Przejdź do głównej zawartości

Kopciuszek wieczorową porą.

Już jutro poniedziałek! Czyli już jutro będzie tak naprawdę po świętach. Dzieciaki do szkół, rodzice do roboty, korki wracają do miast! Uff... wszystko będzie znowu normalnie. No jeszcze ta nieszczęsna środa, ale poza tym normalnie. Ponieważ moje zeszłoroczne postanowienie noworoczne nie zostało zrealizowane, w tym roku postanowiłem nie mieć żadnego nowego tylko zająć się tym starym. I wkrótce to zrobię. Chyba, żebym sobie znowu o nim przypomniał za rok... Ale wiecie, rozumiecie, taka już ludzka natura. Sami sobie potrafimy wiele wybaczyć. Innym już mniej. Ale nie o braku litości dla bliźniego dziś ma być. Tylko o nadrabianiu zaległości. A więc (tak psze pani sor pamiętam, że zdania nie zaczynamy od "a więc" ale to mój blog więc, a więc) dziś będzie bajka o Kopciuszku. Tak trochę wieczorową porą, wcale nie dlatego, że za dużo golizny, tylko dlatego, że zimą robi się po prostu wcześniej ciemniej. I już. Ktoś kiedyś powiedział, że historię piszą wygrani, mniemam więc, że oficjalną wersję bajki o Kopciuszku napisała Babcia. Albo Leśniczy. Któreś z nich. Z tymże tak naprawdę Babcia była na pewną złą wiedźmą, a Leśniczy to był jej służalczy siepacz. Załatwił zakochanych (czyli Wilka i Kapturka) na polecenie wiedźmy, a potem długo i szczęśliwie żyli na dopalaczach z kasy jaką zagrabili tej parze. A w między czasie rozpuszczali kłamliwe opowieści w których niby to dobro zwyciężyło, a zło zostało pokonane. A przecież na pewno było inaczej. Na przykład tak jak u mnie. Ponieważ sam się wychowałem między innymi na Wiedźminie Sapkowskiego nieobce mi jest fantazjowanie. Nie o Wiedźminie oczywiście. Ani o Jaskrze co rzępolił. Ani nawet nie o Ciri bo nieletnia była. Kapturek dajmy na to mogła być wilkołakiem płci żeńskiej, który nieszczęśliwie się zakochał w leśniczym/drwalu, ale ten mając głowę napchaną katolickimi zabobonami nie umiał pokochać Kapturka. A z miłością kobiet sami wiecie bywa różnie. Jeśli ja nie mogę Ciebie mieć to żadna inna też.
Dziękuję Kapturkowi - Anastazji i Leśniczemu - Krystianowi. I Maćkowi i Kubie i Krystianowi znów, bez których idei stworzenia plenerów nadmorskich nie byłoby tej sesji.
Aha, zastanówcie się dobrze o czym marzycie przed snem. Może się spełnić.
A na deser mały kolorowy Wilczek ;)









Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...