Przejdź do głównej zawartości

Wanda.

No właśnie... Wanda. Kiedy statystyczny Polak słyszy imię Wanda, zazwyczaj odpowiada: co nie chciała Niemca. I nic dziwnego. Bo tu jest Polska i tu się Niemców nie lubi. Ale nie bójcie się. Wcale nie będę opowiadał o problemach Angeli Merkel z uchodźcami. Nie będę, bo w tej kwestii mam zdanie identyczne jak premier Węgier Viktor Orban: co sobie Niemcy nałapali Arabów bez pytania reszty Europy o zdanie, to ich. I niech Europie dupy nie zawracają tą kwestią. Nie będę też pisał o Wandzie w kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych w Polsce i potencjalnego starcia dwóch żądnych władzy kobiet, czyli niejakiej Ewy K. reprezentującej ludzi chcących zostać przy korycie bez względu na koszty i niejakiej Beaty Sz. reprezentującej ludzi chcących dorwać się do koryta bez względu na koszty. Albowiem przy korycie żadna świnia orłem nie zostanie i nie ma co tego roztrząsać. Chciałbym za to zwyczajnie opowiedzieć o tym jak łatwo w świecie pisanym męską ręką kobieta zmienia swoje miejsce. Jak każde dziecko dziś wie, Wanda, była córką legendarnego założyciela Krakowa, króla Kraka. I kiedy zły i niedobry Niemiec najechał nasze ziemie (skrzętnie w legendach wszak omijamy fakt, że równie często jak nie częściej napadali nas nasi południowi sąsiedzi czyli Czesi) dzielna Wanda ratując swą cnotę niewieścią skokiem do Wisły ocala również i swój lud. I taką to też wersję legendy znamy dzięki Janowi Długoszowi. Mało kto wie, że Długosz najzwyczajniej w świecie zrobił plagiat i przerobił wcześniejszą wersję legendy o Wądzie, pióra Wincentego Kadłubka, będącego pod niewątpliwie wielkim wpływem najpopularniejszej wówczas w Europie księgi czyli Biblii. W legendzie Kadłubka Wanda rządzi Polską po odsunięciu od władzy syna Kraka, który wcześniej zamordował swojego brata. Po najechaniu jej ziem przez lemańskiego władcę śmiało staje na czele zbrojnych mężów i samą swoją postawą i urokiem osobistym zmusza władcę wrogiego do popełnienia samobójstwa. Po czym następuje pokój, a Wanda długo i szczęśliwie, a przede wszystkim żyjąc w dziewictwie rządzi krajem.
Tyle męskich legend. Ciekaw jestem za to, jak by ta historia mogła wyglądać, gdyby w czasach współczesnych Kadłubkowi czy Długoszowi kobiety miały taką siłę przebicia jak dziś i miały wpływ na słowo pisane na równi z facetami w czerni? Czy Niemiec faktycznie byłby taki zły? Czy fale Wisły pochłonęłyby nieszczęsną czy uniosły z ukochanym w podróż poślubną? A może Wanda nie chciałaby Niemca, ale za to wolałaby Helgę? A może mimo wszystko chciałaby Niemca, którym mógłby się okazać nieduży, brodaty (bo moda na brodę jest nieśmiertelna przecież) Bawarczyk w czerwonym kubraczku? Tak jak podczas mojej sesji. Gdzie wystąpiła w roli Wandy piękna Helena, a w roli wcale nie takiego złego Niemca mały Bawarczyk...
Zdjęcia powstały w Sarbinowie, podczas ostatnich Bursztynowych Fotoplenerów. Wszystkim którzy przyczynili się do jej powstania dziękuję. Bawarczyka przepraszam, nie chciałem wcale wypuścić go z rąk pozbawiając go tym samym pewnych części ciała łącznie z głową... ;)

Pozuje Helena.
Włosy: Ewelina z Pretty Hair Styling.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...