"...jest takie miejsce, które boli. Nie wiem czy ja zechcę to opisać..."
Ale opiszę, żeby się nad wami w tym nowym roku jednak poznęcać choć trochę. Zazwyczaj nie ukrywam się ze swoimi sympatiami. Co oznacza, że nie chowam żony w szafie i nie udaję, że jestem apolityczny, bo odkąd pamiętam nie byłem. Zawsze mi bliżej było do powiewu wolności niż ku klęcznikom czy zimnej posadzce. Toteż w swoim życiu bywałem umiarkowanym prawicowcem (pokochałem Wałęsę kiedy kandydował na prezydenta, bo jak mogłem pokochać małego kurduplowatego spadochroniarza z Peru), potem poznawszy nieco zasady demokracji zostałem lewicowcem (głosowałem przeciwko Wałęsie na rzecz Kwaśniewskiego całe dwa razy), kiedy Olek już nie mógł pić zostałem zdezorientowanym komiksofilem (głosowałem na Donalda przeciwko Kaczorowi), a po było nie było tragicznym wypadku w Smoleńsku nie mając wyjścia najmniejszego (miernoty żadnego z braci Kaczyńskich nigdy nie trawiłem) głosowałem na Bóla Komorowskiego. W ostatnich wyborach prezydenckich miałem spory dylemat. Czy Ból czy mocno łysiejący i łapiący kolejny oddech trzeźwości Kukiz? W pierwszej turze postawiłem jednak na lidera Piersi, bo ludzie którzy piją są dla mnie niczym. Niczym bracia oczywiście. W drugiej turze mimo mej ogromnej niechęci do bylejakości Bronka wolałem zagłosować na niego, niż na Maliniaka. Tfu! Dudę. Wyszło ostatecznie jak wyszło, nie moja wina i żadne mea culpa nie pomoże. Wybory parlamentarne niespecjalnie mnie zaskoczyły, bo tumiwisizm i elityzm - czyli oderwanie się iście kosmiczne od rzeczywistości członków rządzącej partii i wielka wiara poprzedniej ekipy w to, że samo straszenie pisem wystarczy, to jak się okazało za mało, żeby odbudować stracone zaufanie i dostać większe poparcie. Uważałem (nadal trochę naiwnie uważam), że nasz naród musi po prostu raz na jakiś czas dostać mocno w kość, żeby olać cwaniaków przy żłobie i się zjednoczyć we wspólnej walce i że może to właśnie ta pora, żeby pognać tą całą hołotę won i spróbować zacząć od nowa. Cholera myliłem się. Okazało się, że 25 lat rozleniwiającej i zmiękczającej mózgi niczym gąbczaste zwyrodnienie demokracji działa lepiej niż pały ZOMO, czy kule Milicji. To czego nie osiągnął w ciągu 45 lat w Polsce restrykcyjny komunizm zrobiła zwyczajna wolność. Nic tak jak dobrobyt nie kształtuje społeczeństwa na wzór hodowlanych gęsi. Byle tylko było co jeść, pić, na głowę nie padało i ktoś gówno spod dupy zabrał. A wolność? Po co komu ona? Przecież za komuny było tak dobrze...
Aktualnie mamy więc w Polsce z powrotem u władzy partię komunistyczną. Jak dawniej głośno krzyczą, że źli są kułacy (przedsiębiorcy, fabrykanci, bankierzy i każdy kto w ogóle ma pieniądze), a przecież wszystko należy się nierobom, nieudacznikom i klerowi. Dobra, dobra, darujcie sobie te kawałki głodne o tym, że komunizm zwalczał kler... na pokaz może i tak, a pod stołem szły interesy lepsze niż afera Grobelnego. Ale o tym kiedy indziej. Z państwa prawie zachodnio europejskiego przekształcamy się pomału w peryferyjne państewko typu Łukaszenko level one. Gdzie poza całą gamą niedemokratycznych zachowań rządu oraz parlamentu telewizja publiczna ma misję pseudodemokratycznie propagandową. Misję typowo afrykańską. Czyli wciskanie ciemnym ludziom kitu jakiego w ogóle nie potrzebują. Tak jak kit poniższy. Kiedy minister zdrowia (studia chłop kończył chyba jeszcze za komuny, ale ewidentnie się opierdalał i chodził zamiast na wykłady do kościoła) na pytanie o walkę ze smogiem, zanieczyszczeniami odpowiada: "Mówiąc o smogu, o zanieczyszczonym powietrzu, zapominamy o tym, (...) że znaczna część Polaków ciągle pali papierosy." Normalnie, aż przysiadłem. Urodziłem się u schyłku komuny. Niewiele z niej zrozumiałem poza tym, że to chujowy system (bo nic nie było) i tylko dla naiwnych (bo udawali, że jest wszystko). Dlatego dziś słuchając tych oszołomów "lepszej zmiany" nagle (i wbrew swej woli) czuję się młody! Wspomnienia wróciły. Podobnie jak wraca też ZOMO (pod nazwą Obrona Terytorialna). Tylko wciąż nie wiem. Czy w mieście mam nosić maskę przeciwpyłową, różaniec czy palić papierosy? Panie Radziwiłł Konstanty! Smog u bram! A ty się nie zrywasz? Kiepa nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Na wszelki wypadek zalecam podwójne zabezpieczenie. I modlitwę i filtry wychwytujące drobne cząstki pyłu.
