalnym przesłuchaniom). Potem pod fałszywymi zarzutami, dzięki "swojej" policji i "swoim" sądom zapuszkował jeszcze około pięciu tysięcy opozycyjnych działaczy niższego szczebla, sfałszował karty wyborcze i co nie było w tych warunkach trudne do przewidzenia, wybory wygrał.
Tik... tak... tik... tak... Niech każdy sam - zgodnie z własnym sumieniem czy co tam ma - sobie odpowie, w którym miejscu tej powtarzającej się historii znajdujemy się obecnie. Tik... tak...

Na koniec tej niezbyt wesołej lekcji historii, której nie uświadczycie w podręczniku HiT (historia i Teraźniejszość) coś ku pokrzepieniu serc. Czyli oczywiście kobieta. O imieniu Ążej. No prawie Ążej, bo tak naprawdę to Julka. Podzielona na pół jak nasz kraj przez Monikę Moniaka. I sfotografowana na plenerze Adela Photo Pathology, jesienią roku tego, przy pomocy kieva88 z naciągniętą kliszą hp5.
P.S.
Idźcie na wybory. Póki możecie.
I pamiętajcie drogie panie: no łomen - no kraj.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b