Przejdź do głównej zawartości

Cudze chwalicie.

"Cudze chwalicie swego nie znacie. Sami nie wiecie co posiadacie". Tak to onegdaj czyli bez mała dwa wieki temu w "Powiastkach i bajkach" pisał zapomniany już dziś, a niegdyś jeden z czołowych polskich bajkopisarzy (a także poeta i pedagog) Stanisław Jachowicz znany także pod pseudonimem Stanisław z Dzikowa. Dziś, co widać na powyższym przykładzie wiele z jego krótkich edukacyjnych rymowanek funkcjonuje w naszym codziennym życiu, choć zazwyczaj nie mamy pojęcia kto jest ich twórcą. Używamy, ale kto to wymyślił nie wiemy, nie pamiętamy. Podobnie jest z wynalazkami. Bo tak się składa, że wszystko co nam dziś ułatwia życie, ktoś kiedyś musiał wynaleźć i nie chodzi mi wcale o jakieś zamierzchłe czasy, kiedy to z pewnością jakiś radziecki naukowiec o nazwisku Kołow wynalazł koło, a inny izraelski naukowiec z Kany Galilejskiej odkrył jak destylować wino. Chodzi mi o czasy sporo późniejsze, bliższe nam jak ciału koszula, bo właśnie dziś 9 listopada obchodzimy Europejski Dzień Wynalazcy. A skoro Europejski to i nasz, Polski. A skoro Polski to wypadałoby sobie przypomnieć choć kilku nieco już przykurzonych przez lata zapomnienia polskich wynalazców, których pomysły na trwałe zmieniły ludzkość. Pominę Kopernika czy Łukasiewicza bo o nich jeszcze czasami na lekcji historii w szkole ktoś coś powie. A wspomnę o tych ciut mniej znanych szerokiej publiczności, których dziś rzadko się kojarzy z ich wynalazkami. Choćby taki helikopter. Nie, nie będę pisał o zakupie lub niezakupie francuskich Caracali. Wspomnę za to o wynalazcy i konstruktorze pierwszego na świecie helikoptera, czyli o urodzonym w 1860 roku podróżniku, filozofie i wynalazcy Adamie Ostaszewskim. Zegar elektryczny (czyli działający na prąd) to wynalazek znanego pianisty i kompozytora Józefa Hofmanna, zresztą pierwsze auta Forda zjeżdżające z linii produkcyjnej posiadały też wycieraczki wymyślone przez pana Józefa. Wykrywacz min - urządzenie bez którego nie może się obyć żaden konflikt zbrojny we współczesnym świecie to dzieło Józefa Kosackiego. Sporo więcej i to raczej z pokojowym zastosowaniem na swoim koncie ma Józef Bożek, bo wóz parowy (1815 rok!), łódź z napędem parowym, maszynę do szlifowania luster, protezy rąk i nóg dla inwalidów czy automatyczny warsztat tkacki. Niejaki Henryk Magnuski wymyślił i zaprojektował za to dla koncernu Motorola urządzenie o którym, kiedy byłem mały marzył każdy chłopiec oglądający amerykańskie filmy. Czyli popularne Walkie-Talkie. Dużo na "sumieniu" ma także polski "Edison" czyli Jan Szczepanik, będący między innymi wynalazcą tkaniny kuloodpornej stosowanej do dziś w wojsku i policji czy fotoelektrycznej metody przenoszenia wzoru na maszyny tkackie dzięki czemu dziś dywan powstaje w kilka godzin, a nie tygodni i kosztuje dzięki temu sporo, sporo mniej. Pan Szczepanik jest także ojcem fotografii barwnej i twórcą pierwszego zdjęcia w kolorze, a także szybkostrzelnego karabinu elektrycznego. Dzięki Janowi Czochralskiemu cały przemysł komputerowy stosuje dziś "metodę czochralskiego" w hodowli sztucznych kryształów krzemu używanych między innymi w produkcji procesorów. Ojcem chrzestnym kamery filmowej i projektora filmowego (oraz stabilizacji obrazu) jest Kazimierz Prószyński, a niejaki Rudolf Gundlach ułatwił życie czołgistom całego świata konstruując pierwszy ruchomy peryskop czołgowy. Zaś niejaki Stefan (nomen omen) Bryła pierwszy w Europie wpadł na pomysł, że mosty można spawać co przedłuża ich żywotność oraz wytrzymałość i udźwig i stworzył taki most w 1928 roku koło Łowicza. Wiele pożarów na całym świecie ugaszono dzięki drabinie Szczerbowskiego czyli uniwersalnej dwuprzęsłowej drabinie pożarniczej będącej wynalazkiem Antoniego Szczerbowskiego, a fotorewolwer Brandla ułatwił życie fotoreporterom. Oczywiście o wynalazkach polskich można by pisać jeszcze długo: o dokach pływających, walcarkach, karabinach przeciwpancernych, trylinkach, lacidach czy biopleografach, ale i tak zbyt wiele osób narzeka, że piszę za długo i przynudzam, więc już pomalutku kończę. Tylko szybko wspomnę, że dla wszystkich tych, których sprawy techniczne tego świata niewiele obchodzą jest dziś jeszcze jedno święto. Światowy Dzień Gry Wstępnej. Pewnie dla wielu ciekawszy i tym chętniej obchodzony oraz praktykowany. I w tym duchu zapraszam do zerknięcia na parę niedawno powstałych kadrów. Nawiązujących po trosze do obojga świąt. Niech sie święci!






Komentarze

  1. aż miło ze się ludzie tym interesują - chwała tobie Sławek bo powiększysz ich rzesze - myślałem ze niewielu ma delikatny zaciąg (bądź jak kto woli zboczenie :-)) na tzw polonika naukowe

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...