Przejdź do głównej zawartości

Jarek ma kota.

 Będąc w pełni władz umysłowych (na tyle na ile są pełne) oraz działając dobrowolnie bez przymusu stawiam dolary przeciwko zielonym kasztanom, że gdyby prezes Jarek jako niezależnego kandydata pissmanów na urząd prezydenta Polski wyznaczył swojego kota to poparcie dla sierściucha byłoby podobne, jeśli nie większe niż obecnie posiada specjalista od dwóch puci. Aktualnie po spektakularnym spadku, Palio Nawrocki ma wciąż i aż 21% poparcia, co oznacza oczywiście, że wyprzedził go idol pryszczatych nastolatków czyli konfiderata o rdzennie polskim nazwisku Mentzen, ale to oznacza również i niestety, że w naszym kraju mamy 21% fanatycznych wyznawców pisu z wypranymi chemiczno-republicznie mózgami, którym nie przeszkadza ani głąbowatość kandydata, ani jego trwonienie publicznych pieniędzy na prywatne przyjemności, ani jego znajomości z kibolami czy paniami uprawiającymi najstarszy zawód świata (choć zdania są podzielone czy był to zawód prostytutki czy adwokata). Ci sami wyborcy również wierzą ślepo, że tak zwana Koalicja 15 października mści się politycznie na poprzedniej ekipie rządzącej, próbując powsadzać pospolitych złodziei z immunitetami poselskimi do więzień oraz głoszą za swoją telewizyjną krynicą mądrości, że wszelkie zło tego świata choćby w postaci podwyżek to wina Niemców i Ryżego. Wiele, wiele lat temu niejaki Winston Churchil miał podobno powiedzieć, że demokracja to fatalny ustrój, ale nic lepszego do tej pory nie wymyślono. Mimo upływu czasu stan ten pozostaje bez zmian. Każdy bez wyjątku i niezależnie od poziomu IQ lub jego prawie braku, po ukończeniu 18 lat nabywa automatycznie prawa wyborcze i od tego dnia może być legalnie mamiony, oszukiwany i naciągany przez ludzi nazywających się politykami. Również przez akwizytorów, fałszywych wnuczków, banki oferujące niby super konta oszczędnościowe oraz Świadków Jehowy. O ile w przypadku ulegania indywidualnym naciągaczom zło czynione jest tylko idiocie, o tyle w przypadku wyborów, czy to samorządowych, czy to parlamentarnych i prezydenckich zło czynione jest wszystkim i to na lata. Z przykrością uświadomiłem sobie, że odkąd odzyskaliśmy niepodległość po okupacji radzieckiej nie mieliśmy szczęścia do głów państwa. Jak nie Nie chcem ale Muszem Wałęsa, to Filipińska Noga Kwaśniewski, kartofel Kaczyński, Bul bul Komorowski, aż do Żulczykowego Debila. Subiektywno obiektywnie przyznać muszę, że z całej tej menażerii mimo wszystko, najlepszym moim zdaniem mężem stanu mimo kilku wpadek i podpisania tego cholernego końkordatu, który ciąży nam u nogi od 1998 roku jak stalowa kula, był Kwaśniewski. Wyglądał jak polityk, mówił jak polityk, wypić umiał prawie jak polityk no i miał u swojego boku najlepszą Pierwszą Damę ever. Był to jak na razie jedyny taki zestaw, którego obecność nie czyniła z Pałacu Prezydenckiego obory. Dziś stoimy na progu kolejnych wyborów. I znowu przyznać muszę, że niezależnie od moich prywatnych i całkowicie osobistych poglądów, sensowny pretendent na stanowisko prezydenta RP jest tylko jeden. Reszta to menażeria rodem z ZOO. Niestety menażeria, która ma zaskakujące poparcie wśród zwiedzających i klaszczących z uciechy, kiedy małpa zje banana, a hipopotam pod wodą puści bąka. Dlatego tak ważne jest, by nie patrząc na to co robi Donald i jego ekipa iść na wybory prezydenckie i zagłosować na takiego kandydata, który temu urzędowi przywróci należną powagę i szacunek. Zwłaszcza po ostatnim lokatorze. Żeby nie było, że jestem jak ten ptak co własne gniazdo kala - Amerykanie podobnie za kilka lat będą musieli posprzątać po pomarańczowym, bo jak znam życie to co nawywijał przez te kilkanaście dni to jest dopiero preludium jego błaznowania.
Pamiętajcie więc, gdy nadejdzie czas: urna wasza mać!

A dziś zdjęciowo wiatr. Wiatr zmian. Czyli Ola i Karl i sesja która przeleżała u mnie na dysku jakieś 6 lat. Nie dlatego, że mi się nie podobała i musiałem do niej dojrzeć, tylko wtedy zrobiliśmy dwie różne stylistycznie sesje i po opublikowaniu pierwszej zapomniałem o drugiej. Dziś więc nadrabiam.
kiev88/hp5










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...