Przejdź do głównej zawartości

Dr EjAj.

 Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, kiedy byłem jeszcze młodym chłopcem w okresie dojrzewania (żona złośliwie twierdzi, że ten etap akurat pominąłem w swoim rozwoju, ale to żona, więc wiecie, rozumiecie) nie było modnych później pisemek typu Bravo Girl, Filipinka czy Popcorn z poradami dla zagubionych lub niedoświadczonych nastolatków nieradzących sobie z porzucaniem wieku dziecięcego i nagłym pojawieniem się owłosienia łonowego. Nie było wtedy nawet Playboya w którym można by było podejrzeć jak z grubsza zbudowana jest kobieta, z tymże słowo grubsza w tym konkretnym przypadku odnosiło się wtedy do biustu, bo kiedy już pojawiła się nasza rodzima edycja Playboya (wcześniej docierały ukradkiem te niemieckie z rzadka prawilne amerykańskie) to wszystkie kobiety na łamach pisma prezentowały nader obfite i przepiękne biusty będące arcydziełami chirurgów plastycznych. Potem co prawda po wielu latach Playboy odszedł od tej mistyfikacji i pojawiać się zaczęły kobiety z biustem wszelakim, ale w sumie to nie o tym dziś miało być. Tylko o tym, że wtedy jeśli idzie o edukację seksualną to było jak w wielkim śnie Kononowicza - nie było nic. Poza octem, gumami Turbo, oranżadą w proszku i Sztandarem Młodych w którym jedyne co krzewiono to kult sztywnego drzewca z zatkniętą na końcu czerwoną flagą i sami musicie przyznać, ze z seksem to nie miało wiele wspólnego. Nauki o dojrzewaniu pobierało się więc od starszych kolegów, z których część coś tam faktycznie wiedziała, a część wymyślała niestworzone rzeczy, żeby nie wyjść na prawiczków, albo po prostu rozpoznawało się wroga (w tym wypadku zazwyczaj koleżanki) bojem. Życie stało się łatwiejsze kiedy pojawiły się pierwsze magnetowidy, a wraz z nimi równie pierwsze mocno okrojone z dialogów filmy dla dorosłych z których jasno wynikało, że największe szanse na przygodny seks ma hydraulik, lekarz, listonosz, strażak, kurier i dostawca pizzy. Z tymże pizzy i kurierów u nas wtedy praktycznie w ogóle nie było, więc chłopcy w swoich marzeniach byli hydraulikami, strażakami, dostarczycielami poczty i oczywiście doktorami czego echa pokutują nawet w utworze Liroya z tylnymi siedzeniami samochodu. A jeśli chodzi o ówczesne marzenia dziewczynek w sferach erotyzmu to nie czuję się kompetentny kompletnie w tej kwestii, ale chyba koń na białym rycerzu Nocnego Kochanka nie wziął się znikąd. 
Dziś to już przeszłość, anachronizm i przeżytek na miarę pierwszych dinozaurów z późnego triasu. Dziś mamy bowiem Internet który pozornie wie wszystko i w którym pozornie wszystko jest. A jak czegoś nie ma lub trudno to znaleźć, bo starzy ustawili filtry rodzicielskie to przecież można zapytać rzesze współużytkowników. Lub obejść blokady i w spokoju z wypiekami twarzy chłonąć wiedzę o anatomii i fizjologii dowolnego stworzenia na tej planecie, a nawet i takich, które nie istnieją. Można też znaleźć przepis na ciasto, sposób na bicepsy, najlepszy plan wycieczki po Saharze, memy o idolach i mądrości Jarka z Żoliborza. Jest smacznie, jest wesoło, bywają chwile trwogi, uniesień, oraz czasami bywa tragicznie jak spadnie mokry śnieg i drzewo przewróci się na druty i odetnie nam prąd. A kiedy nie radzimy sobie z tym całym galopującym światem to możemy nawet skorzystać z pomocy. Oczywiście Internet nam nie poskłada połamanej nogi czy nie naklei plasterka, ale już bez problemu poskłada nam rozbiegane myśli i rozgoni te pochmurne. Pozornie. Jak się okazuje coraz więcej osób na całym świecie (w tym również w Polsce - bo Polska jest też w świecie co może niektórych zaskoczyć oczywiście) korzysta w Internecie z porad psychologicznych. Do tej pory sięgali oni po porady różnych samozwańczych guru i kołczów co to nawet książkę jedną napisali o pierdzeniu tęczą, niektórzy szukali pomocy na przeróżnych grupach skupiających całą możliwą menażerię ludzką z ich wielkim bagażem wad, ale ostatnio modny w roli psychologa i to głównie wśród młodych ludzi staje się Chat GPT. Wynika to oczywiście po trosze z braku łatwej dostępności tego typu usług w świecie realnym oraz wysokich kosztów wizyt dostępniejszych prywatnych, ale też z wygody czy lenistwa, z większego poczucia bycia anonimowym i z natychmiastowości uzyskiwanej porady czy pozornego rozwiązania problemu. Eksperci zajmujący się zarówno zdrowiem psychicznym jak i analizą tego typu zjawisk w sieci nie mają złudzeń. Jeżeli odrzucimy ewentualne zarzuty jakoby psychologowie, psychiatrzy i terapeuci bronili swoich stołków przed AI, to rozsądne wydaje się wyjaśnienie, że rozmowa z bootem nie daje sztucznej inteligencji nawet najmniejszej możliwości na kompleksowe czyli prawidłowe rozpoznanie stanu pacjenta: jego zachowania podczas rozmowy, reakcji werbalnych czyli obserwacji i interpretacji zachowania pacjenta, a co za tym idzie postawienia właściwej diagnozy. Co więcej, natychmiastowość reakcji AI, odpowiedź na każde trudne pytanie (nie zawsze właściwa), dostępność 24 godziny na dobę dają pozorne poczucie bezpieczeństwa i subiektywnie odczuwaną poprawę samopoczucia emocjonalnego powodując pogłębianie się niechęci do skorzystania z pomocy prawdziwych specjalistów. A ci jednogłośnie kwestionują możliwości chatbotów ( skonstruowanych tak by dawać poczucie maksymalnego komfortu użytkownikom) do konfrontowania ludzi z ich realnymi problemami zdrowotnymi o czym zresztą wie każdy kto choćby raz leczył się u doktora googla - wizyty tam raczej pogłębiają obawy i lęki, zamiast uspokajać. Owszem, większość terapeutów mówi o użyteczności narzędzi AI w procesie diagnozy czy leczenia, ale tylko w sytuacji kiedy nadzoruje ten proces osoba wykwalifikowana czyli wiedząca co robi. Wszyscy natomiast podnoszą ważny problem braku regulacji prawnych dotyczących odpowiedzialności za diagnozy jeśli chodzi o udzielanie przez chatboty porad dotyczących zdrowia psychicznego. Oraz wszyscy podkreślają, że żadne AI i żaden specjalista, nawet z krwi i kości nie zastąpi prawdziwych relacji międzyludzkich. Z bliskimi, z rodziną oraz przyjaciółmi i znajomymi. A niepodważalną wartość tej bliskości oraz efekty jej braku najboleśniej uwypukliła niedawna pandemia covid, która spowodowała w efekcie lawinowy wzrost na całym świecie zapotrzebowania na pomoc psychologiczną. 
Idźcie więc i rozmawiajcie, przytulajcie się i bądźcie wespół zespół. 
Na zdrowie wasze i nasze. 

Dziś zdjęciowo Aga. 
Uchwycona u Agi w domu. No w Pawła domu też, żeby nie było. Tak jakoś w samotności. 
Kiev88/hp5












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...