Przejdź do głównej zawartości

Nasięźrzał.

 Za nami kolejne smętne katolickie święto z procesjami, sypaniem płatków kwiatów i rzezią młodych brzózek, którymi nie wiadomo czemu, masowo jak Polska długa i szeroka przystrajane są na kilka godzin kiczowate przydrożne ołtarzyki, urastające nagle i na chwilkę do rangi sanktuarium. Święto ustanowione przez władze kościelne w tym konkretnym terminie nie bez powodu - miało ono bowiem zastąpić jedno z ważniejszych pogańskich świąt Słowian wschodnich czyli obrzędy przesilenia wiosenno-letniego. Wybieg ten jak to zwykle u ludów Europy środkowo-wschodniej bywa, udał się połowicznie. Dziś w spadku po katolicyzmie została nazwa czyli Noc Kupały, wiązana w zawiłych wywodach z Janem Chrzcicielem i jego praktyką nurzania ludzi w rzece, a po pogańskich przodkach przetrwało wiele obrzędów i zwyczajów jak chociażby zwyczaj kąpieli w wodzie (jezioro, rzeka, staw) przed zachodem słońca i palenie ognisk aż do rana. Kąpano się wspólnie bez skrępowania i ubrania, a przez ogień skakano. Skakali młodzieńcy, panny, skakały pary - miało to zapewnić oczyszczenie po zimie, przychylność bogów, z układu płomieniu czy iskier wróżono przyszłość. Ważnym pogańskim elementem tego święta były również wianki. Zarówno te rzucane do wody jak i te rzucane w ogień (zazwyczaj w te wianki wplatane były również różne zioła o przeróżnych właściwościach jeśli wiecie co chcę powiedzieć). Po tym jak długo wianki się unosiły na wodzie lub jak szybko płonęły również wróżono przyszłość. Oprócz wody, ognia i wianków odbywało się wiele innych obrzędów związanych z tańcem, robieniem sobie figli, jedzeniem i składaniem ofiar dziękczynnych. Jednym z najbardziej baśniowych elementów Nocy Kupały było jednak poszukiwanie legendarnego kwiatu paproci. Co prawda autor najbardziej znanej w Polsce "bajki" o kwiecie paproci czyli Ignacy Krasicki przypisywał mu złe moce (po zerwaniu kwiatu znalazcę czekało bogactwo, ale tylko jeżeli się nie dzielił nim z nikim, co prowadziło do nieszczęść), ale spokojnie uznać to można za wrogą propagandę - wszak Krasicki był biskupem i na pewno nie w smak mu był sam obrzęd poszukiwania owego kwiatu, który polegał na tym, iż panny pragnące rychłego zamążpójścia udawały się do lasu, rozbierały się do naga i na czworaka prowadziły poszukiwania w świetle księżyca, a i samo zrywanie kwiatu paproci odbywało się według ustalonego rytuału. Nie należy mieć wątpliwości, że ówcześni młodzieńcy mieli w zwyczaju skradać się za pannami i je podglądać, a zastany widok niezależnie od efektów poszukiwań kwiatu częstokroć faktycznie przyspieszał ożenek - wszak ciąża była dość ważnym powodem podjęcia takiego kroku. Niemniej sam kwiat paproci, który tak mocno utrwalił się w legendach ludowych spędzał sen z powiek wielu botanikom i to od dawien dawna. Daruję wam wszystkim wykład na temat roślin nagonasiennych i okrytonasiennych, niemniej paproć jako taka faktycznie kwiatu nie posiada, przynajmniej nie w potocznym tego słowa rozumieniu. Za czym więc owe panny w nocy oczy wypatrywały w lesie, wypinając nieświadomie lub wręcz przeciwnie swoje wdzięki podglądaczom? Otóż był to najprawdopodobniej nasięźrzał, który będąc paprocią, do paproci jaką sobie zazwyczaj wyobrażamy podobny nie jest, posiada bowiem pojedynczy lancetowaty liść oraz kłos zarodniowy, który posiadając falliczne kształty wznosi się dumnie pionowo ku górze. Nasięźrzał zarówno dawniej jak i dziś występuje dosyć pospolicie i zazwyczaj rośnie wśród innych gatunków paproci na leśnych polanach czy ugorach - łatwo więc było dawniej uznać, iż jest to właśnie ów mityczny kwiat, a oczywiście jego kształt dodatkowo pobudzał wyobraźnię. 
Nie wiem jakie macie plany na dzisiejszą noc, mam nadzieję, że będziecie się bawić dobrze, czy to w lesie czy nad wodą, czy w ubraniu czy bez. Ja by potrzymać tradycję łączenia w Noc Kupały wody i ognia pokażę dziś sesję ze schyłku zeszłego lata. Ogień czyli Ola i woda czyli woda...

P.S.
Natomiast nasięźrzał w staropolszczyźnie oznaczało... wejrzeć w siebie. 

Adela Photo Pathology
pentax 645/hp5











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...