Przejdź do głównej zawartości

Ojczyzna nasza.

"...Jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka, aż chce się płakać, normalnie chce się płakać...". Tak oto jeden z moich ulubionych bardów Rzeczypospolitej czyli Piotr Bukartyk cynicznie "refrenuje" w jednym ze swoich utworów. Właściwie więc nie dziwi mnie, czemu po medialnym nagłośnieniu pierwszej od dziesiątek lat podróży Polaka do USA bez wizy od razu te dźwięki rozgościły się w mojej głowie jako wspomnienia ziemi oddalającej się coraz bardziej po starcie samolotu. Co prawda mój złośliwy i dekadencki umysł od razu podrzucił mi obrazy, które jak kreda na suchej tablicy zazgrzytały mi w wyobraźni, czyli sceny z filmu Barei pod tytułem Miś, kiedy w rytm zacinającej się muzyki dwóch "małych krakowiaków" wręcza paszporty Stanisławowi Tymowi i Krystynie Podleskiej. Przyznam się, że kompletnie nie pamiętam kiedy po raz pierwszy (oczywiście nie ostatni) ujrzałem ów film Barei, ale już wtedy, będąc przerysowanym komizmem komunistycznych realiów, wzbudzał on jedynie słuszną i zamierzoną wesołość połączoną z ulgą, że czasy kiedy wciskano ludziom do głów tak kretyńską i szytą tak grubymi nićmi propagandę nie wrócą.

Jakże ja się wtedy myliłem. ale to jak... Nie przewidziałem, że w 21 wieku, w erze swobodnego i błyskawicznego dostępu do informacji z wielu źródeł będą żyć - no może słowo "żyć" to nadużycie w tym wypadku - funkcjonować, wcale nie tak nieliczne jednostki, dla których jeden kanał telewizyjny będzie alfą i omegą, wyrocznią czy wręcz okiem na cały świat. Myliłem się nawet podwójnie uznając po jakimś czasie działania stacji TVPiS Dobra zmiana, że jest to telewizja niszowa, skierowana do naprawdę małej grupki partyjnych działaczy, ich rodzin i jeszcze mniejszej grupki tak zidiociałego społeczeństwa, że można by im tłumaczyć na polski rosyjskie wydanie wiadomości Wremia i też by się nie zorientowali, że coś jest nie tak. Omijając osobiście bardzo starannie wszystkie stacje spod znaku TVP (niech mi pan, panie Sznuk wybaczy, za Jednym z dziesięciu naprawdę tęsknię) ze zgrozą zacząłem obserwować, jak podawana tam alternatywna "prawda" niczym ścieki z kolektora pod Wisłą zaczyna się przesączać do życia codziennego. Nawet kilka razy miałem okazję usłyszeć i przeczytać, że coś jest prawdą, bo w "Wiadomościach" tak powiedzieli.  Przecierałem wtedy oczy i uszy ze zdumienia, aż do stanu zapalnego spojówek i zaczerwienienia się małżowin i przecieram do dziś. I wciąż nie umiem, choć wiem, że muszę, sobie wyobrazić, że wokół mnie żyją ludzie których można skwitować jednym pytaniem: jak chujowa musiała być reszta, skoro wyścig wygrał ten plemnik?

Podsumowując tefałpisowski bełkot medialny: do USA poleciał pierwszy Polak bez wizy. Tuż przed oficjalnym otwarciem bezwizowych lotów. Przypadkowo towarzyszyła mu kamera przypadkowej rządowej telewizji. Na lotnisku powitał go Tump. Z kartonu co prawda, ale zawsze. Przed lotniskiem zupełnie przypadkowo nasz pierwszy Polak na bezwizowym księżycu spotkał Gortata. Takiego Marcina co gra w koszykówkę w NBA (taka tam liga). Przypadkowo nasz bezwizowiec jest pracownikiem TVPiS. Zupełnie przypadkowo i dla mnie niezrozumiale zabrakło w tym wszystkim dwóch małych krakowiaków niosących na czerwonych poduszkach po biało czerwonym goździku.  A to wszystko zasługa obecnego rządu, premiera i nawet trochę prezydenta - wszak chłopina u Trumpa nawet krzesła nie dostał, ale się nie skarżył. I żeby teraz nie wiem co, nie wytłumaczysz idiotom, że to wszystko "pic na wodę fotomontaż". Bo przyczyny z powodu których USA w końcu otworzyły przed nami granicę są dwie, a właściwie trzy. Po pierwsze spadek poniżej 3% liczby odrzuconych wniosków o wizę do kraju Wielkiego Brata. Spadek wynikający ze wstąpienia Polski do UE i otwarcia niezwykle wielkiego i chłonnego rynku pracy. Po drugie długa lista zakupów militarnych na grube miliardy jakie od lat robimy u Amerykanów, co kończy się różnie jak chociażby uziemionymi na wsiowych lotniskach z braku aktualizacji oprogramowania myśliwcami F16. I po trzecie - kto wie czy nie najważniejsze - jesteśmy Stanom potrzebni jako sojusznik w tej części właśnie Europy. Co prawda taki sojusznik jak Kurdowie w Syrii, czyli do wyciągania kasztanów z ognia i bycia chłopcem do bicia, ale zawsze to już jakiś awans.

"...Jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka, aż chce się płakać, normalnie chce się płakać..."


W ramach tradycyjnej okrasy wizualnej Daria. Propagująca wracający do łask styl podróżowania po świecie, czyli autostop. Zacznijcie sobie go przyswajać. Od kilku lat bowiem islandzki wulkan Kitel straszy coraz mocniejszymi pierdnięciami, a teraz dołączył do niego drugi o wiele groźniejszy brat Askja. Czym to grozi możecie sobie przypomnieć wspominając erupcję Eyjafjallajökull z 2010 roku - samolotem nigdzie nie polecicie. Co może być też w sumie dobrą informacją dla około miliona Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii. Mimo Brexitu was nie wyrzucą. Chyba, że morzem, jak Czarniecki do Poznania... 














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b