Przejdź do głównej zawartości

Żeby Polska.

Nie wiem do końca co tam chodziło po głowie Pietrzakowi, kiedy w 1976 w Krakowie w Kabarecie pod Egidą wyśpiewał po raz pierwszy utwór "Żeby Polska była Polską". Oczywiście zdaję sobie sprawę, że głównie chodziło o przysranie w bardzo zawoalowany sposób ówczesnemu komunistycznemu reżimowi. I chodziło o to, żeby pokazać, że mimo przeciwności losu, mimo biedy i szarzyzny rodakom się śni prawdziwa wolna Polska. Ale jaka? Tego już nasz bard kabaretowy nie dośpiewał. A szkoda. Bo nie jestem pewien czy naprawdę chodziło o to, żeby jeden zamordyzm wymienić na drugi. Za komuny mieliśmy nieliczną grupkę czerwonych partyjnych kacyków opływających w luksusy, stojących ponad prawem, którzy to przy pomocy niby niezależnych posłów sterowali milionami Polaków mówiąc im co mają jeść, czym jeździć, gdzie mieszkać, gdzie pracować, czym meblować swoje mieszkania, co siać na polach, kiedy świętować, kiedy maszerować w szeregu i decydowali kto może wyjechać za granicę, a kto nie, a wszystko to robili za pieniądze całego narodu i dla jego "dobra". Dziś, kiedy mamy "wolność" nieliczna grupa czarnych kacyków opływająca w luksusy i stojąca ponad prawem przy pomocy niby to niezależnych posłów steruje milionami Polaków mówiąc im jak mają poczynać i wychowywać swoje dzieci, z kim mogą spać, a z kim nie, z kim brać ślub, z kim mieszkać, kiedy świętować, kiedy klęczeć, kto może może i kiedy zaglądać w pochwy kobietom i wszystko to robią za pieniądze całego narodu i dla jego "dobra". Drobne różnice, zamordyzm ten sam. Chwileczkę! Ktoś zaraz zakrzyknie. Wtedy przecież byliśmy pod okupacją sowiecką, dziś jesteśmy wolni. Wolni... jeżeli wolność polega na tym, że ktoś zagląda mi jak złodziej w portfel, zagląda jak głodny bezdomny w garnek, jak stróż prawa i moralności zagląda w gacie, do łóżka i w dupę to ja bardzo serdecznie podziękuję za taką wolność, bo niczym się ona nie różni od tej z czasów PRLu. No, może poza tym, że wtedy nikt mi faktycznie w gacie i w dupę nie zaglądał, nie licząc tego jednego razu kiedy musiałem stawić się przed obliczem Wojskowej Komisji Poborowej.
Dziś mamy środę, 21 września 2016 roku. Między innymi więc obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pokoju na który nawet jego symbol - gołąbek dawno już nasrał.  Oraz obchodzimy święto Orderu Uśmiechu - tyle, że dla wielu to uśmiech Jokera jest. Bo dzisiejsza data to także ta chwila, kiedy posłowi nasi "niezależni" sterowani przez gości w czarnych sukienkach (nie mylić z Men in Black) zajmą się kolejnym prawicowym absurdem czyli tak zwaną ustawą zaostrzającą prawo aborcyjne. Ustawą chciałoby się rzec z wszech miar chuj...ą, gdyby nie to, że dotyczy ona zdecydowanie bezpośrednio narządów typowo kobiecych. Ustawą, która ostrym zwrotem po latach pitolenia i mydlenia społeczeństwu oczu ustawi Polskę na jedynym słusznym kursie państwa wyznaniowego na miarę tych muzułmańskich. Co prawda religia dominująca będzie inna, ale prawo praktycznie to samo. Ciąża to ciąża, nie ważne czy jest efektem nieostrożności, gwałtu lub zagraża życiu matki. Co się zalęgło urodzić się musi i szlus! I nie cieszcie się wcale obrońcy moralności. Niedługo na pewno znikną też z aptek te ohydne pigułki "dzień po", ze stacji benzynowych, nocnych sklepów z mlekiem i kiosków znikną też prezerwatywy, a zwrot "in vitro" będzie wymieniany wśród wielu imion szatana. Legalny w świetle prawa będzie tylko ślub kościelny, a rozwodów nie będzie, bo rozwód to grzech śmiertelny. Wzrośnie za to na pewno liczba owdowiałych kobiet należących do kół łowieckich. Tak, tak, właśnie do kół łowieckich, nie przesłyszeliście się i nie przeczytaliście. Bo w myśl kolejnej ustawy forsowanej przez PiSlam sporo przywilejów na pograniczu bezkarności mają uzyskać właśnie myśliwi. Wystarczy więc takiej żonie w sytuacji braku możliwości uzyskania rozwodu posiadać legitymację członka (ale słowo) jakiegoś koła łowieckiego, broń i zdrada małżeńska czyli dorobienie mężowi rogów, dzięki którym z automatu stanie się zwierzyną łowną. I wtedy całkiem legalnie bang bang...
Dla osób lepiej ogarniających piktogramy i obrazki od słowa pisanego poniżej krótka instrukcja powstała podczas pleneru Adela Photo Pathology 2016/2 (tak wiem, takich plenerów też wkrótce nie będzie). Podziękowania dla Moniki i Rafała.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc

Ucho od śledzia.

W zamierzchłych czasach, dawno, dawno temu, kiedy byłem młody i po niebie jeszcze latały pterozaury używaliśmy zwrotu "ucho od śledzia", oznaczającego nic. Figę z makiem. Null. Zero. Zakładaliśmy się o ucho od śledzia, obiecywaliśmy w grach wygranemu ucho od śledzia, nagradzani byliśmy przez rodziców za posprzątanie swojego pokoju uchem od śledzia. Powszechnie bowiem uważano, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale dodatkowo ryby, czyli chociażby śledzie, uszu też nie posiadają. Jakże się myliliśmy wtedy, my, nasi rodzice i nawet te pterozaury. Okazuje się, że śledzie mają doskonały i bardzo czuły słuch. Naukowcy odkryli również, że śledzie słuchu owego używają w nieco niecodzienny dla nas sposób, albowiem do nasłuchiwania pierdów współtowarzyszy z ławicy. Widzieliście kiedyś film przyrodniczy z ławicą śledzi? Tysiące ryb w jednej zbitej masie, wykonujących manewry unikowe przed drapieżnikami, jakby sterował nimi jeden mózg. W lewo, prawo, do góry, po skosie w dół. Ostra jazda b