Przejdź do głównej zawartości

IPN zbliża się.


Wysoki sądzie, w związku z zaistniałymi okolicznościami oraz będąc w pełni władz umysłowych i przez nikogo nie będąc przymuszanym do niczego chciałbym dobrowolnie poddać moje szafy przeszukaniu. Co prawda zdaję sobie sprawę, że moje szafy nie są tak atrakcyjne jak te należące do głównych pałkarzy drużyny PRLu, niemniej przysięgam, że brudnych gaci tam nie znajdziecie. Co prawda mocno ogrzewanej hodowli egzotycznych roślin też nie, ale chciałbym już raz na zawsze zostać zweryfikowany, ułaskawiony i móc rozpocząć nowe lepsze życie na łonie społeczeństwa, które niczego innego od lat nie pragnie jak krwi ludzi, których znają tylko z podręczników do historii lub kronik filmowych. Niniejszym przyznaję się do zarzucanych i niezarzucanych mi czynów. Tak to ja w grudniu 1981 roku porzuciwszy saneczki wsiadłem w miejscowości Izabelin do czołgu T-55 stojącego wraz z innymi podobnymi maszynami na jedynej asfaltowej drodze we wsi. Numeru taktycznego czołgu jak i nazwiska dowódcy nie pamiętam, przy wsiadaniu pomagał mi mój współpracownik o kryptonimie "Tato". Dokonawszy typowo szpiegowskich czynności czyli obejrzawszy czołg od środka, wysiadłem. Raport złożyłem jeszcze tego samego dnia kolegom z podwórka. Ich kryptonimy to: "Kolega 1", "Kolega 2", "Kolega 3". Czy przekazali te informacje dalej nie wiem, ale kilka razy śledząc ich zaobserwowałem, jak w niedzielę dosyć poufale i przyciszonym głosem rozmawiają w kościele z księdzem (kryptonim "Proboszcz") w takiej małej drewnianej budce stojącej pod ścianą. Przyznaję się również iż należąc do zorganizowanej grupy przestępczej o nazwie ZHP otrzymałem z rąk harcmistrza (pseudonim "Druh") legitymację harcerską w której do dziś mimo upływu lat widnieje przysięga wierności sprawom socjalizmu oraz niejednokrotnie występując w mundurze tejże organizacji na majowych apelach poświęconych zwycięstwu niepokonanej Armii Czerwonej trzymałem w dłoniach swych drzewce sztandaru szkolnego zwieńczone orłem bez korony. Chodząc do szkoły nie organizowałem strajków, pochodów, ani innych protestów przed każdą lekcją języka rosyjskiego czym walnie przyczyniałem się do zwycięstwa intersocjalizmu światowego. Do dziś też potrafię cytować fragmenty piosenki Bułata Okudżawy o moskiewskim Arbacie oraz od Pana Tadeusza bardziej sobie cenię Mistrza i Małgorzatę. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że oba te dzieła stworzyli moralnie podejrzani towarzysze ze wschodu, niemniej bliżej mi do alkoholowo morfinistycznych wizji Bułhakowa ("Misza") niż do wierszy Mickiewicza ("Wieszcz") pisanych podczas bolesnych wzwodów. Przyznaję się również, że po sterowanym przez SB upadku komunizmu w Polsce mając do wyboru dwóch agentów prowadzących czyli "Bolka" i "Olka" zagłosowałem na tego drugiego, zresztą dwukrotnie i nie bez znaczenia był fakt, że agent "Olek" jak wypił to umiał to prawdziwie po słowiańsku pokazać.
Mając na uwadze powyższe ponawiam moją prośbę o przeszukanie moich szaf. I wystawienie mi na koniec zaświadczenia uprawniającego mnie do używania w każdej sytuacji i dowolnej chwili zwrotu: całujcie mnie w dupę. Obiecuję nie nadużywać tego przywileju, ograniczając się tylko do chwil, kiedy ktoś znowu będzie próbował mi wmówić, że ważniejsza od przyszłości jest przeszłość. W załączniku mikrofilm przedstawiający zawartość jednej z moich szaf. Zdjęcia powstały podczas tajnego spotkania o kryptonimie Misja Wschód II, organizowanego przez "Grzesia" i "Darka" w miejscowości Ruska Wieś. Tożsamości zawartości szafy niestety nie mogę ujawnić, ze względu na dobro trwającego śledztwa i liczne toczące się poboczne dochodzenia.
Z poważaniem
Agent Madcoy.







Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b