Żeby najlepiej opisać prawie półtorawieczną historię lewicy w Polsce posłużyć się można lekko sparafrazowanym ludowym przysłowiem: raz na wozie, raz na nawozie. Początki były jak w innych krajach. Konspiracja, tajne stowarzyszenia i gazety, bojówki do walki z rozbiorcami, terroryzm i bandytyzm, a wszystko to podszyte ideą walki klasowej. Jednym z wybitniejszych przykładów był Józef Piłsudski, który należąc od 1892 roku do PPS nie tylko był redaktorem "czerwonej" Gazety "Robotnik", ale brał czynny udział w napadach na pociągi pocztowe. Potem jak wiadomo z historii władza uderzyła mu do głowy i został kieszonkowym faszyzującym dyktatorem. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku lewica miała dobrą passę. To dzięki niej czyli działaczom i zwolennikom PPS wprowadzono ośmiogodzinny dzień pracy, kobiety uzyskały prawo głosu, a ustrój Rzeczypospolitej został określony jako republikański, a nie monarchistyczny. Oczywiście równolegle istniała też Komunistyczna Partia Pracy, sterowana całkowicie z Moskwy, sprzeciwiająca się powstaniu państwa polskiego w ogóle oraz przyłączeniu do niego później Śląska, ale na szczęście rozwiązaniem tego ugrupowania w typowy dla siebie sposób zajął się inny Józek, ten radziecki. Nasz też się specjalnie nie patyczkował i kiedy uznał, iż on to państwo lewicowcy zapełnili więzienia czy Berezę Kartuską. W 1936 roku, kiedy w Hiszpanii doszło do zamachu stanu i wojny domowej,
polski rząd, prawica i kościół oficjalnie stanęli za faszystowskim
generałem Franco, za to z ochotników polskiej lewicy uformowano Brygadę
imienia Jarosława Dąbrowskiego w sile pięć tysięcy żołnierzy, która walczyła w Hiszpanii przeciwko
siłom faszystów. W czasie II WŚ oficjalnie lewicujące siły partyzanckie skupione zostały w trzech formacjach: Armii Ludowej, Gwardii Ludowej i Batalionach Chłopskich i choć dziś gloryfikuje się głównie dokonania AK, to i one miały co nieco sukcesów na swoim koncie. Po zakończeniu II WŚ stało się to co się stało, Polska dzięki swoim zachodnim sojusznikom wylądowała w bloku socjalistycznym zależnym od ZSRR i do 1956 roku, czyli do roku dojścia do władzy Gomułki raczej był to mroczny okres socjalizmu wyszywanego nićmi stalinizmu. Później jak do dziś twierdzą piewcy poprzedniego ustroju, PRL w bloku wschodnich państw zachodnich był rzekomo najbardziej liberalnym socjalistycznym państwem, choć jak powszechnie wiadomo to Czechosłowacja była najweselszym barakiem ówczesnego cyrku wschodniego. Za komuny (między 1945 - 1989) w Polsce dokonało się wiele reform i przemian i jako takich skoków technologicznych. Oczywiście z góry skazanych na bycie kulawymi i robionymi z dykty, bo takie były wtedy realia i możliwości. Niemniej za największy sukces tamtej epoki należy uznać powszechny obowiązek nauki, dzięki czemu zlikwidowano (no pewnie nie w 100% co dziś wychodzi na jaw) analfabetyzm i każdy dostał możliwość kształcenia się, jeśli tylko chciał. Co w mojej opinii doprowadziło do kolejnej anomalii - w Polsce mieliśmy bodajże najwyższy wówczas odsetek ludzi z wykształceniem wyższym. Zazwyczaj nikomu niepotrzebnym, ale papier był. Jednym z sukcesów państwa socjalistycznego było również prawo do aborcji i rozwijanie sieci żłobków i przedszkoli mających w założeniu przeciwdziałać wykluczeniu kobiet z życia zawodowego. Duży nacisk położono także na państwową służbę zdrowia. Pojawiły się (poza dużymi szpitalami) wiejskie przychodnie czy ośrodki zdrowia co realnie spowodowało niższą śmiertelność w społeczeństwie, szczególnie wśród dzieci objętych obowiązkowym systemem szczepień. Ci co pamiętają PRL wiedzą, że było siermiężnie, czasami naokoło i pod górkę, ale faktem niezaprzeczalnym jest przyrost naturalny w Polsce, od 24 milionów obywateli w 1946 roku, do 38 milionów w 1989 roku. Po upadku komunizmu lewica w naszym kraju ma windowe sinusoidy. W górę i w dół. Było raz nawet tak, że przez kadencję czteroletnią śmiało rządziła pospołu z Pawlakowym PSL-em, co dało naszemu narodowi dwie skrajne rzeczy. Kwaśniewski podpisał Konkordat z Watykanem, co do dziś powoduje finansowo-prawne niewyobrażalne wypaczenia na linii państwo-kościół, oraz Miller "wprowadził" Polskę do UE, czyli niby niekomunistycznego kołchozu, co dało Polsce finansową i również mentalną szansę na wykonanie dużego skoku w celu dogonienia dawnej, kapitalistycznej Europy.
Dziś lewicy w naszym kraju, próbującej stać okrakiem między nową europejską rzeczywistością, a swoimi ideałami całkiem rozjechały się nóżki. Marne, marginalne właściwie poparcie od lat w społeczeństwie, przełożyło się bowiem na równie marne populistyczne pomysły, których efektem jest to, że partia będąca spadkobiercą idei walki z ciemnotą i katolickim zabobonem postuluje utworzenie ustawowego dnia wolnego 24 grudnia, żeby Polki i Polacy mieli czas przygotować się do Wigilii. I nie jest żadną tajemnicą, że jest to temat zastępczy względem kwestii depenalizacji aborcji i jej przywrócenia, bo tego lewica nie jest póki co w stanie przepchnąć w tym katolicko zidiociałym kraju. Tak czy siak chyba nie wywołam specjalnej oralnej gównoburzy twierdząc, że u nas wciąż kwestia przygotowywania różnych świąt czy jubileuszów spoczywa zazwyczaj na barkach kobiet. A co za tym idzie projekt przewidujący dzień wolny od pracy w święto katolickie, żeby móc harować w domu, nijak mi się z socjalizmem i walką o równouprawnienie kojarzy. Tym bardziej, że w ramach kompromisu sejmowego ma przybyć niedzieli handlowych (w handlu jeśli chodzi o sektor pracowniczy też przeważają kobiety). Pierwsze emancypantki na moje oko się w grobach aktualnie przewracają w i to w kierunku przeciwnym od wskazówek zegara. Niepoświęconych grobach ma się rozumieć. A chichot historii echem się odbija w piekle dobrych chęci, brukowanych obłudą.
W ramach christmasowego adwentowego obrazka Asia. W trakcie wzorcowych przygotowań do świąt wszelakich, wizualizująca praktyczne podejście do niedzieli handlowych. Czego wszystkim paniom życzę. Panom oczywiście też - ja na przykład osobiście i prywatnie od lat praktykuję wraz z rodziną bardzo luźne podejście do czerwonych kartek w kalendarzu, co się objawia grillem w te jakże "świąteczne" grudniowe dni. Karkóweczka, kaszanka czy pieczareczki z serem. Super sprawa, nawet jak sypie śniegiem i w tle słychać różne dżingelbelsy czy lulajżesy - naprawdę polecam, palce lizać.
Sesja świąteczna powstała we wrześniu.
Plener Adela Photo Pathology.
pentax 645/hp5.
Komentarze
Prześlij komentarz