Przejdź do głównej zawartości

Carpie(m)diem.

Superhiperbajermarkety oblężone niczym Troja. Hektorem nie przejdziesz, nawet Pegazem bliżej nie podlecisz. Wszystkie centra handlowe wyglądają jak Berlin w 1945 roku pod koniec kwietnia - z każdej strony prą hordy ludzi żądnych zwycięstwa oraz krwi bliźniego swego, czołg T34 by czapkami zasypali i poszli dalej. Pomniejsze sklepy, sklepiki i składziki wyczyszczone do cna jak w 1981, kiedy wiadomo było, że Jaruzelski wypowiedział wojnę Polsce i zaraz wprowadzi kartki. Niechybnie to znak, że nadchodzą kolejne święta. W tym roku rekordowo długie, bo trwające od soboty wieczór do poniedziałku. Czyli na szczęście jakieś dwa dni. Czyli może da się jakoś przeżyć ten totalny armagedon, kiedy wyprzedaże niczym komety walą w łeb. Tą walkę o miejsce na ostatniej szalupie Titanica, czyli ostatni skrawek wolnej od pływającego karpia wanny i ten Przystanek Alaska, objawiający się wyścigiem po jak najpiękniej prezentującego się się pod toną ozdób jodłowego drapaka pośrodku salonu za pińcet z programu plus. Oraz przedświąteczną galopadę i kupowanie śledzia, maku, sianka, cebuli, śmierdzących świeczek zapachowych i innych pierdół w tym niechcianych prezentów. A potem już za chwilę, za chwileczkę, za momencik, po wątpliwej ekstazie kulinarno społeczno rodzinnej, czyli od wtorku, śmietniki osiedlowe i te prywatne zapełniać się zaczną nieużywaną żywnością. Tą kupioną na zapas zapasu wszelkiego wypadku braku. Bo wiadomo, lepiej, żeby się zmarnowało, niż miało zabraknąć, a że się zmarnuje to wiadomo już właściwie podczas planowania zakupów. Ale zastaw się, a postaw się! Bo Tradycja. A nuż wuj Stefan, mąż cioci która umarła 30 lat temu wpadnie po raz pierwszy od dnia pogrzebu i zobaczy, że potraw tradycyjnych jest tylko 11. Albo ciocia Henia, córka ciotecznego brata ze strony siostry wujecznej taty bratanka stryjenki na pewno prawie tym razem wreszcie będzie, a ona lubi śledzia na pięć sposobów. No i obowiązkowo jeszcze po rybie i pierogach z grzybami osiem rodzajów ciast na koniec, bo kalorie co każdy wie w święta też świętują i tak jakby ich nie było, no i na słodkie jest i tak oddzielny żołądek. Wśród porzuconej żywności znajdzie się też sporo pustych butelek po alkoholu, co jest całkowicie zrozumiałe bo taki kieliszek wódki wszak ma zaledwie 70 kalorii (nie licząc zakąski, ale co poniektórzy zakąszają opłatkiem więc jest fit) co czyni wódkę główną potrawą postną i można sobie pozwolić aż do dna (butelki lub naszego). A było nie było 24/25 grudnia to przecież pępkowe Dżizuska (brata Dżesiki) obchodzone od wieków w stajni u Józka i Maryśki więc kto z nami nie wypije tegooo... yps! Wszystko to przykryte grubą warstwą kartonu i papieru ozdobnego z podobizną Mikołaja ujeżdżającego reniferzyce (każdy szanujący się Eskimos wam powie, że zimą poroże mają tylko samice renifera, bo jest ono swoistym magazynem wapnia dla rozwijającego się w nich płodu - czyli słodkiego renifenirzątka)  po niechcianych prezentach jak skarpetki od babci (jak co roku za małe) czy gacie wyszczuplające od przyjaciela (jak cham śmiał!). Potem przyjadą śmieciarze - z góry przepraszam wszystkich których praca polega na zbieraniu nierzadko wstydliwej zawartości naszych śmietników, za nieco obelżywą chyba nazwę, ale jak inaczej was nazwać? Przyjadą, zabiorą śmieci i na kilka dni wszystko wróci do normy. Będziemy odpoczywać. Zbierać siły. Trzeźwieć Bo za chwilę kolejne święto. Trochę mniej katolickie, ale też hucznie i na bogato obchodzone. Będzie można zrobić zakupy. Dużoooo niepotrzebnego jedzenia. I duuużo potrzebnego by o tym zapomnieć alkoholu. I znowu stadnie jak barany, becząc, że tłumy, że drogo, że mało, że nie ma, a przecież było. Bo potem długa przerwa, aż do samej Wielkanocy nie będzie okazji znowu się tak nażreć. I zrzygać, a potem znowu nażreć. I leżeć i narzekać,że dupa gruba.

Osobiście od dawien dawna od świąt katolickich wolę te świeckie. Choćby dlatego, że podczas katolickich śpiewa się zwykle nudne kolędy i pali tylko takie śmieszne druciki, żeby się dzieci nie poparzyły. A podczas świeckich na koniec roku można sprośne piosenki zapodawać, zapalić coś śmiesznego i z racy sąsiadowi szopę z drewnem do kominka podpalić. I dziewczyny jakby chętniej się przebierają nie do końca w golfy pod szyję. Na przykład tak jak Magda. Ze zdjęć poniżej.

Ale jak ktoś musi to mu nie żałuję. Wesołych Świąt smutasy ;)























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b