Przejdź do głównej zawartości

Benzoiloekgonina.

Starożytni mawiali "pecunia non olet" czyli pieniądz nie śmierdzi. W odróżnieniu od wychodków czy rynsztoków, które wówczas na pewno śmierdziały bardziej niż dziś, choćby z powodu braku odpowiednich środków czystości - najpopularniejszym wówczas płynem do dezynfekcji był ocet. W czasach obecnych pieniądz dalej nie śmierdzi, za to postęp technologiczny sprawił, że niezłe interesy robi się na śmieciach, na oborniku i moczniku, na ściekach. Są też ludzie, którzy w takich ściekach lubią się babrać zawodowo, żeby nie powiedzieć dla przyjemności. I nie chodzi tu o żadne dewiacje czy o pracowników oczyszczalni. Tylko o naukowców, tym razem nie tylko tych najsłynniejszych czyli amerykańskich, ale o tych z całego świata. Okazuje się bowiem, że to co z naszych mieszkań i domów trafia do kanalizacji jest cennym źródłem wiedzy wszelakiej. Najlepszym przykładem jest właśnie opracowywana najnowsza dyrektywa unijna dotycząca ścieków, opierająca się na koncepcji, że woda w każdej postaci, a więc i ta z oczyszczalni jest dobrem wspólnym i choćby dlatego, by mogła być odpowiednio chroniona musi być kompleksowo badana i monitorowana stale. Bardzo szybko w trakcie opracowywania nowej dyrektywy uaktywniło się lobby farmaceutyczne, kosmetyczne i odzieżowe, próbując wywierać różne naciski na powstający dokument. Bowiem w ściekach zostają różne ślady ich produktów oraz wiele pilnie strzeżonych tajemnic produkcji i co więcej, dotychczas wszystkie te wielkie koncerny nie ponosiły żadnych konsekwencji z powodu wprowadzania do środowiska szkodliwych substancji jak chociażby hormonów z terapii antykoncepcyjnej, antybiotyków,  mikroplastiku i pestycydów jeśli chodzi o branżę odzieżową. Co ciekawe oprócz naukowców i badaczy w ścieki zaczęła zanurzać się też policja i to nie dlatego wcale, że sięgnęła dna. Włoskie organy ścigania od dziesiątek lat monitorowały rozkwit handlu narkotykami badając... wysokie nominały banknotów, które jak niejednokrotnie widać na filmach służyły do wciągania kresek z luster i tacek. Z biegiem lat rozwój technologii płatności bezgotówkowej spowodował, że pieniądz dalej nie śmierdział, ale też przestał zalatywać kokainą, Włosi sięgnęli więc po ścieki i dalej sprawdzali ile towaru trafia na rynek - co prawda kokaina ulega dosyć szybkiemu rozpadowi na różne związki chemiczne,  jednym z nich i bardzo charakterystycznym jest benzoiloekgonina. Po ich sukcesach po tę metodę sięgały kolejne kraje borykające się z handlem narkotykami. A że Polacy nie gęsi, swoje ścieki mają to i w kraju nad Wisłą zaczęto grzebać w kanalizacji. Z początku nieśmiało i to raczej w poszukiwaniu wirusów i bakterii jak to było chociażby w przypadku Covid-19, a z biegiem lat zainteresowano się też używkami. Miastem, które najdłużej i regularnie w Polsce bada spożycie używek nielegalnych jest Kraków. Miasto studenckie więc nie króluje tam wcale nietania kokaina, tylko sporo bardziej przystępna cenowo amfetamina i ketamina, których spożycie z roku na rok rośnie. Warszawa być może z zazdrości również rozpoczęła swój monitoring, podchodząc do tego nieco bardziej szczegółowo, stąd znane już są zwyczaje mieszkańców stolicy. Warszawiacy najostrzej i bez hamulców wciągają w weekendy, co w swojej całkiem zacnej książce p.t. Ślepnąc od świateł opisał Jakub Żulczyk, (tak wiem, dla leniwych jest też serial na podstawie tej powieści). W tygodniu natomiast w ściekach królują antydepresanty, co w ogólnym rozrachunku daje obraz miast non stop na haju, legalnym lub nie, miasta które bawi się do utraty tchu w dni wolne, a w pozostałe leczy nie tylko kaca.
Z roku na rok metoda badania tego co płynie rurami do oczyszczalni jest coraz bardziej dokładna. Naukowcy chełpią się, że są w stanie wziąć pod lupę nie tylko miasto, dzielnicę, czy kwartał, ale konkretny blok i po analizie ścieków określić ile osób wciąga kokę, amfę, ile pali trawkę i ile choruje na przykład na raka. I tu się rodzi kwestia ważna. O ile w mediach co chwilę przetaczają się dyskusje o tym, na ile nasza prywatność jest zagrożona przez wszechobecne monitorowanie, śledzenie, nagrywanie i podsłuchiwanie zwykłymi nawet telefonami, które dziś posiada praktycznie każdy, o tyle w przypadku grzebania w sikach jeszcze nikt nie zaznaczył wyraźnej granicy prywatności. No może poza uczelniami w Polsce, które solidarnie co do jednej, nie wyrażają zgody na badanie ścieków pochodzących z ich placówek. Co z jednej strony może dziwić - wszak to właśnie te uczelnie szkolą przyszłych badaczy i naukowców. A z drugiej strony wydaje się być słuszną ostrożnością, bo kto nie słyszał chociażby o imprezach studentów...

