Są tacy, którzy wierzą w to, że wokół nas istnieją alternatywne światy, które czasami się z tym naszym przenikają i mieszają. Znam wielu takich, którzy mimo tego, że żyją wśród nas, wciąż sprawiają wrażenie jakby pochodzili właśnie z jednego z takich światów. Ale znam też modelki, które mi nie odmawiają, kiedy chcę je na chwilę iluzorycznie w taki świat przenieść. Jak na przykład Wiktoria, która w pewien słoneczny dzień pośrodku puszczy Kampinoskiej nie bała się zanurkować we wrzosach.
Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze
Komentarze
Prześlij komentarz