PF czyli podlaska Fotopatologia, prężnie się miejmy nadzieję rozwijający odłam dotychczasowej fotograficznej patologii pod patronem Adeli. Piękne sielskie miejsce rzut mokrym beretem od Białegostoku, pełne prostoty polskiej wsi, ale nie przekombinowane, nie przerobione na cepelię, do tego wspaniali i wyrozumiali gospodarze i przepyszne domowe jedzenie. A niech będzie, że ten wpis będzie zawierał lokowanie produktu, bo się miejscu temu należy: www.uzendziana.pl
Wśród uroczych wysepek, pomostów, trzcin i nenufarów udało mi się na chwilę zabłądzić z Paulą, piękną modelka z którą już się zdarzyło nam spotykać fotograficznie. Dla odmiany, przez chwilę trochę z tęsknoty za kolorami lata nie będzie czarno biało.
Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze
Komentarze
Prześlij komentarz