Przejdź do głównej zawartości

Człekokształtne.

W Polsce już tak jest, że im mniej ktoś wie, tym chętniej się wypowiada, zwłaszcza w dziedzinach o których nie ma zielonego pojęcia lub, które go kompletnie nie dotyczą. Przypadłość ta jest niezależna od przynależności do jakiejkolwiek grupy zawodowej, społecznej czy intelektualnej, choć jak chyba słusznie podejrzewają wnikliwi obserwatorzy, jest mocno zależna od poziomu i jakości wykształcenia.  I tak lekko tylko parafrazując w istocie przeznaczenia słów pana Kubę Sinkiewicza z Elektrycznych Gitar: rodzą się szajby małe i biedne, karmię się nimi i karmić będę. Objawił się nam bowiem kolejny sukienkowy myśliciel ambonowy, czyli nijaki biskup Zawitkowski, który to w ramach obelgi jak mniemam, teatralnie podczas kazania w kościółku zapytywał zaocznie i domyślnie niejaką Margot słowami: "Zbrodniarzem jesteś czy bohaterem? Ocalasz czy gubisz Pospolitą Rzecz? Tak miś się odczłowieczył? Czyżbyś zszedł do rzędu człekokształtnych?". 
Z jednej strony uznać trzeba, iż biskup będący dosyć wysoko postawionym urzędnikiem w swojej firmie ma prawo się z tą instytucją identyfikować, a co za tym idzie musi mieć rozległą wiedzę na temat wieków kościelnych zbrodni przeciwko ludzkości oraz Rzeczypospolitej, więc jego pytania o te nierozliczone do dziś kwestie, choć skierowane w niewłaściwym kierunku jednak podstawę jakąś mają. Z drugiej, rzec można naukowej strony biskup też nie odbiega od tradycji kościoła, który to od wieków stał na straży ciemnoty i zabobonu zwalczając postęp naukowy i techniczny jak tylko się dało.  Dodatkowo moim zdaniem w zaistniałej sytuacji wyszło na wierzch Zawitkowskiego wagarowanie w szkole podczas lekcji przyrody i biologii. Gdyby nie te szkolne absencje poświęcone zapewne modlitwie, biskup wiedziałby, że człowiek z rzędu człekokształtnych nigdy nie wyszedł, więc wejść tam ponownie nie może, tak jak wielbłąd przez ucho igielne nie przejdzie, choćby skały srały jak kiedyś mawiała młodzież. Dalej zanurza się bełkotliwie w nurty religijne, z którymi mi trudno dyskutować bo to nie moja bajka, więc się zdaje na wiedzę biskupa: grozi karą boską za podnoszenie ręki na dzieło boskie czyli człowieka choćby był i na tęczowo pomalowany (stąd jak rozumiem Żołnierze Chrystusa z żelaznymi różańcami owiniętymi na pięściach) i jednocześnie mówi o topieniu ludzi w morzu z kamieniem młyńskim przywiązanym do szyi, przywołuje na pomoc w walce z tęczową zarazą zastępy przeróżnych Matek Boskich (w tym dwie Polki i jedną Żydówkę) oraz oczekuje od niebios nowego cudu nad Wisłą, popisując się ponownie brakami w edukacji (cud nad Wisłą to dzieło błyskotliwego generała Rozwadowskiego oraz zespołu szyfrantów pod wodzą porucznika Kowalewskiego, a nie szarża zastępów aniołów z Maryją na czele). 

Nie wiem do jakiego gatunku należy biskup Zawitkowski i jemu podobni. I chyba mi ta wiedza do niczego potrzebna nie jest. Niemniej się cieszę, że tak jak ja nie należy do człekokształtnych, bo mimo wszystko odrobinę odczuwałbym wstyd za swój gatunek patrząc i słuchając tego typa i jego kamratów. Domniemywać również się ośmielę w imieniu małp wszelakich, że gdyby biskup miał z nimi wspólnego przodka choćby i te parę milionów lat temu, też by odczuwały zażenowanie. A tak i one i ja, możemy odetchnąć z ulgą i w ramach okraszania słowa obrazem pokazać krótką, człekokształtną sesję zdjęciową. 


Za Wikipedią: Człekokształtne (Hominoidea) – nadrodzina naczelnych, w której skład wchodzą człowiekowate (hominidy) oraz gibbonowate. Według obecnych przypuszczeń ostatni wspólny przodek tej grupy żył 15-20 mln lat temu, natomiast linia ewolucyjna prowadząca do gibonowatych oddzieliła się od linii człowiekowatych około 5-7 mln lat temu. Zgodnie ze współczesną klasyfikacją, do tej grupy należą dwie rodziny: rodzina gibbonowatych (Hylobatidae) składająca się z czterech rodzajów i 14 gatunków, rodzina człowiekowatych (Hominidae), w skład której zalicza się goryle, orangutany, szympansy i ludzi.














 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b