Przejdź do głównej zawartości

Suka Barbra.

Barbra Streisand w swojej wydanej niedawno całkiem autobiografii "My name is Barbra", na wstępie już tłumaczy, dlaczego postanowiła napisać tę książkę, mimo, iż od zawsze wiedziała, że ostatnią rzeczą jaka jej się marzy, to pisanie o samej sobie. Wyjaśnia tę kwestię dobitnie na przykładzie historii jaka się przytrafiła jej wieloletniemu przyjacielowi, Andrzejowi Bartkowiakowi - znanemu i pracującemu od lat w Hollywood operatorowi i reżyserowi z polskim rodowodem. Otóż Bartkowiak, będąc na badaniach u swojego przyjaciela lekarza, wspomniał o niedawnej kolacji z Barbrą. W odpowiedzi usłyszał - "Streisand to suka". Zdziwiony reżyser zaprzeczył, a kiedy jego znajomy lekarz upierał się przy swoim zdaniu w końcu go zapytał, skąd to wie. "Przeczytałem o tym w czasopiśmie" - padła odpowiedź. Dla Streisand postawa lekarza to doskonały przykład siły słowa drukowanego i dlatego postanowiła zrobić to co zrobiła i mamy jej autobiografię.
Amerykanie to głupi naród, ktoś pomyśli. I pewnie jeszcze przytoczy na to kilka przykładów. Prawdziwych nawet. Ale prawda jest taka, że inteligencji nie da się oceniać w masie narodowej. To znaczy da się, ale wtedy pewnie każdy naród okaże się głupi. U nas na ten przykład, na naszym rodzimym podwórku taką najsłynniejszą, choć oczywiście nie jedyną Streisand jest Owsiak. Jerzy zresztą. Złodziej, manipulant, naciągacz, nierób i pasożyt. A skąd to wiem? No z artykułów, z opinii w Internecie i z telewizji przecież. A jak coś jest napisane i pokazane w telewizorze to nie może być przecież kłamstwem. To już wiem z dyskusji. Oraz wiem już to, że gdybym kradł i oszukiwał tak jak Owsiak, to bym dawno już siedział, a skoro złodziej Owsiak nie siedzi, to jest dowód na jego konszachty z wysoko postawionymi osobami, bo przecież tyle nakradł, że powinien siedzieć. Kółeczko zamknięte. Nie mylić z okręgiem, bo ten brzmi dostojnie i poważnie, a takie kółeczko to byle idiota patykiem na piasku nabazgrze i będzie siedział w jego środku nakręcając się samym sobą. Co znamienne, w naszym kraju prym wśród zaciekłych przeciwników Jurka wiodą katolicy. W sumie to nietrudne, skoro jest ich w naszym społeczeństwie 92%, wedle ostatniego spisu powszechnego. Ale dziwi skala zajadłości i odporności na argumenty, w było nie było grupie, która co do zasady powinna miłować bliźniego i starać się promować postawy samarytańskie na każdym kroku. Owsiak kradnie i już. A, że na wszystko ma kwity? Na pewno je preparuje. Ale służby nie znalazły na to dowodu? Na bank jest w zmowie ze służbami. I wtedy nagle, kiedy w eter rzucić "najprawdziwszą prawdę" - jak mawia moja bratanica - że przecież przez 8 lat, mający w Polsce władzę absolutną PiS, (nienawidzący jawnie Owsiaka i WOŚP jak mało kto) nie był w stanie znaleźć na niego żadnego haka, to przeciwnicy Orkiestry milkną. Na chwilę. A potem od nowa: ale i tak kradnie i tak manipuluje i tak oszukuje. Ale  skąd oni o tym wiedzą, skoro nie ma żadnych dowodów? No przeczytali tak przecież, a to jest dowód ostateczny. A czemu nie przeczytali oficjalnych oświadczeń i dokumentacji Orkiestry? No bo po co, skoro oni już prawdę znają? Drugą znamienną kwestią jest to, że generalnie przez prawie cały rok przeciwnicy Owsiaka mają go w dupie. Do czego zresztą mają ustawowe prawo. Uaktywniają się z niesamowitą regularnością tuż przed Finałem WOŚP i w jego trakcie. Larum i zawodzenie niesie się ku niebiosom lepiej niż światełko do nieba, a jęki tych co deklarują, że nie dają ani złotówki brzmią, jakby co najmniej zostali okradzeni na grube tysiące. Tydzień, dwa i sprawa cichnie. Do kolejnego finału. Chyba, że czasami jeszcze latem wypłynie kwestia Pol'and'Rock Festival. Wtedy można dodatkowo się dowiedzieć o tym, jak to Owsiak rozpija młodzież, daje im narkotyki i każe uprawiać seks. No i zmusza siłą do słuchania satanistycznej muzyki. A! Bo byłbym zapomniał. Myć się im wtedy też nie pozwala. I to wszystko za NASZE pieniądze.
Wracając do Barbry Streisand... chętnie przeczytam biografię kobiety, która na początku swojej kariery była nazywana "wściekłym chomikiem" czy "wydrą cierpiącą na chorobę morską". Kobiety określanej później już mianem straszliwej perfekcjonistki i kobiety, której Marlon Brando wyznał: chciałbym Cię przelecieć (wtedy jeszcze można było), ale ostatecznie poszedł z Barbrą do muzeum tylko. Oraz idolki Prince'a, który jak sam się przyznał w którymś wywiadzie, w wieku 18 lat 6 razy obejrzał "Narodziny Gwiazdy" z Barbrą w roli głównej. Ale chwilę jeszcze poczekam. Nie, żebym liczył, że wyjdzie na jaw, że Streisand to naprawdę suka, tylko żeby cena jej autobiografii nieco zniżyła się do polskich realiów.

Na tę chwilę w ramach wizualnego czekadełka, sesja co prawda zeszłoroczna, ale lubię ją. Naświetlona na przeterminowanej kliszy Swema64, z datą przydatności do pożycia na rok 1993, co oznacza (w tajemnicy to chyba mogę napisać), że modelka Mila jest odrobinę młodsza niż materiał, na którym została utrwalona. W użyciu oczywiście kiev88.














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b