Przejdź do głównej zawartości

Na zachodzie bez zmian.

 Dogorywają już definitywnie ostatnie wielkie manewry narodowe pod kryptonimem "Zapad". Manewry owe wbrew temu co głoszą złośliwi i nieprzychylni, polegające na pospolitym ruszeniu były o tyle istotne, iż miały przetestować i de facto przetestowały gotowość obywatelskich sił prawiezbrojnych do ruszenia na wschodnią granicę w przypadku inwazji zielonych ludzików nieznanego pochodzenia. Dlaczego odbyły się na zachodniej, a nie wschodniej granicy i dlaczego pod hasłami zatrzymania hord dzikich niemieckich imigrantów, ktoś mniej uważny i obeznany może zapytać. Spieszę wyjaśnić - to wszystko w celach propagandowych i dla zmylenia wrogów ojczyzny naszej wszelakich. Wiadomo, Niemca trzeba raz na jakiś postraszyć, żeby mu głupoty do głowy nie przychodziły: a to najazdem pracowników sezonowych na szparagi, a to weekendowymi turystami z Polski w Berlinie, a to wysłać im Beatę Szydło. Choć to ostatnie uważam za nieco perfidne i nie na miejscu jeśli chodzi o politykę międzynarodową. Tak czy siak powiew grozy z wykrzywionych nienawiścią szczerbatych twarzy w kierunku bardziej zachodnich landów poszedł. Zasialiśmy też na pewno niepokój w drugim naszym odwiecznym wrogu, czyli tym ze wschodu co lubi kremlówki. Unaoczniliśmy bowiem wyraźnie, że duch w narodzie nie zginął jako stoi jak byk w naszym hymnie i stać nas na heroizm wysłania kiboli i pseudopatriotów na czołgi jeśli zajdzie taka potrzeba, a na pewno nas stać żeby słownie póki co taką możliwością grozić, a w razie jakby co to się okaże. Drugą ważną przyczyną mającą bardzo duży wpływ na wybór miejsca tej niewątpliwie imponującej demonstracji siły były kwestie aprowizacyjne. Wiadomo, że pospolite ruszenie rusza się pospolicie i brak mu wojskowej logistyki i polotu. Polega to bowiem na tym, że na ten przykład szwagier z teściem, sąsiad spod czwórki i jego brat z osiedla obok z kolegą z ławki przy śmietniku po flaszce czy dwóch, natchnieni duchem martyrologii narodowej i mickiewiczowskim patosem słowiańszczyzny, na dźwięk tarabanów i larum Basi wyruszają nagle z kopyta w drogę, bo u nas już tak jest i co nam zrobisz jak taka fantazja ułańska w nas drzemie? Takich grupek jest wiele, zrazu przypominają cienkie strumyczki, które łącząc się ze sobą stają się w końcu rwącą rzeką ludzkich patriotycznych serc. Wielkich i gorących serc, ale też i zwykłych żołądków. Z flaszką i zapojką problemu w takiej ciżbie nie ma, kubeczki też się znajdą, nie to idzie i z gwinta. Ale i w końcu w każdej nawet najbardziej walecznej armii przychodzi ten moment, że jeść się chce. Od wieki wieków amenT w takich sytuacjach maszerujące czy obozujące wojska po prostu zdobywały jedzenie w terenie. I teraz wyobraźcie sobie wschodnie rubieże naszej krainy. Od miesięcy wielu grasuje tam Straż Graniczna, Wojska Ochrony Pogranicza, Policja i zwykłe nawet wojsko. Plus ci prawdziwi imigranci przerzucani jak worki z ziemniakami przez białoruską granicę. Toż co się dało na tych terenach zdobyć trofiejnie to dawno już zdobyte. Co było na widoku i an wyciągnięcie ręki to zarekwirowane, ukradzione, przywłaszczone, przytulone, zjedzone, przejechane, rozdeptane, wyjarane i wypite jak się fartem jakaś ziemianka z zacierem w lesie trafiła. Teraz każdy jeden gospodarz kurę czy świniaka oraz samogon w ogrodzeniu pod napięciem trzyma, a do tego dla pewności jeszcze widły naostrzone świeżo przy sobie nosi w jednej cholewie walonek, a w drugiej siekierkę co to ją ostatnio wujek Wasiluk z wesela w plecach przyniósł. A każda jedna gospodyni sało i kiełbasę pod łóżkiem kitra zamiast na strychu czy w sieni i już nawet barszczu ukraińskiego na ganku nie chłodzi, bo nie dość, że zupa zginie to i garnek - bowiem jak pokazała ostatnia obława na uzbrojonego mordercę, hełmów u naszych mundurowych mało, a taki porządny emaliowany garnek to skarb. Nawet beztroski do tej pory dziewczęta przestały sypiać przy otwartym oknie i bez gaci barchanowych - nigdy nie wiadomo na co się taki wygłodniały żołdak połaszczy i co ugryźć z głodu spróbuje.
