Przejdź do głównej zawartości

Czapa.

Nigdy nie byłem takim klasycznym fanem co to szaleje ze szczęścia, kiedy uda mu się spotkać swojego idola. Po prawdzie nigdy też nie byłem takim typem, co to posiada lub czuje potrzebę posiadania idolów. I owszem mam kilka postaci na całym świecie z dziedzin przeróżnych, których dokonania czy postawy sobie nad wyraz cenię i niektórzy z nich jeszcze nawet żyją, ale nie paraliżuje mnie myśl o wspólnej z nimi kąpieli, jak śpiewał kiedyś Piotrek Klatt z Róż Europy, choć przyznajmy szczerze słowo śpiewał przy jego talencie wokalnym jest lekkim nadużyciem - ale żeby nie było lubię Róże po całości i to co robi Piotrek również. Ale po tym weekendzie jest w Polsce jedna osoba, którą chciałbym bardzo, ale to bardzo spotkać i drżę w oczekiwaniu. Podszedłbym z przyjaznym uśmiechem i przyłożył prawym lub lewym sierpowym. A kiedy już gość by leżał na glebie pomógłbym wstać, otrzepał i oznajmił, że mam nadzieję, że wybaczy mi to nieporozumienie i że zadośćuczyniłem mu już krzywdy otrzepując go z kurzu. Potem marzyłbym dniami i nocami o tym, że tego samego gościa na światłach na skrzyżowaniu z jego wypasionej fury wysadza dwóch takich co im czoło opada na pośladki i wskazując stojący na poboczu rower ogłaszają iż powinien on wystarczyć jako zadośćuczynienie. A potem chciałbym się dowiedzieć, że dom tego gościa w nocy obrobiła dość skuteczna ekipa sprzątająca, ale na odchodnym zostawili mu stówkę i pisemne oświadczenie, iż to na pokrycie strat materialnych i moralnych w zupełności wystarczy. 
To myślę byłaby prawdziwa lekcja biznesu dla dorosłego typa, który wyrywa obcemu dziecku dopiero co podpisaną czapkę z autografem tenisisty i potem się tłumaczy, że mu się dzieci pomyliły i myślał, że wyrywa swojemu. Tymczasem na filmie wyraźnie widać, że okradzione dziecko głośno krzyczy "zabrał mi, zabrał!" i dopiero wtedy biznesmen szybko acz nerwowo czapkę ukrywa w torbie swojej żony, a potem oboje palą głupa pozując do selfie. Gdyby nie film, gdyby nie internetowa nagonka gość siedziałby dziś w swoim salonie i sącząc dwudziestopięcioletniego łyskacza z kryształowej szklanki miętolił w rękach swój łup. Łup, który ostatecznie zdecydował się oddać wraz z wybielającym go oświadczeniem. A w całej tej sytuacji najwspanialej się zachował Kamil Majchrzak czyli ów tenisista, który przeprosił, że w całym tym zamieszaniu nie zauważył sytuacji i nie zareagował prawidłowo, a potem chłopca odnalazł (dzięki social mediom) i uroczyście wręczył mu drugą czapkę. 
Cóż, lata rządów pissmanów spowodowały, że tak jak kiedyś w polskim społeczeństwie istniało ciche przyzwolenie na picie alkoholu i kierowanie samochodami, tak dziś istnieje wcale już nie takie ciche przyzwolenie na sięganie po nie swoje - wystarczy powiedzieć, że się należało i już. Więc z jednej strony ironicznie można by stwierdzić, że jaki kraj tacy Bonnie i Clyde, ale z drugiej wciąż jeszcze tkwią między Bugiem a Odrą ludzie tacy jak ja, dla których to zwykłe skurwysyństwo, a nie nieporozumienie. I jak to było do przewidzenia po fali ostrej internetowej krytyki już pojawiają się głosy broniące złodzieja: że to w sumie dobry człowiek, że tylko popełnił błąd, że przecież tyle dobrego robi dla polskiego tenisa (to ostatnie to burmistrz Kalisza), że nie wyrwał tylko przejął nim dziecko wzięło czapkę w rękę (to dziennikarze z różnym gówniakowych pseudoinformacyjnych portalików), że przecież oddał więc o co chodzi. 
Mam na to tylko jedną odpowiedź: Adolf H. bardzo kochał zwierzęta i był wegetarianinem więc przestańcie pieprzyć głupoty i zamydlać ludziom oczy. Złodziej to złodziej, a nie słodki lisek chytrusek co to chodzi koło drogi nie ma ręki ani nogi. 

A skoro mowa o lisku...
Dziś sesja z liskiem i Anią Lisią. 
Poczyniona na plenerze MisiAdela 2025 aparatem pentax645, na kliszy ketmere100.
P.S.
Liska co prawda "pożyczyłem" bez wiedzy właścicieli, ale zaraz oddałem. Tyle, że bez oświadczenia. 

 





 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...