Przejdź do głównej zawartości

Ajhejtju.

 Takie mnie pytanie nurtuje od jakiegoś czasu. A nie mam specjalnie kogo spytać w realu, bo mało znam osób co to chadzają co niedzielę do kościoła. Drodzy wierzący, praktykujący, klękający: czy spotkała was taka sytuacja, że wchodzicie sobie do przybytku kościelnego i ktoś z boku mówi: ale masz paskudny ryj, jak się nie wstydzisz z domu wyjść? A twoja stara to te ciuchy to zajumała chyba z kontenera dla powodzian i to takiego co go rzeka ze 20 kilometrów przetarmosiła podczas ostatniej ulewy. Słodki borze iglasty jakie to twoje dziecko ma debilną minę, ale co się dziwić, tacy rodzice to i taką ma. I tak dalej i tak dalej. Macie tak? Spotyka to was? Pytam o to wszystko wypowiadane na głos, nie to co można się domyśleć, że sąsiad o was myśli podczas mszy, bo to jest inna bajka i należałoby to już zgłosić do UNESCO jako dziedzictwo narodowe Polaków: niewypowiedziana zazdrość i zawiść wędzone dymem kadzidła i kropione wodą święconą. A czemu pytam wierzących? Bo rzekomo wciąż jest was w tym kraju zdecydowana większość. I pytam też wszystkich innych jako tako rozeznanych, bo w Internecie coraz gorzej się dzieje. To znaczy gorzej względem ostatnich lat, nie porównuję niczego do ery dzieci neostrady, bo wtedy to była wolna amerykanka bez trzymanki ostro na linie w dół, bez pampersa na zmianę. Potem gówniarzeria dorosła, a i skończyła się ta i tak mocno pozorna anonimowość w sieci. Gdzieś tam pojawił się też wstyd związany z rozpoznawalnością, lęk przed byciem uznanym za kretyna. Obecnie to zanika. Zanika strach przed rozpoznawalnością, zanika wstyd, zanikają hamulce wszelakie jeśli chodzi o sieciowe komunikowanie się z bliźnim swoim, którego przecież większość Polaków kocha jak siebie samego, tak mu dopomóż bóg i duch i Czarna Madonna patronka migrantów wszystkich o ciemniejszej karnacji. Osoby rozpoznawalne z imienia i nazwiska, osoby, które spotkamy w sklepie, na ulicy, zajmujące różne stanowiska urzędnicze rzucają w Internecie taką nienawiścią i mięsem takim, że spokojnie można by po tygodniu wykarmić Afrykę całą. Co gorsza z braku faktycznych bolączek i wrogów realnych stosowane są coraz częściej i śmielej zamienniki jak onegdaj czekoladopodobne wyroby w miejsce tego co powinno zawierać prawdziwe kakao i smakować jak przedsionek raju. Czy kogoś dziś dziwi Internetowa nagonka na osoby znane? Niekoniecznie na polityków, bo to odrębny gatunek człowieka. I niekoniecznie na tak zwanych celebrytów co to są jak znani z tego, że są znani i to zazwyczaj ze swojej głupoty. Chodzi mi o przypadki Igi, Sławosza, czy ostatnio doktora weterynarii. Nie wiem dokładnie którego, ale dziś właśnie dowiedziałem się, że jest fala hejtu na ten właśnie konkretny gatunek dewiacji zawodowej - nienawidzimy obecnie ludzi co naszym psom i kotom w dupę wsadzają termometr, a czasami i nawet palec. To znaczy z tego co się zorientowałem to nawet nie chodzi o te drobne słabostki weterynarzy, tylko poszło o to, że oni to robią za kasę. A nie za darmo, choć każdy nie od dziś wie, że za własne przyjemności się nie powinno brać pieniędzy, a wręcz przeciwnie. Chcesz pogrzebać w dupie mojej krowie to najpierw połóż kasę na stół. Osobiście, od dawien dawna żegluję po sieci jak wprawny wenecki gondolier. Jak wyczuwam, że w jakimś kanale wali ściekami, to tam nie wpływam i to wcale nie dlatego, że mam nadwrażliwy nos czy nie umiem nerwów trzymać na wodzy. Po prostu mi szkoda czasu, życia, piwności oczu mych pięknych na takie szambo. Stąd większość "aferek" mnie omija, albo dochodzi do mnie dalekim echem. Ale posiadam też znajomych przeróżnych zawodów wszelakich. Również tych weterynarzy. Stąd wiem co wiem. Ale żeby weterynarze nie poczuli się jakoś szczególnie pokrzywdzeni przez los - od jakiegoś czasu obserwuję szczególny przypadek internetowy dotyczące moich innych znajomych, tym razem dla odmiany architektów. Którzy to zaprojektowali całkiem ciekawy dom. Dom, który już stoi, a jego projekt zgarnia na całym świecie nagrody. Ale jak zajrzeć pod dowolny wpis w Internecie informujący o tej kolejnej nagrodzie to włosy mogą stanąć dęba co wrażliwszym. Prawie każdy (z czego większość na zasadzie: nie znam się to się wypowiem) czuje się w obowiązku napisać coś krytycznego. Nie zawsze w chamski sposób, choć ten styl narracji ostatnio w necie dominuje. Ale nie wiedzieć kiedy i w ogóle dlaczego, jakiś czas temu gdzieś tam w nas zakiełkowało i zakorzeniło się bardzo mocno przeświadczenie, że świat czeka na naszą krytykę i bez niej nie drgnie ani o milimetr naprzód. Że jej brak będzie katastrofą i niewybaczalnym błędem. Dla kogoś z doświadczeniem (jakimkolwiek kierunkowym w którym akurat toczy się dyskusja) te internetowe boje o lepsze jutro odbite w lustrze naszych lęków i ograniczeń są zwyczajnie śmieszne. I co gorsza... coraz częściej ci z wiedzą wolą zamilczeć, niż skończyć jak ostatni jeźdźcy Gondoru zasypani masą bezmózgich śliniących się orków. I żeby było jasne, nie chodzi mi o to, by osoby nie do końca wykształcone w danym kierunku czy w ogóle niewykształcone milczały bo wstyd. Nie. Chodzi mi o coś zupełnie odwrotnego. Jako osobnik zajmujący się szeroko rozumianą sztuką z uwzględnieniem fotografii szczególnie uwielbiam takie chwile, kiedy zatrzymany czymś co mnie zatrzymać umiało, choćby w pracy innego fotografa, przystaję by napisać słowo. Nie tam zaraz, że oj oj zsikałem się z wrażenia, bo cudne jest. Po prostu po ludzku: dobrze wykorzystane światło, świetny kadr, to robi na mnie wrażenie, zatrzymuje, podoba się itp. Czy jest to z mojego punktu widzenia praca bez wad? Rzadko. Czy jest idealna? Niezwykle rzadko. Ale zamiast skupiać się nad tym do czego można się przyczepić, skupiam się na walorach. Nie dlatego, że jestem z natury miły, bo ci co mnie dobrze znają wiedzą, że nie jestem. To znaczy jestem, ale mam wielką wadę: jestem szczery i mówię to co myślę, więc w ostatecznym rozrachunku w świetle oczekiwań innych jak powinien wyglądać miły gość -  wychodzę na niemiłego. Ale poruszając się w internetowym (i nie tylko) świecie związanym z moją branżą staram się doceniać wysiłek, koncept, włożoną pracę w przygotowania itp, bo wiem, lub tylko się mgliście domyślam ile czasami trzeba poświęcić życia i talentu by to osiągnąć. Dlatego też polecam to i wam. Szukanie pozytywów i komplementowanie ich, nawet jeśli tuż za nimi w cieniu stoją negatywy. Bo im rzadziej będziemy napotykać dobre słowo w Internecie (a jest to zjawisko zanikające), tym jeszcze rzadziej napotkamy je w życiu prawdziwym. A przecież nie ma dobrego życia, kiedy wszystko smakuje gorzko. 
Róbmy dobro. Zło i tak robi się samo. Dlatego drodzy współmieszkańcy planety, mimo, że was ajhejtju, to najpierw was kocham. 

