Przejdź do głównej zawartości

I śmieszno i straszno.

Ktoś kiedyś całkiem trafnie zauważył, że kiedy człowiek umiera to jest mu wszystko jedno, tylko cierpi jego rodzina oraz znajomi. Oraz, że tak samo jest kiedy jest się idiotą. Pół biedy, kiedy idiotami są jednostki, pojedyncze sztuki, które można w miarę potrzeby łatwo i bezboleśnie wyrugować ze swojego życia, nawet jeśli to rodzina. Gorzej kiedy takich pozbawionych sporych fragmentów kory mózgowej gości zbierze się w jednym miejscu więcej i co jeszcze bardziej gorsza, dorwą się oni do władzy. A każda władza (nawet ta najniższego szczebla - samorządowa) by "dobrze" rządzić musi mieć swoje media. Taką tubę propagandową, tablicę ogłoszeń, miejsce gdzie sadzić sobie będzie do woli kwiatuszki na ugorach swoich rzekomych sukcesów. Tak było, jest i będzie niezależnie od tego z której strony sceny politycznej władza owa się wywodzi. Jest tylko drobna rzecz, która odróżnia cynicznych cwaniaków od zwykłych idiotów. Ta rzecz nazywa się... inteligencja. Bo inteligentny, potrafi drugiemu kazać spierdalać w takich słowach, że ten poczuje podniecenie związane ze zbliżającą się podróżą. A idiota? No cóż, mierząc wszystkich swoją miarą będzie uparcie wmawiał, że czarne nie jest czarne, a białe nie jest białe. Nie przebierając w środkach.

Z tego też powodu w domu mym nie istnieje od dawna taki kanał jak telewizja rządowa, czyli TVP i jej pochodne. Nie dlatego, że nie i już. Bo jak mawiał onegdaj mój antecesor w postaci dziadka - wroga trzeba dobrze poznać. Więc próbowałem, naprawdę próbowałem. Przywiązywałem się do fotela, powieki sobie podklejałem taśmą, żeby ich nie zamknąć choćbym chciał, kazałem dzieciom przełączać telewizor na wiadomości w TVP, zabierać pilota i ratować swoje młode życie ucieczką. I powiem wam, że na początku jakoś jeszcze szło. Wmawiałem sobie, że to kabaret, dzięki czemu łatwiej było łykać tą rozbełtaną papkę. Ale dosyć szybko uświadomiłem sobie, że w kabaretach zazwyczaj bywa tylko śmieszno, straszno raczej nie. Więc, żeby dopasować swoją wyobraźnię do "realiów" ze szklanego ekranu wymyśliłem sobie, że jestem podróżującym w czasie. Siedząc przed tv wyobrażałem na przykład sobie, że przeniosłem się do III Rzeszy z jej goebbbelsowską propagandą lub do radzieckiej rozgłośni radiowej za czasów Stalina. Bywałem też w wyobraźni w gomułkowskiej Polski w Korei Kim Ir Sena i na Kubie Fidela za czasów jego młodości. I jakoś to szło, wiecie - niby oglądasz, słuchasz, niby prezenterzy mają poważne miny, ale i tak wiesz, że to jedna wielka ściema. Poznawałem wroga dzielnie (kiedyś dostanę na pewno za to medal i kartę kombatanta), aż pewnego dnia okazało się, że coraz więcej osób napotykanych w życiu prawdziwym i półprawdziwym czyli na fejsbuku nieświadomie lub świadomie powtarza ową propagandę przyjmując ją jako prawdę, ba, nawet czasami broniąc jej w niewybrednych słowach. Włos mi się zjeżył na całym ciele bo nagle zrozumiałem dlaczego media rządowe walą ściemę bez owijania w bawełnę, bez grama inteligentnej manipulacji czy socjotechniki. ONI musieli odkryć, jak działa przekaz podprogowy. Oglądacie sobie mechaniczną Szydło, wazelinowatego Maliniaka czy tego barana co udaje ministra spraw zagranicznych, słuchacie z politowaniem ich bełkotu, a do waszego mózgu, bez waszej świadomości dociera: głosuj na PiS, jeden naród - jedna partia, tylko Jarek nas wyzwoli z niewoli, 500 plus dobrem całego narodu, precz z antykoncepcją, precz z aborcją, głosuj na PiS... Od tamtego dnia (wiecie, tego co mi się te włosy tak zjeżyły) nie ma jak już pisałem tej stacji u mnie w tv. Może przez to mniej wiem o alternatywnym świecie w jakim żyje spora część moich rodaków, za to dzięki temu rzadziej wdaję się w dysputy z nimi. Bo kiedy zaczynają głosić swoje mądrości wtłoczone im do głów przez przekaz podprogowy uśmiecham się przyjaźnie i pytam z jakiego skeczu i od jakiej grupy kabaretowej mają te informacje? A potem spokojnie patrzę, jak gulgoczą niczym czajnik bez gwizdka.

Z tej oto przyczyny, na samym początku kiedy usłyszałem o "aferce" opolskiej, związanej z pięćdziesięcioleciem wiecznie żywej Marylki uśmiechnąłem się jedynie. Oj tam, oj tam pomyślałem. Wielkie mi halo, Kayah nie zaśpiewa, też mi nowość. Przecież nie licząc płyty nagranej z Bregovicem (no i chórków u Atrakcyjnego Kazimierza) to dla mnie Kayah nigdy nie śpiewała. Ale za chwilę dołączyła solidarnie do niej moja ukochana wokalistka czyli Kasia Nosowska. Wtedy też uznawszy, że coś na rzeczy być musi zajrzałem do "internetów" poczytać o co tak naprawdę chodzi. Co to za spina dotycząca festiwalu, który i tak oglądają już z sentymentu nieliczni. I nagle znowu miałem to uczucie jakbym został podróżującym w czasie. Ale przytrzymałem się mocno krzesła i zostałem w 21 wieku. W którym nie wystarczy mieć "własnej" jednej telewizji, żeby ogłupić cały naród. Bo ten numer panie prezesie TVP w dobie internetu nie przejdzie. A paniom Kayah i Nosowskiej gratuluję. Pierwszej za to, że musi być naprawdę wielkim zagrożeniem dla tych pokurczy, że próbują ją cenzurować za poglądy i przekonania. A drugiej za to, że tak pięknie i mądrze patrzy na świat i wie gdzie stoi dzisiejsze ZOMO, a gdzie stoją normalni i uczciwi ludzie. I obu za to, że nie przyłożą ręki, ani głosu do podnoszenia oglądalności rządowo propagandowej telewizji.
p.s. TVPiS się łaskawie zgodziła na występ Kayah. Obie Kasie w słowach eleganckich kazały się pocałować. Wiecie gdzie. Marylka zastanawia się czy też się nie wycofać.

Aha, prawie byłbym zapomniał pisząc o powyższych Kasiach. Że mam do pokazania... Kasię. Która już u mnie gościła i zagości mam nadzieję jeszcze nie raz. Tym razem spotkaliśmy się na plenerze Misja Wschód, u wspaniałego gospodarza w agroturystyce Gramotne.
























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b