Przejdź do głównej zawartości

Rossielchoznadzor.

Rossielchoznadzor. Czyli Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej. 1 sierpnia 2014 roku właśnie ustami tej służby niejaki Wołodzia Putin powiedział niet polskim jabłkom. I gruszkom, wiśniom, czereśniom, nektarynkom, śliwkom i wszystkim odmianom kapusty (w tym białej, pekińskiej, czerwonej, brukselce, brokułom) i na koniec kalafiorom.I ja bym Wołodzię nawet trochę rozumiał. Jakby chodziło tylko o te kapusty i kalafiory. No sam przecież wycierpiałem przez nie wiele w przedszkolu i szkole. I w domu nawet. Kazali jeść bo to zdrowe. Co z tego, skoro wszystko co zdrowe to albo mało smaczne i śmierdzące, albo potem człowieka od środka rozrywa. Dlatego Wołodzia... ja się cieszę, że Ty chłopie te małe radzieckie... pardon, rosyjskie rebionki chronisz przed katorgą jaka na pewno spotkała Ciebie i mnie. Ja się w bólu Twoich wspomnień łączę, bośmy bracia kulinarni od maleńkości, choć jak patrzę, toś sporo ode mnie chudszy, musi kawior Ci szkodzi, albo Cię trują, ewentualnie hemoroidy jakieś czy inne bolesne stolce? Nieważne Wołodzia, ja tylko chciałem Ci napisać, że z tymi jabłkami to wcale nie wyszło jak sobie kombinowałeś. Ani ogrodnicy nie bankrutują, ani soki nie staniały, ani jabłka po rowach nie leżą. Tylko cydr Wołodzia z ceny zszedł i się popularny u nas zrobił. I dlatego ja Wołodzia piszę, Ty temu Embargu (czy jak się ten Twój minister rolnictwa nazywa) powiedz, żeby jabłka jednak przepuszczał przez granicę. Niech te Twoje rebionki jedzą witaminy. Wszystkie rebionki. A nie tylko te, których rodziców stać kupić jabłka z Turcji, które tam dotarły z Polski. Bo szkorbut Wowka to nic dobrego, a na Krymie coś go sobie przygarnął baz wielorybniczych nie zrobisz i tranu nie doprodukujesz. Zlituj się chłopie. Bo mnie ten cydr wykończy. Kiedyś to pili tylko studenci jak się alpagi w sklepie skończyły (i dobrze im tak nierobom i pasożytom było!), a teraz przez Twoje nieprzemyślane decyzje się na to zrobiła moda. Ja rozumiem dobra gruszkówka, wiśniówka, śliwowica... ale alkohol z jabłek? Ratuj towarzyszu! Ratuj! Bądź człowiekiem. Pomyśl jak dawno porządnej szarlotki nie jadłeś, jak dawno Ci po brodzie z polskiej papierówki kwaśny sok po brodzie nie pociekł i przestań się boczyć. Jak wpadniesz z waszą bielugą i taranką na zagrychę to Ci nawet wybaczę te imprezy spędzone przy cydrze. I pokażę pilnie strzeżoną tajemnicę polskich sadowników, dzięki którym jabłka są takie szczęśliwe i tak fantastycznie smakują. Bo już dawno leniwe i kapryśne pszczoły odstawione są do kąta. A zamiast nich zatrudnione są... eee... hm... ale to dopiero Ci powiem, jak razem z tawariszciem Embargiem jabłka z powrotem wpuścicie. Ale gwarantuję, będziecie zadowoleni.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b