Przejdź do głównej zawartości

Międzyświącie.

Międzyświącie to nic innego jak czas pomiędzy jednymi, a drugimi świętami. Czyli na ten przykład pomiędzy bardzo ważnym dla katolików Bożym Narodzeniem oraz ważnym dla większości ludzi Sylwestrem. Jedno święto od drugiego dzieli niewiele dni i niewiele się one tak naprawdę od siebie  różnią. W obu przypadkach pije się wódkę przy choince, pieprzy o polityce, zajada za dużo i niezdrowo oraz składa mało szczere życzenia, bo tak wypada, taka jest tradycja. W pierwszym przypadku dzieci piszczą na widok zimnych ogni na choince, w drugim przypadku większe dzieci piszczą na widok zimnych ogni na niebie. Raz udajemy, że obchodzi nas los bliźniego naszego miętoląc opłatek w ręku, za drugim razem miętoląc kieliszek igristoje szampanskoje. Jedynie Międzyświącie jest czasem szczerości. Aż nadto rzekłbym eksponowanej. Bo w Międzyświąciu ludziom się zwyczajnie nudzi. Część ma wolne, a reszta co chodzi do pracy bo szkoda im było brać urlop i tak tylko udaje, że pracuje, bo firmy na pół gwizdka jadą. Ci co zazwyczaj zajmowali się domem też mają wolne, bo przecież i dom posprzątany porządnie wcześniej i żarcia zostało tyle, że do Walentynek starczy jak się tylko w zamrażalce wszystko pomieści. No to sruu wszyscy jak jeden mąż i jedna żona do internetu. I dawaj wylewać swoje frustracje związane z jednymi i drugimi świętami. Pół biedy gdyby to były przemyślenia związane z mniejszymi lub większymi problemami natury osobistej, względnie około rodzinnej. Na przykład wujek Waldek po raz dziesiąty spytał mnie kiedy znajdę sobie chłopaka choć wie, że jestem lesbijką. Albo babcia Jadzia kazała mi się modlić do choinki w Wigilię. Albo teść trzy razy złośliwie podpytywał czemu nie znalazłem jeszcze pracy. A Jolka nie zaprosiła mnie na domówkę, choć mieszkamy w tym samym bloku. Piotrek powiedział mi dwa dni przed Sylwestrem, że z nami koniec i co ja teraz zrobię z tą butelką wódki którą mi kazał kupić dla siebie? Ale nie... z jakiegoś bliżej mi niezrozumiałego powodu ludzie kiedy czują się źle to zazwyczaj nie oczekują, że ktoś ich przytuli, pocieszy, zrozumie. Tylko chcą, żeby innym też było źle. I lata taki jeden z drugim frustrat po tej sieci i w każdym wątku nasra swoim jestestwem. Nie ważne czy na temat, nie ważne czy logicznie byle tylko nasrać. A macie! Za wujka, za teścia, za babcię, za Piotrusia! Cierpcie jako i ja cierpię i wcale nie za miliony! Cieszę się w sumie, że to już tylko jeden dzień Międzyświąt został. Bo już mnie oczy bolą od przecierania, kiedy ze zdumieniem czytam jak ten czy tamten którego do tej pory uważałem za całkiem stonowanego osobnika/osobniczkę nagle nie wytrzymał i nasrał. Na złość światu we własne spodnie.

Tak, wiem. Przecież internet to wspaniałe medium które pozwala na dokładną kontrolę z kim mamy przyjemność lub nie. I z możliwości tej jak najbardziej w skrajnych przypadkach korzystam. Bo mimo tego, że jestem świadom, iż świat w jakim żyjemy nie jest idealny i nie składa się tylko z samych miłych chwil, to nie czuję ani chęci, ani powołania, żeby się w cudzych frustracjach podanych w formie kupy grzebać. Od tego są psychiatrzy, którzy za to biorą pieniądze (mam nadzieję, że dodatek od pracy w szkodliwych warunkach też). I nie mając się wcale za świętego z góry proszę: jeżeli nasrałem Ci pod drzwi skorzystaj z dobrodziejstwa internetu i usuń mnie z grona znajomych. Nie braliśmy w końcu ślubu, żeby się ze sobą męczyć do końca życia. Choć nawet gdyby, to też nie jest przecież wymówka.

W tym duchu pożegnam się dziś pewną sesją o zrobienie której poprosiła mnie modelka, będąca zarówno pomysłodawczynią zdjęć jak i stylistką i reżyserem. Ja jedynie byłem w tym wypadku operatorem kamery. Pozdrawiam Magdę i partnerującego jej Grzesia.
Adela Photo Pathology 2016.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b