Dziś zdjęciowo u mnie po raz drugi Ania. Ujęta na czerwcowym łączonym plenerze MisiAdela. Gdzie ludzie są dla siebie mili, w powietrzu wiruje sztuka i kreatywność, a jedyna krytyka to ta, kiedy ktoś wieczorową porą rozleje z kieliszka, zamiast wypić. Zasłużona wszakże.
Ani i mi towarzyszył Łukasz, nawet załapał się w kadr czy dwa. I tu przyznaję się ze skruchą, że zdarza mi się Łukasza krytykować. Że za rzadko jeździ na plenery fotograficzne. Dlatego nie obiecuję poprawy. 











Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Majtki wyklęte.

 Jest taki stary dowcip, mówiący o tym, że kiedyś, żeby zobaczyć kobiece pośladki należało rozchylić majtki, a dziś, żeby zobaczyć majtki, należy rozchylić pośladki.  Natenczas właśnie , dzięki impulsowi słownemu od Pani Zofii przedstawię w miarę zwięźle historię damskich majtek. Historię teoretycznie długą jak pantalony, ale tak naprawdę jeśli chodzi o przedział czasowy to skąpą jak stringi. Wydawać by się bowiem mogło, że kobieca bielizna jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że na pewno pierwsze majtki założyła Ewa zaraz po wygnaniu z raju i jedyne co jest w tej historii niejasne to tylko to jakiej były firmy. Tymczasem jak się okazuje nic bardziej mylnego, przez wiele, wiele wieków gacie jako okrycie intymnej części ciała były czymś zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Taki na przykład żyjący 5300 lat temu na terenach dzisiejszego Tyrolu słynny człowiek lodu Ötzi, oprócz wierzchniej odzieży miał na sobie specjalną skórzaną przepaskę chroniącą genitalia. W XIII ...

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...