Przejdź do głównej zawartości

Gra o tron sezon enty.

Akurat. Wcale nie będzie o tej Grze o tron. Dlaczego nie będzie? Bo nie oglądam. To znaczy oglądałem, ale przestałem kiedy się zorientowałem, że właściwie niczego i wszystkiego można się spodziewać po kolejnych odcinkach. A ja tak nie lubię. Znaczy się lubię jak mnie scenarzysta z reżyserem zaskoczą, ale nie aż tak. Królowa Bona, Czarne Chmury, Czterej Pancerni i pies to są seriale jakie lubię. Przewidywalna akcja, czasami wartka jak kałuża z topniejącego śniegu, te same twarze w większości odcinków, dobro zawsze wygrywa i nikt nie zabija wilkorów. Także ten tego... porzuciłem ten serial i już. A teraz będzie o zupełnie innej Grze o tron. Medialnej. Bo czy zauważyliście czy nie zaczęły się wakacje. A wraz z nimi sezon ogórkowy. Już nie mogę się doczekać. Na te wszystkie podawane na wyścigi newsy dnia. Pan Heniek z Gaci Swornych znalazł dwudziestopięciokilogramowego prawdziwka. Pani Hermenegildzie z podwrocławskiej wsi zginęły lniane barchany ze sznurka do suszenia, a potem odnalazły się na maszcie pirackiego statku pływającego na jeziorze Giżycko. Zenon B. z Podlasia kierując traktorem marki ursus pobił rekord nietrzeźwości w wydychanym powietrzu, we wdychanym nie pobił. I takie tam podawane na wyścigi sensacje i sensacyjki obliczone na zwiększenie choć przez jeden dzień oglądalności i pokonanie konkurencji. Jedynie jak znam życie na TVP 1 liczyć można, że ze stoickim spokojem będzie nadawać pieprzącego głupoty Pośpieszalskiego, przyspawaną za pomocą masła z kanapki do fotela sejmowego Pawłowicz, oraz sprawozdania ze Światowych Dni Młodzieży, która to tłumnie i szumnie zaleje głównie południową Polskę modlitwą, śmieciami i zużytymi prezerwatywami ze wszystkich zakątków świata. Tym chętniej więc porzucam aktualnie dostęp do telewizji, dostęp do internetu i porzucam Mazowsze, szykując się na wyprawę w dzikie ostępy, gdzie równie łatwo można spotkać niedźwiedzia jak i żołnierza Federacji Rosyjskiej (zwanego zielonym ludzikiem), który niechcący przekroczył granicę obwodu kaliningradzkiego z Polską. Misję Wschód czas zacząć! To znaczy nie tak hop siup, najpierw kawa, śniadanko, pakowanie piwa, filmów, aparatów, czego to ja jeszcze na pewno zapomniałem... i dopiero potem w drogę. A właśnie! Zapomniałbym Wam pokazać Magdę. Z którą spotkałem się któregoś letniego dnia w cieniu drzew na szybkiej niczym Pendolino sesji. Na pustej bocznej drodze. Która nagle w cudowny sposób, kiedy Magda zdjęła bluzkę, zaroiła się od aut, pieszych, rowerzystów i nawet jednego traktorzysty. Ale to nie był Zenon B.







Komentarze

  1. Jak zwykle - czyli trafnie - a zapomniał bym spytać czy Magdę też spakowałeś :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b