Na okrasę tego jakże przyziemnego, żeby nie rzec podziemnego artykułu, dziś piękna Weronika, uchwycona jakiś czas temu w mieście Warszawa. Między jedną herbatką a drugą.
Rolleiflex SL35M/portra400.























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ach ta dzisiejsza młodzież.

 Nie mam pojęcia jak to wygląda w innych krajach, w innych społecznościach. Ale u nas w rodzimym grajdołku "achowanie" mamy niejako we krwi. Kiedy byłem młody, z ust starszych nie raz słyszałem: "ach ta dzisiejsza młodzież", kiedy jestem starszy, z ust wielu rówieśników słyszę to samo. Plus jeszcze modne są: "za moich czasów" oraz "kiedyś to było inaczej". I szczerze mówiąc nie mam pojęcia, skąd to się bierze. No dobrze, za moich czasów i kiedyś to było inaczej, da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo faktycznie świat nie stoi w miejscu, świat się zmienia, a nowinki technologiczne skróciły obieg informacji z tygodni do sekund, przesyłany zaś obraz pozwala mieszkańcowi Australii uczestniczyć on-line w koronacji Karola, króla Brytów. Można rzec, że świat się skurczył do niewielkiej szklanej kuli, w której kiedyś po potrząśnięciu, wokół figurki tańczącej pary wirował "śnieg", a dziś wirują pierdyliardy informacji i obrazów. Więc ...

Zombie.

Kiedyś (w tym wypadku słowo kiedyś oznacza jakieś dwadzieścia pięć lat wstecz) obejrzałem kilka filmów o zombie i dałem sobie spokój z kolejnymi. Czemu? Bo były do znudzenia powtarzalne. Nagła zaraza, epidemia, hordy żywych trupów, garstka niezarażonych i nieustająca zabawa w kotka i myszkę z tymi co mają mózg i tymi co chcą go zjeść. Strzelby, siekiery, piły łańcuchowe... zieeeew. Czyli nuda. Flaki (najczęściej dużo flaków) z olejem. Dlatego szerokim łukiem omijałem ten gatunek i poza dwoma wyjątkami nadal omijam. Pierwszym wyjątkiem był Zombieland. Rzec by można lekka i przyjemna komedyjka o zombie, dodatkowo z dwójką aktorów, których lubię, czyli Bill Murray grający samego siebie i Woody Harrelson. Drugim filmem, który mi się spodobał (ale to raczej ze względu na robiące wrażenie kadry i ujęcia) był/jest: Jestem legendą. Z Willem Smithem. Reszta jakoś mi nie podchodzi i już. I chyba dobrze, bo jak pokazało życie, nasze ludzkie wyobrażenia o zombie szerokim łukiem rozmijają się z rze...

Biała Lwica.

Oto pomysł jaki chodził mi o głowie od dłuższego czasu. Mając "pod ręką" tak wspaniałą aktorską parę jak Andrzej Bersz (i jego przebogata garderoba oraz rekwizyty) i Wiktoria Szadkowska (jej uroda oraz jej przedługie blond włosy) nie bałem się realizacji, choć do obojga trzeba już niestety ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać. Do szczęścia brakowało nam jedynie zdolnej wizażystki z talentem fryzjerskim, takiej jak Magda Kwaśnik. W pewne wyczekane i wystane w kolejce poniedziałkowe przedpołudnie spotkaliśmy się więc wszyscy czworo (a właściwie pięcioro - gościnnie pojawił się Olek, fotograf) w mojej podwarszawskiej wsi. Efekt tego spotkania możecie obejrzeć poniżej. Tradycyjnie już za aparat posłużył kiev 88, a za film tmax400.