Ale opiszę, żeby się nad wami w tym nowym roku jednak poznęcać choć trochę. Zazwyczaj nie ukrywam się ze swoimi sympatiami. Co oznacza, że nie chowam żony w szafie i nie udaję, że jestem apolityczny, bo odkąd pamiętam nie byłem. Zawsze mi bliżej było do powiewu wolności niż ku klęcznikom czy zimnej posadzce. Toteż w swoim życiu bywałem umiarkowanym prawicowcem (pokochałem Wałęsę kiedy kandydował na prezydenta, bo jak mogłem pokochać małego kurduplowatego spadochroniarza z Peru), potem poznawszy nieco zasady demokracji zostałem lewicowcem (głosowałem przeciwko Wałęsie na rzecz Kwaśniewskiego całe dwa razy), kiedy Olek już nie mógł pić zostałem zdezorientowanym komiksofilem (głosowałem na Donalda przeciwko Kaczorowi), a po było nie było tragicznym wypadku w Smoleńsku nie mając wyjścia najmniejszego (miernoty żadnego z braci Kaczyńskich nigdy nie trawiłem) głosowałem na Bóla Komorowskiego. W ostatnich wyborach prezydenckich miałem spory dylemat. Czy Ból czy mocno łysiejący i łapiący kolejny oddech trzeźwości Kukiz? W pierwszej turze postawiłem jednak na lidera Piersi, bo ludzie którzy piją są dla mnie niczym. Niczym bracia oczywiście. W drugiej turze mimo mej ogromnej niechęci do bylejakości Bronka wolałem zagłosować na niego, niż na Maliniaka. Tfu! Dudę. Wyszło ostatecznie jak wyszło, nie moja wina i żadne mea culpa nie pomoże. Wybory parlamentarne niespecjalnie mnie zaskoczyły, bo tumiwisizm i elityzm - czyli oderwanie się iście kosmiczne od rzeczywistości członków rządzącej partii i wielka wiara poprzedniej ekipy w to, że samo straszenie pisem wystarczy, to jak się okazało za mało, żeby odbudować stracone zaufanie i dostać większe poparcie. Uważałem (nadal trochę naiwnie uważam), że nasz naród musi po prostu raz na jakiś czas dostać mocno w kość, żeby olać cwaniaków przy żłobie i się zjednoczyć we wspólnej walce i że może to właśnie ta pora, żeby pognać tą całą hołotę won i spróbować zacząć od nowa. Cholera myliłem się. Okazało się, że 25 lat rozleniwiającej i zmiękczającej mózgi niczym gąbczaste zwyrodnienie demokracji działa lepiej niż pały ZOMO, czy kule Milicji. To czego nie osiągnął w ciągu 45 lat w Polsce restrykcyjny komunizm zrobiła zwyczajna wolność. Nic tak jak dobrobyt nie kształtuje społeczeństwa na wzór hodowlanych gęsi. Byle tylko było co jeść, pić, na głowę nie padało i ktoś gówno spod dupy zabrał. A wolność? Po co komu ona? Przecież za komuny było tak dobrze...
Aktualnie mamy więc w Polsce z powrotem u władzy partię komunistyczną. Jak dawniej głośno krzyczą, że źli są kułacy (przedsiębiorcy, fabrykanci, bankierzy i każdy kto w ogóle ma pieniądze), a przecież wszystko należy się nierobom, nieudacznikom i klerowi. Dobra, dobra, darujcie sobie te kawałki głodne o tym, że komunizm zwalczał kler... na pokaz może i tak, a pod stołem szły interesy lepsze niż afera Grobelnego. Ale o tym kiedy indziej. Z państwa prawie zachodnio europejskiego przekształcamy się pomału w peryferyjne państewko typu Łukaszenko level one. Gdzie poza całą gamą niedemokratycznych zachowań rządu oraz parlamentu telewizja publiczna ma misję pseudodemokratycznie propagandową. Misję typowo afrykańską. Czyli wciskanie ciemnym ludziom kitu jakiego w ogóle nie potrzebują. Tak jak kit poniższy. Kiedy minister zdrowia (studia chłop kończył chyba jeszcze za komuny, ale ewidentnie się opierdalał i chodził zamiast na wykłady do kościoła) na pytanie o walkę ze smogiem, zanieczyszczeniami odpowiada: "Mówiąc o smogu, o zanieczyszczonym powietrzu, zapominamy o tym, (...) że znaczna część Polaków ciągle pali papierosy." Normalnie, aż przysiadłem. Urodziłem się u schyłku komuny. Niewiele z niej zrozumiałem poza tym, że to chujowy system (bo nic nie było) i tylko dla naiwnych (bo udawali, że jest wszystko). Dlatego dziś słuchając tych oszołomów "lepszej zmiany" nagle (i wbrew swej woli) czuję się młody! Wspomnienia wróciły. Podobnie jak wraca też ZOMO (pod nazwą Obrona Terytorialna). Tylko wciąż nie wiem. Czy w mieście mam nosić maskę przeciwpyłową, różaniec czy palić papierosy? Panie Radziwiłł Konstanty! Smog u bram! A ty się nie zrywasz? Kiepa nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Na wszelki wypadek zalecam podwójne zabezpieczenie. I modlitwę i filtry wychwytujące drobne cząstki pyłu.
świetna seria!
OdpowiedzUsuń