Przejdź do głównej zawartości

Alicja w norce i pozytywne wibracje.

Tytułowe pozytywne wibracje to oczywiście nic innego jak dobre samopoczucie, pozytywna energia która nas rozpiera i optymizm jaki w nas buzuje niczym ogień w kominku kiedy dorzuci się do niego kalosze. Jak twierdzi EjAj oraz C-3PR pospołu z R2-D2 pozytywne wibracje pozwalają na lepsze życie w większej harmonii z sobą i światem. Normalnie cud miód i malina. Co powoduje, co wyzwala owe pozytywne wibracje pozwalające osiągnąć stan prawie nirwany? Na przykład muzyka. Ta którą lubimy i sami sobie wybieramy, niekoniecznie ta której słucha kierowca autokaru wiozącego nas do Chorwacji po majteczki w kropeczki. Podobno dużo też daje obcowanie z naturą. Spacer po lesie, chwila relaksu na łące kiedy dajemy sobie pogryźć zadek przez mrówki, godzinka spędzona na pomoście nad jeziorem na nic nierobieniu. Sport też pomaga. Albowiem powiadam wam bracia i siostry, jakkolwiek by nie brzydziła was myśl o spoceniu się, to wysiłek fizyczny wyzwala w naszym organizmie endorfiny, a te są jak złoty strzał dla naszego mózgu. Fajnie też mieć hobby, które daje nam odskocznię czy wytchnienie. Może to być bezmyślne wędkowanie, rycie pazurami w ogródku, jazda na rowerze w kółko i bez sensu czy też motocykle. Spaliny, ryk silników i wydechów, muchy na zębach i takie tam - pełen odlot. Albo oczywiście szydełkowanie jak ktoś nie lubi szybko zmieniającego się krajobrazu i jeżdżącej za nim ciągle na sygnale policji. Słyszałem też teorię o śnie. Że jest ważny, żeby się wyspać i tym podobne, ale to jakby co robicie na własną odpowiedzialność bo ja z braku czasu rzadko praktykuję takie fanaberie. Jest moim zdaniem jeszcze jedna rzecz wywołująca pozytywne wibracje. Jeśli ktoś w tej chwili pomyślał o pozytywce to był blisko, bo chodziło mi o wibrator. I zanim zaczniecie się krzywić i grymasić to przypomnę tylko, że wibrator elektromechaniczny jako taki w kształcie zbliżonym do obecnego skonstruował w 1880 roku niejaki Joseph Mortimer Granville. Tyle tylko, że nie miał być to żaden, a fuj przyrząd erotyczny, a urządzenie wspierające leczenie zatwardzenia i dopiero jakiś czas później jak to w wielu innych przypadkach bywa kobiety sobie zawłaszczyły ten analny wynalazek i używać go zaczęły niezgodnie z przeznaczeniem, czyli dodatkowo waginalnie. Gwoli historycznej prawdy to wcześniej przed wynalazkiem Granvilla były również prototypy mniej lub bardziej udane, nawet takie z napędem parowym czy z mechanizmami napędzanymi siłami mięśni. No, ale zanim w miarę ówcześni współcześni zaczęli walczyć z problemami z wypróżnianiem się przy pomocy wibracji to przez wieku ludzkość radziła sobie też nie najgorzej. Najstarszy póki co odkryty sztuczny i wykonany ze skały osadowej penis liczy sobie 28 tysięcy lat, 3 cm średnicy i 20 cm długości. Jak słusznie zapytała jedna moja znajoma: tylko 3 cm średnicy? No cóż, przez te wszystkie tysiące lat miał prawo się wytrzeć. Trochę tysięcy lat później pomysłowość była ciut większa. W takim starożytnym Egipcie nie znano elektryczności, a mimo braku prądu udało się sprawić by dildo stało się wibratorem, którzy drży, buczy i w ogóle robi dobrze. Słynna Kleopatra oprócz bycia słynną z samego faktu zasiadania na tronie słynęła też z pokaźnej kolekcji marmurowych, drewnianych i wykonanych z kości penisów. Najciekawsze jednak w kolekcji były okazy wykonane ze skóry i papirusa, które to w przypadku zaistnienia pilnej potrzeby wypełniano świeżymi i nieużywanymi wcześniej pszczołami, mrówkami lub muchami, które to po potrząśnięciu zaczynały swoje opakowanie wściekle wprawiać w drgania z wiadomym efektem. I wcale nie zamierzam się zastanawiać ani sobie wizualizować co się działo w przypadku rozszczelnienia... Żeby nie było, że takie bezeceństwa to tylko na piskach pustyni do łbów przychodziły - również archeolodzy penetrujący po dziś dzień po drugiej stronie morza Śródziemnego starożytne greckie miasta bardzo często natykają się na przeróżnych kształtów odwzorowane (i często powiększone) w różnym materiale penisy czy też wręcz zapisy o słynnych mistrzach produkujących takowe ku uciesze pań. I nie jest to tak, że to tylko Europejczycy od zarania dziejów byli zboczeńcami i przodowali w sztucznych wackach. Hinduska Kamasutra mężczyznom o skromnej ilości centymetrów wiadomo gdzie, zaleca przedłużki w wersji ubogiej czyli z drewna i w wersji na bogato czyli z kości słoniowej. Również w Chinach zachowało się dużo dużych i fantazyjnych pamiątek po cesarzowych i damach dworu z dynastii przeróżnych - z kości słoniowej, brązu czy jadeitu. Potem oczywiście jak już wiemy nastało ciemne, smutne i mroczne średniowiecze z dominacją religii chrześcijańskiej i tezą, że kobieta ma zamknąć oczy, myśleć o ojczyźnie i rodzić, a nie się bzykać dla przyjemności, nie dziwi więc kompletny zanik wynalazczości w tym segmencie. Za to nie wiedzieć czemu modne stały się ogródki przydomowe w których szybko hitem stały się uprawy marchewki czy ogórka i chyba nie bez kozery wieki później Michelle Barack w czasie pandemii takie ogródki właśnie w USA promowała. Plus jeśli chodzi o wieki mroczne mamy tam jakieś jeszcze legendy o korzeniu mandragory czy magicznie puchnących grzybach, które wyrastały w miejscach gdzie kopulowały smoki, bo natura swoje potrzeby ma i próżni czy mikrości w centymetrach nie znosi. Obecnie nastał nam XXI wiek i kurde nadal w niektórych regionach globu smutni faceci w czarnych sukienkach próbują kobietom wmawiać, że łechtaczka to narzędzie szatana, a sztuczne penisy to już w ogóle klucze do bram piekieł. Być może to wynika z zazdrości, że wynalazkowi Granvilla kobiety odebrały godność bycia czymś wsadzanym tylko w zadek z zatwardzeniem, a najpewniej sukienkowi boją się tego co mogą zrobić kobiety wyzwolone i niezależne od męskiej władzy i dominacji. Ale wiem jedno. Pozytywne wibracje z wibratora to nie wszystko. Czasami można kobietę wprawić w dobry nastrój zwykłym króliczkiem. Nie tym playboyowym, tylko takim kamiennym, przytarganym w pocie czoła na sesję (po którego przydźwiganiu nie wystarczy jedno chłodne piwo by wypłukać do reszty elektrolity z ciała). Zwłaszcza kiedy modelka okazuje się wielką fanką Alicji w Krainie Czarów. A Karolina się właśnie okazała i ów króliczek z norki wprawił ją w pozytywne wibracje. Co chyba widać. 

Adela Misja 2025.
Pentax 645/ kentmere 100. 












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...