Przejdź do głównej zawartości

Poczta Polska.

 "Ale pecha mam. Wczoraj, kiedy robiłem pipi w lesie i zapatrzyłem się na krajobraz, bąk koński uciął mnie w kutasa. Spuchło to jak balon i myślałem, że odpadnie. Ale jodyna i Staroniewicz uratowali to cenne utensylium dla przyszłych pokoleń. Dziś jest tylko czerwone, ale może jeszcze odpadnie. Jak odpadnie, to Ci przyślę w formalinie."

Oto fragment listu Stanisława Ignacego Witkiewicza do własnej rodzonej żony Jadwigi, napisanego w Zakopanem dnia 20 VII 1926 roku. Odręcznie napisanych listów Witkiewicz pozostawił po sobie wedle rożnych szacunków od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy, w tym ponad 1200 adresowanych do żony. O zniszczenie 
(czego nie uczyniła) tychże najbardziej prywatnych Jadwigę zresztą listownie prosił, jak się słusznie okazało mając obawy, że na ich podstawie kiedyś będzie pisana jego biografia lub co gorsza będą owe listy publikowane ku uciesze gawiedzi.
Dziś, prawie 100 lat po opisanych perypetiach Ignacego przyrodzenia prawdziwych listów już nie ma. Podobnie jak Cyganów, ale o tym to Marylka śpiewała już dawno. To znaczy na upartego listy może i by były, ale nie ma już komu ich pisać. Takich wiecie odręcznych, na eleganckim papierze, od których pachniało najpierw Rochowi Pekińskiemu oraz później Wydrzyckiemu w sieni. Nie ma komu, bowiem idea listów odręcznie pisanych umarła wraz z nastaniem Internetu i wszelakiej maści komunikatorów, a i tam lenistwo dotyczące porozumiewania się słowem pisanym doprowadziło najpierw do okrojenia wyrazów i nawet zdań całych do skrótów, a potem wręcz do emotikonów, nawet przy odgórnym założeniu, że raz na jakiś czas dochodzić będzie z tego powodu do nieporozumień, bo nie dla każdego dany znak znaczy to samo. Wraz z zanikiem tradycji pisania ręcznie listów pojawił się pośpiech i napięcie w międzyludzkiej komunikacji. Piszemy sms,a czy też wiadomość w komunikatorze i po chwili zaczynamy się irytować brakiem odpowiedzi, bowiem piszemy szybko i oczekujemy gotowości i szybkiej reakcji. Piszemy niedbale, z błędami, ale też nie oczekujemy poprawności od drugiej strony. Piszemy z pracy, ze szkolnej ławki, z pociągu, autobusu, z teatru i z toalety sami pozbawiając siebie pewnej części naszej prywatności. Piszemy na komputerze lub najczęściej na klawiaturze telefonu, co jak twierdzą naukowcy pobudza zupełnie inne części naszego mózgu niż pisanie ręczne, za które odpowiada ta sama część naszego umysłu co za 
myślenie kreatywne i abstrakcyjne. A to właśnie dzięki pismu odręcznemu potrafimy (lub też potrafiliśmy) myśleć szybciej, skuteczniej i dokładniej, pomaga ono również uporządkować i zoptymalizować wydajność uczenia się. Tempo naszego zapamiętywania jest znacznie szybsze, a myśli w naszej głowie znacznie bardziej uporządkowane. I jeszcze na dokładkę naukowcy twierdzą, że pisanie za pomocą pióra, długopisu czy ołówka ma swój terapeutyczny wymiar - uspokaja ciało i myśli oraz pozwala panować nad stresem. No i oczywiście pisanie listów w odróżnieniu od szybkich i skrótowych wymian zdań w komunikatorach pozwala używać całej gamy zawiłości naszego pięknego języka, z którym coraz częściej nie radzą sobie nie tylko obcokrajowcy, ale i rodowici Polacy. Właśnie z powodu braku znajomości pełni słownictwa, którego nigdy nie poznali i nie poznają pisząc i czytając jedynie esemesy. 
Na koniec zostawiłem sobie ostatni argument. Przez wasze lenistwo i niepiśmiennictwo upada bowiem jedna z najstarszych naszych narodowych instytucji czyli Poczta Polska, która jako taka powstała prawie równo 467 lat temu - 18 października 1558 roku za przyczyną dekretu króla 
Zygmunta II Augusta. Początkowo co prawda istniała tylko jedna trasa którą przewożono listy: Kraków - Wenecja, ale już w 1562 roku otwarte zostały kolejne - z Krakowa do Wiednia i Lwowa, a sama poczta zyskała nazwę Poczty Polskiej Królewskiej. I tak przez wieki kurierzy, gońcy, listonosze wytrwale w skwarze, w deszcz, mróz i w pyle roznosili listy. Nie przeszkodziły temu wojny, zabory, okupacja, książki kucharskie o kiszonkach i 60 potrawach z ziemniaka czy pseudoporadniki psychologiczne. Nie dały rady Poczcie kolejki po emeryturę czy zapłacenie rachunków, ani po list awizowany, nie dał rady nawet zakaz lizania znaczków w covidzie. Ale wasze lenistwo i geniusz właściciela InPostu, który odebrał Poczcie ostatni monopol czyli ten na przesyłki, da radę wszystkiemu. 
Także proszę mi tu nie stękać, nie marudzić. Zatrzymajcie się na chwilę, wyskoczcie na parę z dni z tego pędzącego pociągu o nazwie życie i dajcie samym sobie szansę. I to nie tam zaraz po to, żeby napisać list choć byłoby to wskazane. Ale po to żeby przejść się na Pocztę, stanąć w kolejce choćby po głupi znaczek, kupić pocztówkę, kopertę na list, można się nawet rzucić i kupić całą papeterię o ile wiecie co to jest i o ile jeszcze to sprzedają. A jak spotkacie pod bramą czy pod drzwiami do bloku listonosza to nie zważajcie na to, że wziąć was może za zboczeńca czy wariata nawet i go mocno przytulcie. Bo za rok, dwa, góra pięć poczta jako taka zniknie i w skrzynkach na listy w których od lat hula tylko wiatr i ulotki pobliskiej pizzerii, będą co najwyżej mieszkać osy albo prosionki. 

A dziś zdjęciowo Julia, uchwycona wiosną na plenerze Z Pogranicza. Julka, którą wtedy spotkałem po raz pierwszy (ale nie ostatni), a która wówczas nie rozstawała się z kajecikiem i długopisem skrzętnie w nim notując swoje i pewnie cudze myśli też. Bądźcie czasami jak Julka. Bo to rozwija kreatywność. 
Czego żywym potwierdzeniem jest ona sama, o czym wie każdy kto ją poznał i niech was nie zmyli ta niewinna mina i pozorny bezruch na zdjęciach. 

Kiev88/Rollei RPX chyba.










Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...