Przejdź do głównej zawartości

500plus

Wreszcie będzie normalnie, wreszcie będzie cudownie. Dosyć błądzenia we mgle, dosyć pędzenia w dół na złamanie karku, ku nieuchronnej zagładzie. Koniec z propagowaniem dżender i równouprawnienia płci. Koniec z wegetarianizmem, weganizmem i w ogóle jakimkolwiek izmem. Precz z cyklistami, obrońcami zwierząt futerkowych i przeciwnikami wycinania puszczy która, aż się trzęsie od korników. Dosyć zakłamanej poprawności politycznej, dosyć nazywania Murzyna Afroafrykaninem, a dziwki panią, która pomaga samotnym utrapionym mężczyznom. Koniec z lansowaniem zassanych ze zgniłego i dekadenckiego zachodu mód przez które od lat gnije zdrowa tkanka narodu i obumiera. Precz z nieformalnymi związkami, życiem na kocią łapę i wygodnictwem objawiającym się nie posiadaniem dzieci lub posiadaniem jednego. Bo teraz nareszcie mamy program 500 plus. Program, który pokaże całemu światu nową, jedynie słuszną drogę, a z Polski uczyni kraj mlekiem i miodem płynący, kraj na który jego sąsiedzi będą patrzeć z podziwem, ale też i strachem. Spokojnie, wiem, że na razie pozornie zmieniło się niewiele. Pozornie. Bo machina rusza powoli ospale. Tu pięćset, tam tysiąc, gdzieniegdzie nawet pięć i pół. Za rok, za dwa, za pięć, dziesięć, kiedy program nabierze rozpędu okaże się, że pięćsetkowiczów jest coraz więcej i więcej, że naród rośnie w siłę, że budzące do tej pory lekkie zdziwienie słowo wieloródka wreszcie brzmi dumnie. Jeszcze przyjdą takie dni, że będące w mniejszości bezdzietne niewiasty, lub mamy jedynaków będą wstydliwie przemykały po ulicach od bramy do bramy twarz zakrywając chustą. A w środkach komunikacji miejskiej tradycyjne oznaczenie miejsca dla matki z dzieckiem zastąpi znaczek kobiety z trójką pociech. W międzyczasie na fali sukcesu programu 500plus rząd miłościwie nam panujący zajmie się ustawą delegalizującą wolne związki, homoseksualizm oraz seks pozamałżeński. Z aptek znikną wszystkie środki antykoncepcyjne i nawet lateksowe rękawiczki, żeby co sprytniejsi nie kombinowali. Lekarze rodzinni na ból głowy będą przepisywać pigułkę gwałtu i z prawa rodzinnego znikną wszelkie zapisy zakazujące do tej pory mężczyźnie brać siłą co mu się prawnie należy. W ramach leczenia niepłodności mężczyźni zasłużeni na polu kopulacji i populacji będą przydzielani do małżeństw z problemami, a kobiety uchylające się od wypełnienia swojego naturalnego obowiązku będą zamykane w obozach rozrodczych. Wreszcie będzie normalnie, wreszcie będzie cudownie... Niech żyje program 500+!
p.s.
Uprzedzając podchwytliwe pytania wrogów narodu polskiego z góry informuję, że nasz kraj nie będzie wcale atrakcyjnym miejscem dla masowo emigrujących wielodzietnych rodzin muzułmańskich, które do tej pory skrzętnie omijały Polskę ze względu na biedę socjalną. Wprowadzona bowiem zostanie ustawa w myśl której każdy starający się o  polskie obywatelstwo lub azyl u nas, będzie musiał udowodnić, że w bitwie pod Wiedniem jego przodkowie walczyli po właściwej stronie.
p.s.2
W ramach okraszania słowa pisanego zdjęciami krótka scenka rodzajowa jaka powstała niedawno na plenerze Adela Photo Pathology. Oczywiście absolutnie nie sugeruję, że ludzie żyjący w nieformalnych związkach, bezdzietnie lub z jednym dzieckiem muszą tak skończyć. Mają przecież jeszcze czas naprawić swój błąd... :D











Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b