Przejdź do głównej zawartości

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki. Natenczas właśnie, dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII wieku krwiożerczy Mongołowie najeżdżający Europę nie mogli nadziwić się, że zachodni rycerze pod zbrojami noszą krótkie spodenki ściśle przylegające do intymnych części ciała. A kobiety? W takim starożytnym Egipcie co prawda nosiły dodatkowe tuniki na biodrach, ale już współczesne im Greczynki czy Rzymianki jedynie piersi owijały pasami tkaniny by podkreślić jędrne kształty skryte pod szatą, o okryciach dolnych intymnych partii ciała annały milczą. Pierwsze pisemne historyczne wzmianki o namiastce damskiej bielizny dotyczą natomiast starożytnych rzymskich kurtyzan, które na biodrach nosiły przepaski z kawałkami opadającego materiału zakrywającego im pośladki oraz łono. Parę wieków później weneckie panie lekkich obyczajów zaczęły nosić calzoni - szyte na miarę z lnu, bawełny lub jedwabiu bufiaste majtki z nogawkami do kolan, niekoniecznie we właściwych miejscach zaszyte całkiem - podobno za usługi kurtyzany ubranej w takie gatki trzeba było płacić drożej. Stąd nie powinno nikogo dziwić, że kościół katolicki jako samozwańcza instytucja broniąca moralności oraz damskiego krocza, oficjalnie potępiał damską bieliznę jako siedlisko pożądania i rozpusty i zakazywał jej noszenia kobietom. Francuski szesnastowieczny pisarz i filozof-humanista Michel de Montaigne w tej kwestii zanotował, iż „osłanianie określonych części ciała ma służyć przyciąganiu ku nim uwagi”. Dlatego też przyzwoite niewiasty z powodów co najmniej moralnych owych grzesznych gatek nie nosiły i już. Do czasów francuskiej królowej Katarzyny Medycejskiej, która to dla siebie i swoich dwórek kazała uszyć długie bawełniane majtki do jazdy konnej, a dokładniej do tego, by niewiasty wsiadające na konia stajennym swoim nie ukazywały podczas tej czynności zbyt wielu intymnych szczegółów swej anatomii. W XVIII wieku francuski król Ludwik XV wydał dekret nakazujący estradowym tancerkom i artystkom nosić pantalony w celu uniknięcia gorszenia publiczności. 150 lat temu we Francji powstała nawet policja "majtkowa" - funkcjonariusze tego wydziału chodzili na występy i przedstawienia sprawdzać, czy przepis jest respektowany. Podobno przydział do tej formacji był marzeniem każdego francuskiego policjanta. Nic dziwnego, że nad majtkami damskimi unosiło się odium wstydu i nieprzyzwoitości. W Polsce pod koniec XIX wieku odnotowano, iż starsze kobiety ze względu na komfort cieplny pantalony nosiły, ale panny wstydziły się tej części stroju. W okolicach Limanowej w tym samym czasie zanotowano, iż wyśmiewano dziewczęta próbujące majtki nosić.
Kiedy więc majtki zaczęły wkraczać na salony? Nieśmiało już w XIX wieku, kiedy francuski filozof, Jean-Jacques Rousseau zalecił matkom zakładanie tej części garderoby swoim małoletnim córkom, by te podczas zabawy mogły czuć się swobodnie i nieskrępowanie. Sęk w tym, że kiedy tylko dziewczęta dorastały natychmiast przestawały majtki nosić-  tak silna we Francji była niechęć do tej niemoralnej garderoby. A w Anglii moda na damskie gatki zaczęła się wraz z modą na uprawianie sportu przez panie - po prostu majtki były praktyczne. Ale tak naprawdę dopiero emancypacja i "przejmowanie" przez kobiety prac i ról wcześniej zarezerwowanych tylko dla mężczyzn, spowodowało rozpowszechnienie bielizny jako wygodnej i pozwalającej zachować dyskrecję i higienę. Pomogła też moda, kiedy po I Wojnie Światowej "skrócono" mocno spódnice, majtki stały się akceptowalną normą. W 1928 roku niemiecka firma Naturana zaprezentowała model bawełnianych majtek, które przypominały dzisiejsze mocno zabudowane figi. Jeszcze w 1949 roku tenisistka Gussie Moran wywołała skandal pojawiając się na korcie w kusej spódniczce odsłaniającej majtki obszyte koronką, ale już w 1950 roku firma Triumph urządziła publiczny pokaz mody majtkowej. W latach 70-tych ubiegłego wieku panie oszalały na punkcie fig - bielizny którą projektant mody Rudi Gernreich zaprojektował w prezencie ślubnym dla swojej koleżanki. Dziś już chyba żadna kobieta nie wyobraża sobie swojej garderoby bez tego, zdawać by się mogło drobnego elementu. No i kościół katolicki łaskawie zmienił zdanie, już nie okłada klątwą kobiet w majtkach tylko raczej te co ich nie noszą. No chyba, że mówimy o stringach... tu wodzenie na pokuszenie sznureczkami może być iście szatańskie.

A ja dziś w ramach luźnej wizualizacji tematu pragnę pokazać pięć usłuchanych cór kościoła - żadna bowiem jak się dobrze przyjrzałem nie miała na sobie bielizny. Jedynie listki prawie, że figowe. Czy jakoś tak. Panie i panowie: Julia, Ola, Asia, Ewa i Marta.
Adela Photo Pathology 2024.
pentax645/hp5.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...