W ostatnim czasie pokaz sił natury drzemiących pod ziemią dały wulkany na całym naszym globie. Te większe jak Toba, Anak Krakatau, Etna, Kilauea, czy ostatnio ten na Islandi obok miasta Grindavik, lub te mniejsze jak chociażby podwodny wulkan u wybrzeży Japonii, dzięki czemu terytorium tego kraju powiększyło się o nową wulkaniczną wysepkę, która "wynurzyła" się z oceanu. Choć jest to niszczycielska siła nie do okiełznania, to naukowcy zajmujący się sejsmologią nauczyli się staranniej patrzeć pod nogi i jako tako są już w stanie "wyczuć", który ze znanych ludziom wulkanów przejawia objawy przebudzenia się z drzemki i plunięcia lawą, gazami oraz popiołem, dzięki czemu można uniknąć zazwyczaj ofiar wśród ludzi. Podobnie jest z astronomami, oni co prawda mają głowy w chmurach, ale też nauczyli się obserwować z uwagą zmiany zachodzące w kosmosie. I oto, jakiś czas temu oznajmili, że Betelgeza, gwiazda w konstelacji Oriona, znajduje się u kresu swojej ewolucji, co znaczy tyle, że już niedługo może stać się supernową. Jest to czerwony nadolbrzym, 15 razy większy od naszego Słońca i znajduje się jakieś 400-500 lat świetlnych od naszej planety, co w tłumaczeniu z astronomicznego na nasze oznacza, że jego wybuch spowoduje, że na niebie będziemy przez jakiś czas obserwować nie jedno, a dwa Słońca. Ale spokojnie. Po pierwsze wybuch supernowej w niczym nie zagraża naszej planecie, a wręcz przeciwnie, dostarczy on naszemu układowi słonecznemu nowej porcji pierwiastków. Po drugie w przeszłości kilkukrotnie mogliśmy obserwować wybuchy supernowych i jakoś nie nastąpił koniec świata. Największy zaobserwowany i zanotowany wybuch miał miejsce w 1006 roku naszej ery, o czym świadczą zapisy z całego świata - od Szwajcarii, przez Egipt, aż po Chiny i Japonię. Przez kilka tygodni na niebie świeciło drugie słońce i w nocy było równie jasno co w dzień. Mniejsze zaobserwowane wybuchy supernowych miały miejsce jeszcze w 1054, 1572 i 1604 roku. W lutym 1987 roku, supernowa pojawiła się jeszcze w Wielkim Obłoku Magellana, ale był on widoczny jedynie na południowej półkuli Ziemi. I po trzecie najważniejsze: obliczenia badaczy kosmosu przewidują eksplozję Betelgezy w ciągu najbliższych dni, miesięcy lub w ciągu najbliższych... stu tysięcy lat. Także jeszcze się nie pakujcie, zresztą i tak nie ma specjalnie dokąd wiać.
A tymczasem z istotniejszych wydarzeń na naszej planecie, żeby nie było, że ciągle tylko ta nudna nauka, to odrobina czary mary i hokus pokus. Albowiem znowu katolicy w Polsce poczuli się urażeni satanistycznymi koszulkami zespołów metalowych. I ja ich rozumiem i pełni popieram, po co w ogóle te koszulki? Zawsze twierdziłem i twierdzić będę, że w niczym kobiecie nie jest tak dobrze, jak w niczym ;)
Jak poniżej, kiedy na plenerze Adela Photo Pathology, podczas sesji uwieczniłem sesję. Pozowała Julia i jej prywatny model.
Kiev88/hp5.
Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze
Komentarze
Prześlij komentarz