Przejdź do głównej zawartości

Einstein seksu.

Spokojnie, nie zamierzam tu wspominać o Casanovie, czy też innych udokumentowanych historycznie nałogowych kobieciarzach. Tylko o pewnym homoseksualiście. Lekarzu. Wizjonerze. Który to, gdyby nie niedouczeni i złośliwi koledzy po fachu oraz jeden kurduplowaty dyktator, mógł skierować naukę o seksualności człowieka na właściwe tory już ponad 100 lat temu. Choć uczciwie trzeba przyznać, że mimo przeszkód próbował. I osiągnął wiele, choć został na długo zapomniany. Nazywał się Magnus Hirschfeld. Doktor Magnus Hirschfeld.

Urodził się w 1868 roku w Kołobrzegu, w rodzinie żydowskiego, prowincjonalnego lekarza. Początkowo próbował swoich sił studiując filozofię we Wrocławiu, ale szybko przeniósł się na medycynę i po skończonych studiach otworzył swój pierwszy gabinet w Magdeburgu, w 1894 roku. Tam też pod wpływem dwóch wydarzeń odkrył, że ma misję do spełnienia. W roku 1895 roku pisarz Oscar Wilde został skazany na karę więzienia za "sodomię", oraz jeden z pacjentów Magnusa, pruski oficer homoseksualista popełnił samobójstwo, dzień przed jego planowanym ślubem z kobietą, do której nie czuł nic. Doktor Hirschfeld, sam nie kryjący się ze swoją orientacją seksualną, postanowił przenieść się do Berlina, a wybór tego miasta na jego nową praktykę nie był przypadkowy. Stolica Niemiec w tamtym okresie była miejscem niezwykle przyjaznym dla homoseksualistów. Od 1896 wydawano tam pierwsze czasopismo gejowskie "Der Eigene", w kinach wyświetlano filmy o parach jednopłciowych, w kabaretach wystawiano rewie transwestytów, krytykowano otwarcie negatywne podejście do homoseksualizmu i publicznie dyskutowano o dobroczynnym wpływie coming outu, na postrzeganie przez społeczeństwo problemów homoseksualistów. Jednocześnie w Niemczech wciąż obowiązywał Paragraf 175 niemieckiego kodeksu karnego, przewidujący kary więzienia za praktyki homoseksualne. Mimo nacisków rodziny, nie dał się odwieść od obranego kierunku (namawiany by lepiej zająć się chorobami zakaźnymi odpowiedział, że cholera nie da mu więcej satysfakcji niż seks), otworzył najpierw gabinet lekarski na przedmieściach Berlina, a rok później w 1897 roku założył Komitet Naukowo Humanitarny i złożył petycję o uchylenie Paragrafu 175. Oprócz tego wydawał ulotki informacyjne, agitował, oraz namówił do poparcia jego petycji ówczesnego przywódcę niemieckich socjaldemokratów Augusta Bebela. W 1908 roku doktor Magnus wziął udział w pierwszym spotkaniu Berlińskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego i wkrótce starł się z Sigmuntem Freudem, który to wyśmiewał teorię Hirschfelda, mówiącą o tym, że homoseksualizm to wrodzona orientacja seksualna, ściśle zależna od pracy gruczołów hormonalnych. Sam zaś Freud bowiem uważał, że homoseksualizm to wyraz nerwicy, wywołanej przez zahamowanie rozwoju seksualnego, a doktor Hirschfeld opowiada dyrdymały, bo sam jest gejem i ma niezbyt szerokie horyzonty. Po stronie Freuda stanął również drugi z ówczesnych znanych twórców pojęcia psychoanalizy, czyli Carl Gustav Jung, który ostro atakował doktora Magnusa zarzucając mu niekompetencję. Po tych atakach Hirschfeld opuścił szeregi Berlińskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego i w 1918 roku założył Instytut Nauk Seksualnych, który przyniósł mu wielkie uznanie. Instytut stał się ośrodkiem krzewienia wiedzy, prowadzono w nim transdyscyplinarne badania naukowe, wykonywano również operacje korekty płci mężczyzn (w tamtych czasach nie dokonywano takich operacji u kobiet). Oprócz tego doktor wspierał feministki i sprawę lesbijek, był autorem pierwszej monografii na temat transwestytyzmu, opowiadał się również za prawem do antykoncepcji, rozwodów i był przeciwnikiem kary śmierci. To i jego żydowskie pochodzenie doprowadziło ostatecznie do brutalnego pobicia lekarza przez nazistowskie bojówki w 1920 roku, podczas wykładu w Monachium. Ten incydent nie przerwał działalności Hirschfelda i dopiero upadek Republiki Weimarskiej i dojście nazistów do władzy w 1933 roku położyły kres jego obecności w Niemczech. Podczas tych burzliwych zmian politycznych doktor Magnus odbywał tournee po Azji i Ameryce, gdzie został okrzyknięty "Einsteinem seksu" i wtedy też 6 maja 1933 roku jego Instytut został splądrowany przez nazistów, a jego zbiory i publikacje spłonęły na stosie. Po namowach przyjaciół Hirschfeld nie wrócił już do Niemiec i osiadł w Paryżu, gdzie 14 maja 1935 roku (w swoje 67 urodziny) zmarł.

"Istnieje różnorodność seksualna, rzeczywista lub wyobrażalna, prawie bez ograniczeń. W każdym człowieku jest mieszanka odmiennych cech żeńskich i męskich" - tymi słowami 123 lata temu, odkrywany dziś na nowo doktor Magnus Hirschfeld, kładł podwaliny pod obecnie nam współczesne koncepcje płynności płciowej, czy też niebinarności.

W ramach okrasy wizualnej o podwyższonym stopniu wrażliwości dziś Asia. Kobieta z krwi i kości, którą udało mi się namówić na zdjęcia podczas tegorocznego pleneru Misja Wschód na przeuroczym Podlasiu. Kiev88/hp5















Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b