Przejdź do głównej zawartości

List do K.

Dzień dobry pani Kurator.
W pierwszych słowach mego listu spieszę zapewnić, że u mnie wszystko w porządku. Po staremu. To znaczy oczywiście po nowemu staremu. Zapewniam, że pobyt w zamkniętym ośrodku umoralniająco resocjalizacyjnym wywarł na mnie zbawienny wpływ. Stałem się nowym człowiekiem i w głowie mej już nawet nie kiełkuje myśl, by nieubraną niewiastę sfotografować. Sprawdzone metody wychowawcze (już nie uważam, żeby elektrowstrząsy i polewanie lodowatą wodą były barbarzyństwem) sprawiły iż wreszcie zrozumiałem, że całe zło świata tego bierze się z nieskromności niewieściej właśnie oraz z pokazywania nieskromności owej. Dzięki nowemu prawu, skutecznie działającej policji obyczajowej oraz ośrodkowi penitencjarnemu dotarło wreszcie do mnie, że życie całe swoje kroczyłem ciemną doliną i byłem wrzodem na zdrowym ciele naszego społeczeństwa. Tak jak Pani przewidziała wraz z upływem czasu coraz bardziej w mej pamięci zaciera się wspomnienie płonących na stosie wszystkich moich negatywów i przestałem się w nocy budzić zlany potem. Nie nasłuchuję też już tak często jak kiedyś o 6 rano czy ktoś do drzwi nie puka, ale z przyzwyczajenia wstaję o 5.30 i ubieram się na wszelki wypadek. Co tydzień zgodnie z zasadami warunkowego zwolnienia stawiam się na komisariacie oraz u proboszcza. Mój dzielnicowy mnie chwali za wytrwałość w moralnej wstrzemięźliwości, a ksiądz mówi, że jak tak dalej pójdzie to może mnie nawet do kościoła wpuści i wyda zgodę na spotkanie z rodziną. Tak jak mi pani sugerowała, nie porzuciłem robienia zdjęć na zawsze (z początku ciężko było zginać palce, nie wszystkie zrosły się równo), zmieniłem tylko zainteresowania na te uznane ustawowo za przyzwoite. Na nowo odkrywam więc radość z fotografowania kwiatuszków o poranku na pełnej rosy łące, motylków na obsypanych kwieciem lilakach oraz romantycznych zachodów słońca nad morzem. I tu właśnie chciałbym Pani podziękować za łaskawe przychylenie się do mojej prośby i wydanie mi trzydniowej przepustki na wycieczkę w Karkonosze, gdyż jak uzasadniałem w podaniu pragnąłem spróbować swoich sił również w tematyce krajobrazu górskiego. Co prawda aura nie do końca dopisała, Śnieżka raz po raz znikała w gęstych chmurach deszczowych, ale poniżej czasami nawet wychodziło słońce i dało się pospacerować. W trakcie jednego z takich spacerów spotkałem bardzo interesującą parę. Co prawda na pierwszy rzut oka wydali się ludźmi, których kazała mi pani w swoim życiu zdecydowanie unikać, ale przełamałem w końcu pierwsze obawy i po krótkiej rozmowie okazało się, że moje podejrzenia były niesłuszne. Owa para przedstawiła się jako aktorzy - amatorzy miejscowego przyparafialnego kółka teatralnego i jak mi wytłumaczyli wybrali się do lasu by w pięknych okolicznościach przyrody móc nieskrępowanie poćwiczyć role do najnowszego przedstawienia o Czerwonym Kapturku. Byli nawet tak mili, że zgodzili się mimo pewnych oporów (z początku wzięli mnie za detektywa policji obyczajowej) na zrobienie im kilku ujęć. Które to kadry chciałbym pani w podziękowaniu za dobroć i przychylność pokazać. Szanując Pani cenny czas kończę ten krótki list i serdecznie pozdrawiam.
Niech żyje prezydent Jarek i premier ojciec Tadeusz. Ku chwale!









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b