Onegdaj pacholęciem beztroskim jeszcze będąc doznałem jednego gwałtownego wstrząsu mentalno światopoglądowego i groza dorosłości wkradła się w me beztroskie i niewinne jak lilija serce. I nie chodzi mi o odkrycie, że penis służy do czegoś więcej niż do sikania, bo to wydarzyło się dużo wcześniej. Chodzi o dostarczone przez listonosza za dowodem poręczenia odbioru pismo z WKU wzywające mnie do stawiennictwa w określonym dniu i godzinie przed wojskową komisję lekarską. Świadom kar i represji ze strony ówczesnego reżimu stawiłem się karnie, podobnie jak całe stado mi podobnych wypłoszów wyrwanych z letargu bycia młodym obibokiem. Imię nazwisko, gacie w dół, jakiś typ w okularach przy pomocy linijki sprawdził czy każdy ma oba jądra, zważony, zmierzony i werdykt: zdrowy czyli najwyższa ocena w amerykańskim systemie szkolnictwa. A - jak zdolny do służby wojskowej. Jeszcze tylko do łapy mała zielona książeczka wojskowa i do domu. I od tego się zaczynał koniec beztroskiego życia. Jeżeli ktoś myślał o pracy po skończonej szkole średniej to szybko weryfikował plany kombinując na jakie by tu studia pójść i jeszcze się na nich utrzymać, byle tylko nie trafić w kamasze. Inni mający bogatych rodziców zaczynali szukać dojścia, bo nie było żadną tajemnicą, iż zielona waluta Wujka Sama pomaga uniknąć służby, wydatnie wspierając skromne żołdy pułkowników. Jeszcze inni zaczynali wariować. To znaczy udawać wariata bo wariatów wojsko się bało panicznie. Oraz było sporo takich, którzy pogodzeni ze swoim losem po prostu znikali na dwa lata jakby wciągnęła ich amba. I tu gwoli rzetelności dziennikarskiej pragnę nadmienić, iż każdy z nas na pewno miał takiego kolegę, który marzył o pójściu do wojska. Bo dziadek był, bo tata był, a w ogóle to ojczyzna oraz karabin w ręku. Wielu się udało, ale wielu zostało odrzuconych z podejrzeniem o bycie wariatem - bo kto normalny chciał sam iść do woja? A życie w koszarach szybko uczyło dorosłości. Jak ktoś jeszcze nie pił i nie palił to tam na pewno się nauczył. Tak jak kombinować, kraść i schylać się po mydło pod zbiorowym prysznicem jak ninja. I po wyjściu na przepustkę przebierać się w cywilne łachy szybciej niż jaskółka sra w locie. A zapomniałbym o jeszcze dwóch ważnych umiejętnościach nabywanych w armii. Ścielenie łóżka z prześcieradłem tak napiętym, że dwuzłotówka odbijała się od niego niczym gówniak na trampolinie podczas urodzinowego przyjęcia. Oraz umiejętności najważniejszej - człowiek obudzony w środku nocy, po ciemku umiał rozłożyć i złożyć kałacha w czasie krótszym niż sierżant wygłaszał zwyczajową wiązankę zawierającą dużo ciepłych słów o mamusi rekruta, jego miłości z własną ręką i tego co stanie z jego dupą jak się nie wyrobi w regulaminowym czasie.
Reżim się rozpadł, wojsko się zmieniło, bo dziś choć to firmy ochroniarskie strzegą jednostek to do armii dostać się jest równie trudno, co kiedyś z niej wymiksować. Zawodowy żołnierz to zawód popularny i dający kilka przywilejów - w tym ten najważniejszy czyli gwarantowana wypłata i możliwość wcześniejszej emerytury. I nagle ciach, nadchodzą zmiany. Po ataku Rosji na Ukrainę Europa zaczyna się budzić z błogiego letargu pod hasłem "nigdy więcej wojen". Co skutkuje w Polsce przywróceniem zasadniczej służby wojskowej, na szczęście nieobowiązkowej czyli nieprzymusowej. Nie wgryzłem się zbyt mocno w ustawę, ale z radosnych nowin i pokrzykiwań wychodzi, że każdy chętny i każda chętna może odbyć służbę wojskową w wymiarze i stylu jaki się wymarzy. Czyli można zostać specjalistą od jakiejś broni i zostawić pot, krew i łzy na jakimś poligonie. Można też w trybie skróconym zaznajomić się z podstawowym uzbrojeniem i postrzelać do tarcz. A można tylko będąc pacyfistą odbyć szkolenie z udzielania pierwszej pomocy. I wszystko to w wybranym wymiarze czasowym. Nie wiem jak innym, ale mi ta cała różnorodność i swoboda wyborów kojarzy się dziwnie z jednym wielkim burdelem szytym jeszcze grubszymi nićmi niż jednostki WOT biegające z kawałkiem kłody drewna imitującą granatnik. Zamiast zwiększyć rezerwy żołnierzy zawodowych, niekoniecznie pozostających ciągle w stanie czynnej służby, państwo próbuje dać małpie do ręki brzytew z nadzieją, że ta się za mocno nie potnie. Lub jak też stwierdził jeden z generałów w wywiadzie i z czym ja się zgadzam - komuś zależy na wyprodukowaniu dużej ilości mięsa armatniego. Co jak pokazuje starcie Rosji z Ukrainą kończy się rzezią, kiedy po jednej stronie stają ludzie z łapanki po byle jakim przeszkoleniu, a z drugiej niejako zawodowcy nastawieni na zabijanie.
Jak się skończy cała ta przygoda z wojskiem nie wiem. Czy będzie to tylko nieudany eksperyment, czy też z biegiem czasu nabierze to sensu - oceni historia. Ale jakoś tak dziwnie mi się wydaje, że to będzie coś na modłę pierwszej części amerykańskiej komedii Akademia Policyjna. Mam nadzieję, że wojsko szykuje mundurowe spodnie rurki w kolorach różnych, a nie tylko maskujących. Żeby nam się dobrowolni poborowi nie poczuli przypadkiem niekomfortowo. A sierżanci zawodowi już na pewno uczą się mówić niepodniesionym szeptem i przechodzą intensywne szkolenia z nowoczesnych i bezstresowych technik komunikacji.
Tymczasem u mnie sesja w temacie Obrony Cywilnej. Bo jakieś podstawy trzeba przecież znać. Ja na ten przykład na całe życie zapamiętałem co trzeba zrobić, kiedy w pobliżu wybuchnie bomba atomowa. Należy się położyć na ziemi, nakryć białym prześcieradłem i czołgać w stronę najbliższego cmentarza. Żeby ci, którzy w końcu przyjdą posprzątać mieli mniej roboty.
Kasia i Grześ uchwyceni na plenerze Adela Photo Pathology. Który to plener - co dziś już mogę przyznać - odbywał się w konspiracji podczas zakazu zgromadzeń. Przeżyliśmy mimo wszystko :)
Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...
Komentarze
Prześlij komentarz