 A na takim zachodzie? Wiadomo luksus. Co róg ulicy to budka w której uśmiechnięty Turek, Libijczyk lub Kurd sprzedaje najważniejsze narodowe nasze danie czyli kebaba. I wiadomo z dużą ilością kapuchy, bo my Polacy kochamy kapuchę, a sos ma kapać po dresie, aż na klapki Kuboty czy inne kroksy i do tego zimny Harnaś. Albo sześciopak nawet i potem można w plastikowym krzesełku drzemać na poboczu w gotowości oczywiście bojowej by nie rzucić ziemi skąd nasz ród jak przyjdzie taka potrzeba. Do tego jak kolejka po kebsa za długa to co drugi winkiel parówka w bułce od płaza plus dwie małpeczki, a tania kiełbasa w sklepach od Apacza Jeronimo na każdym osiedlu z wódeczką z mega promocji. No i nie oszukujmy się, na wschodzie to i latem potrafi się trafić i deszcz i wiatr i przymrozek, a cienka kamizelka odblaskowa nie grzeje. Ktoś oczywiście mógłby powiedzieć, że te manewry na zachodzie rozleniwić mogły naszą siłę bojową i dać fałszywy obraz jej gotowości i zdolności manewrowych. Otóż nic bardziej mylnego. Jak się człowiek przyzwyczai do takiego luksusu, do tych gęb śniadych na tle baraniny, do tych sklepów tanim piwem malowanych, do blasku neonów reklamujących sprośności i do tureckiego języka, ten nigdy nie pozwoli sobie odebrać tych wspomnień i wartości choćby nie wiem co i ziemi bedzie bronił do ostatniej kropli w półlitrówce. Tak mu dopomóż ten ze Świebodzina z antenkami oraz panienka z pewnej Góry, gdzie paulini kolekcjonowali pedofilskie filmiki - oczywiście na pewno w kwestii rozpoznania skali problemu i skuteczniejszemu dalszemu przeciwdziałaniu takiej patologii. Niestety jak to już u nas bywa nie wszystko było dogadane i zgrane na wszystkich szczeblach. Na granicy nie u paulinów ma się rozumieć. Zachodnie siły porządkowe (zachodnie nasze, nie te wraże niemieckie) zrazu oszołomione i zaskoczone, a nawet i przychylnie obojętne, po kilku rozkazach i otrząśnięciu się poczęły częstować plączących się wszędzie pod nogami obrońców ojczyzny i monokulturowej polszczyzny mandatami, pałami i paralizatorami, miast chlebem i solą. A niewdzięczna okoliczność miejscowa larum podniosła, że wszystko obszczane, obsrane i zarzygane i że wolą raczej skandować hasła ziemia dla ziemniaków i księżyc dla księży, niż Polska dla Polaków jeśli ten patriotyzm ma zalatywać tak jak zaleciał: menelstwem, bydłem i kurwami rzucanymi gęściej niż gaz za czasów ZOMO podczas demonstracji Solidarności. Ostatecznie manewry "Zapad" w najlepszym momencie przerwał naczelny gajowy Marucha czyli Donaldu Tusku i przywracając kontrolę graniczną na linii Niemcy-Polska rozpędził partyzantkę pseudonarodową, dając tym samym niezbity dowód na to komu naprawdę służy i komu co wieczór mówi jawohl trzaskając obcasami kapci! Niemniej co mieliśmy światu pokazać to pokazać zdążyliśmy i za to oraz za Brauna cię cały świecie serdecznie przepraszam... 

A na poważnie moi drodzy. Zaczynam mieć podejrzenia i to całkiem niebezpodstawne, że co rano budzę się w coraz to większym Matrixie. Muszę z moją panią doktor pogadać co za piguły mi ostatnio przepisała, bo oko prawe to już praktycznie zatarłem z codziennego zdumienia i wyglądam jak gęba pawiana widziana od strony ogona i to zadartego wysoko. I coraz mniej zaczynam wierzyć w słowa, które sobie sam mówiłem 30 lat temu: jeszcze dwa - trzy pokolenia w tym kraju wymrą i będzie normalnie...

Na dowód tego, że jak się chce to można normalnie, bez uprzedzeń i w ogóle, przedstawiam sesję z Anią. Takie poranki z kawą to ja lubię. Bez wrzasków o migrantach, polskości i Wandzie co nie chciała na Niemca, choć akurat tej pozycji osobiście nie znam. 

Ania.
Plener MisiAdela. 
kiev88/kentmere100. 
Nielegalne imigrantki w workach po ziemn... wróć, po kawie: Martynka, Asia, Ola, Julka i Ewa. 











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...